Siostra Nulla 30 kwietnia, podczas spotkania z góralami w parafii Marii Magdaleny w Poroninie koło Zakopanego, opowiadała o swoim uzdrowieniu, które zostało uznane w procesie beatyfikacyjnym kard. Stefana Wyszyńskiego.
Siostra Nulla na każdej Mszy św. w czasie kazania opowiadała góralom historię choroby, uzdrowienia i życia zakonnego. - Najpierw zmagałam się z nowotworem tarczycy. Jednak sytuacja została opanowana. Niestety, po dwóch latach pojawiły się przerzuty. Oprócz leczenia w Szczecinie, otrzymałam pomoc w Instytucie Onkologii w Gliwicach. Mogłam rozpocząć nowicjat, byłam przeszczęśliwa! Tymczasem choroba znowu dała o sobie znać. Nowotwór pojawił się w gardle. Bardo cierpiałam, bywały noce, że mogłam tylko siedzieć. Doszło do przerzutów. Podjęłam decyzję, że nie poddam się operacjom - opowiadała s. Nulla.
Zakonnica wspominała o wielkim wsparciu sióstr ze Wspólnoty Uczennic Krzyża. - Od lekarzy słyszałam o bliskiej śmierci. Miałam zaledwie 21 lat. Tymczasem siostry zapewniały mnie, że nie ważne ile żyjemy, ale jak żyjemy. Prosiły mnie, bym nie zmarnowała tego krzyża, jaki Bóg mi ofiarował. One w tym czasie rozpoczęły modlitewną nowennę poprzez wstawiennictwo Prymasa Tysiąclecia kard. Stefana Wyszyńskiego - podkreślała s. Nulla. - Wiedziałam, że moje życie nie jest w rękach lekarzy, ale w rękach Pana Boga. Płynęły łzy, ale w sercu zapanował pokój. Siostry zaczęły mi nawet szyć habit do trumny. Doszło do tego momentu, że w nocy zaczęłam się dusić, myślałam, że każdy oddech to ten ostatni. Nagle nad ranem przyszedł moment ulgi, powoli wracałam do pełni sił - mówiła z wielkim wzruszeniem s. Nulla.
Siostra podkreśliła, że jej uzdrowienie to dowód na to, że "Bóg wie kiedy i czego nam udzielić". - Do dzisiaj, do teraz, wciąż zadaję sobie pytanie, dlaczego to akurat mnie Bóg zachował przy życiu? Przecież nie wszystkich uzdrawia - mówiła s. Nulla. - Proszę Was o nieustanną modlitwę za swoich bliskich, by nie odrzucili krzyża, który daje nam Bóg. Mam nadzieję, że przez to moje świadectwo i waszą modlitwę Bóg otworzy choćby jedno serce człowieka, który Go odrzucił - dodała.
Za przyjęcie zaproszenie i przyjazd w Tatry dziękował s. Nulli ks. Stanisław Parzygnat, proboszcz parafii w Poroninie.