Krakowski poeta Adam Ziemianin, piewca gór i codzienności, 12 maja skończył 75 lat. Do popularności jego wierszy przyczyniają się nie tylko drukowane tomiki, lecz także zespoły Stare Dobre Małżeństwo i U Studni, które je śpiewają.
Poeta, dla którego ważne są także sprawy religijne, podkreśla, że wiara jest dla niego m.in. „siłą pozwalającą życie znosić godnie”. Mimo słusznego wieku nie rezygnuje z radosnej afirmacji życia i nie spoczywa na poetyckich laurach, lecz wciąż tworzy coś nowego. W ostatnich latach ukazały się tom „Jesienne linie papilarne”, wydany przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, oraz wybór wierszy o tematyce religijnej i metafizycznej, wydany przez Bibliotekę Kraków pod tytułem „W niewidzialnych dłoniach Boga”. Tytuł zaczerpnięto zaś z wiersza „Przymrozek już oswojony”, gdzie autor pisał, że „Przymrozek już oswojony/ Cicho osiada na skroniach/ I wszystko – przyjacielu/ W niewidzialnych dłoniach Boga”.
Adam Ziemianin śmieje się, że jest już klasykiem, bo nie tylko doczekał się wielu wyborów swoich wierszy, ale także tomu studiów o swojej twórczości pt. „W obliczu cudów wszechświata...”. Na wydanie czeka z kolei nowy tomik „Krzątanie”. – Tytuł znaczący, wskazujący na moje kilkudziesięcioletnie krzątanie się po tym Bożym świecie – mówi poeta, dodając, że na ukończeniu jest kolejny tomik.
Bierze udział jako juror w konkursach poetyckich w całym kraju oraz w koncertach, m.in. upamiętniających Wojciecha Bellona, jego przyjaciela, twórcę niezwykłego zespołu Wolna Grupa Bukowina. Ostatni z nich odbył się niedawno w Nowohuckim Centrum Kultury. – Czytałem swoje wiersze, które zostały bardzo dobrze przyjęte. Nie zapominają więc o mnie – mówi poeta.
Pochodzi z Muszyny nad Popradem, do której wciąż wraca, również poetycko, lecz jego miastem stał się także Kraków. Do pisania wierszy zachęcił go Jerzy Harasymowicz, znany poeta z „krainy łagodności”. Adam Ziemianin był w swoim życiu m.in. flisakiem na Popradzie, pilotem szybowców, nauczycielem i dziennikarzem. Debiutował w 1968 r. na łamach krakowskiego „Życia Literackiego” wierszem „Święty Jan z Kasiny Wielkiej”. Pierwszy tom poezji „Wypogadza się nad naszym domem” opublikował w 1975 roku. Wydał ich w sumie ponad 30. W młodości, wraz z kolegami, współtworzył poetycką Grupę „Tylicz”. – Naszą wyobraźnię kształtowały łagodne wzgórza krain naszego pochodzenia, a nie wielkomiejska kamienna pustynia – wspomina.
W jego wierszach sporo miejsca zajmuje również dom, zarówno ten rodzinny w Muszynie przy ul. Ogrodowej, jak i krakowski, który wraz z dziećmi – Kacprem i Halszką – współtworzyła zmarła w 2005 r. żona Maria. Żonę, wnuczkę pisarza i poety Emila Zegadłowicza – piewcy Beskidów, poznał w 1975 r., gdy wraz z Wolną Grupą Bukowina zawitał do Gorzenia Górnego. – Zapatrzyliśmy się w siebie z Marią i tak się zaczęło – wspomina poeta. Poświęcił jej potem wiele utworów zebranych w tomach „Wiersze dla Marii” i „Przymierzanie peruki”. Do końca życia pozostała jego „słoneczną latarnią”, jak zwracał się do niej w jednym z wierszy.
Od wczesnej młodości był koneserem życia, jego dużych i małych radości, radowały go wędrowanie bez celu, długie rozmowy z przyjaciółmi przy kuflu piwa, szukanie piękna w najbliższym otoczeniu, które nie zawsze wydaje się piękne na pierwszy rzut oka. W krzątaninie codzienności spoglądał jednak ku niebu. – Poczucie wiary w Boga wyniosłem z domu, który był bardzo religijny. Pamiętam z dzieciństwa godzinki śpiewane przez babcię, wczesnoranne wędrówki na Roraty z mamą. To wszystko budowało we mnie religijność i znajdowało odzwierciedlenie w poezji. Kochanowskiego odkryłem np. przez jego pieśń religijną „Czego chcesz od nas, Panie”, którą śpiewałem w chórze kościelnym – mówi poeta. „W pierwszych słowach mego listu/ Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus/ Ten z kapliczki przy Ogrodowej/ Za to że niósł nam czysty płomień” – rymował w słynnym „Liście do Ogrodowej”, przejmująco śpiewanym przez Stare Dobre Małżeństwo. „Ty który stworzyłeś/ jaśminu gałązkę/ Ty który orzech włoski zawiązujesz w piąstkę./ Zachowaj dzisiaj od nienawiści/ Moje serce moje oczy moje myśli” – pisał z kolei w wierszu „Modlitwa końca mojego wieku”.
W jednym z wierszy napisał też: „Dałeś mi Panie łaskę – abym – ślad zostawił/ Koślawy może – śmieszny – ale własny”. – Bardzo sobie tę łaskę cenię. Ten ślad zostawiłem w twórczości, w małżeństwie, w dzieciach, w pielęgnowanych przyjaźniach – mówi poeta. A potem, usiadłszy na krześle przy biurku w swoim mieszkaniu, łyknąwszy z kubka zielonej herbaty, zaczyna pisać – przez kilka godzin codziennie, niczym urzędnik galicyjski, by zostawiony ślad utrwalać.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się