Hanna Chrzanowska była z ludźmi i dla ludzi. Zarażała dosłownym rozumieniem przykazania miłości bliźniego, uczyła wrażliwości na cierpienie fizyczne i duchowe. Dziś jej świętość przemawia nie tylko do chorych i ich opiekunów.
Jeremi cierpi na cukrzycę, konieczna była amputacja nogi. W czasie i po modlitwie z relikwiami bł. Hanny Chrzanowskiej mężczyzna odczuł wyraźną zmianę na lepsze. Bardzo szybko zdjęto opatrunek, czego normalnie się nie robi, ponieważ gojenie jest długie. – Lekarz prowadzący, diabetolog, mówi, że jest tu ingerencja jeszcze kogoś, czego on nie jest w stanie określić – relacjonuje wydarzenia z dalekiego Madagaskaru o. Daniel Kloch OMI. Misjonarz pochodzi z Wiązowny, z parafii, w której H. Chrzanowska przyjęła chrzest. Kilka lat temu przywiózł na Madagaskar jej relikwie.
Znajdują się one w dużym mieście Tamatave (znanym też jako Toamasina) na wschodnim wybrzeżu wyspy, w ośrodku dla dzieci z niepełnosprawnością ruchową i psychiczną, prowadzonym przez karmelitanki mniejsze od Matki Bożej z Góry Karmel. Takich miejsc na świecie jest więcej. Pięć lat po beatyfikacji krakowska pielęgniarka znana jest i otoczona kultem w Brazylii i w Burkina Faso, w Czechach i Kanadzie, w Rosji i w Stanach Zjednoczonych, na Filipinach i w Tanzanii. Jej relikwie trafiają do kościołów, szpitali i hospicjów w całej Polsce. – Stała się czytelnym znakiem Bożej obecności w świecie przepełnionym cierpieniem, biedą i nędzą. Była znakiem przez to, co robiła – podkreśla ks. Józef Gubała, proboszcz parafii św. Mikołaja w Krakowie, gdzie znajduje się alabastrowy sarkofag z ciałem błogosławionej pielęgniarki, bliskiej współpracownicy kard. Karola Wojtyły, prekursorki pielęgniarstwa parafialnego.
Do rozkwitu kultu H. Chrzanowskiej przyczyniła się pandemia. Pewien włoski medyk prosił, by przesłać obrazki z jej wizerunkiem do jego szpitala. Przytłoczony ogromem cierpienia i śmierci, wobec których lekarze i pielęgniarki byli bezradni, szukał nadziei i wsparcia u pielęgniarki z Krakowa. Jak podkreślał historyk ks. Jacek Urban w czasie uroczystości w 5. rocznicę beatyfikacji H. Chrzanowskiej i 50. rocznicę jej śmierci, należy ona do grona świętych, którzy „podają sobie ręce” i zarażają siebie i innych dosłownym rozumieniem przykazania miłości bliźniego. – To nie są samotni święci. To są święci spośród ludzi i dla ludzi – mówił.
Kaplica poświęcona Hannie w kościele św. Mikołaja nie jest miejscem samotnym. Ludzie przychodzą często, by prosić o zdrowie dla siebie i najbliższych, o uzdrowienie fizyczne czy duchowe. Małżeństwa uciekają się do jej wstawiennictwa, gdy starają się o potomstwo, a studenci – zwłaszcza medycyny – powierzają jej swoje egzaminy i zawodową przyszłość. Intencje spływają pocztą, mailem, wrzucane są do skrzynki w kościele. W każdy czwartek czciciele błogosławionej pielęgniarki modlą się przez jej wstawiennictwo podczas nabożeństwa połączonego z adoracją Najświętszego Sakramentu. Hanna jednak jest nie tylko wzorem dla przedstawicieli służby zdrowia i pocieszeniem dla cierpiących.
– Potrafiła współpracować z proboszczami, organizowała pracę pielęgniarkom świeckim i duchownym. Do tego potrafiła włączyć młodzież akademicką, stając się jedną z twórczyń wolontariatu – wyliczał ks. Urban, mówiąc o początkach pracy na rzecz chorych i ubogich, jaką błogosławiona podejmowała najpierw z profesorem, biskupem, a wreszcie arcybiskupem metropolitą kard. Wojtyłą. Beatyfikacja H. Chrzanowskiej odbyła się w sanktuarium Bożego Miłosierdzia. To nie jest miejsce przypadkowe. – W miejscu, w którym czytamy księgi Bożego Miłosierdzia, pokazano księgę, którą zapisała H. Chrzanowska. To jest także księga miłosierdzia. To księga miłości miłosiernej, samarytańskiej, okazywanej chorym, cierpiącym. Była wspaniałym nauczycielem praktycznego wymiaru Bożego miłosierdzia – zauważył ks. Urban.
Kiedy na cmentarzu Rakowickim w Krakowie żegnały ją tłumy ludzi, nad jej mogiłą zabrzmiało nie „Wieczny odpoczynek”, ale uroczyste „Magnificat” za życie bez reszty oddane cierpiącym, za bezinteresowną posługę wśród najbiedniejszych i zapomnianych, za zaangażowanie i pasję. Jak twierdzi wielu, Hanna sprawiła, że Kościół przyszedł do chorych, a nie chorzy do Kościoła. „Była latarnią światła wśród ciemności ludzkiego bólu” – mówił o niej 45 lat później, podczas uroczystości beatyfikacyjnych, papieski legat kard. Angelo Amato.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się