Po kilkunastu latach przymiarek i 15 miesiącach remontu w Podgórzu 27 kwietnia otwarto ponownie malowniczy Park im. Wojciecha Bednarskiego.
Założono go pod koniec XIX wieku w wyrobisku dawnego kamieniołomu na Krzemionkach Podgórskich. Ma powierzchnię ponad 13 ha.
Ponieważ na otwarcie zrewitalizowanego parku przewidziany był piknik retro, organizatorzy drżeli o pogodę. Na szczęście się udała i podgórzanie oraz krakowianie tłumnie ruszyli do parku.
Podgórsko-krakowska legenda mówi, że kiedy późniejszy założyciel i fundator parku Wojciech Bednarski (1841-1914) wyruszał na pieszą przechadzkę, idąc mostem, zawracał w połowie, dbając o to, by jego stopa nie postała we wrażym Krakowie! Na szczęście liczni krakusi nie mieli tego rodzaju obiekcji i drogę "na Podgórz" przebyli łatwo, wśród nich oczywiście prezydent Jacek Majchrowski, który dokonał oficjalnego aktu otwarcia w niecodzienny sposób - zamiast przeciąć wstęgę, rozwiązał ją. No i słusznie, oszczędny krakowianin nie marnuje dobrej wstęgi, tnąc ją bez sensu na kawałki. Cała może się jeszcze kiedyś przydać.
Nie bardzo już pamiętamy burzliwe kontrowersje wokół remontu parku, akcje okupacyjne i protesty. Przyniosły one pewne pozytywne efekty i pierwotny projekt, mocno modernizacyjny, został nieco odchudzony na rzecz pozostawienia tego miejsca w stanie jak najbardziej zbliżonym do pierwotnego. Dodano urządzenia do zabaw dzieci, zjeżdżalnie, drewniane i stalowe postacie zwierząt i osób z legendy o panu Twardowskim, odbudowano domek ogrodnika, odnowiono alejki i glorietę (mało kto zna taką nazwę), czyli okropny zdewastowany okrąglaczek, jedyny budynek zachowany z dawnego urządzenia parku.
Nareszcie przywrócono też do przyzwoitego wyglądu pomnik założyciela. W muzycznej altanie podczas otwarcia grała orkiestra i podobno nie jest to ostatni koncert w tym miejscu, które na co dzień będzie stanowić cenny punkt widokowy, dający perspektywę na most, Wisłę, Kraków, a nawet Wawel.
Starsi i młodsi ze zdziwieniem oglądali po raz pierwszy w życiu kataryniarza i słuchali muzyki z lekko fałszującego (katarynka nie lubi wilgotnego powietrza i chłodu) instrumentu. Faktycznie, ciepło nie było, ale pogoda nie odstraszyła zapamiętałych piknikowiczów od rozkładania na trawie koców i zajadania przyniesionych z domu przysmaków.
A kiedy jeszcze powrócą wiewiórki, przepędzone remontem, a przede wszystkim nieobecnością dokarmiających je spacerowiczów (podobno widziano jedną pionierkę), wszystko będzie jak dawniej.