Od południa aż do wieczora 15 czerwca po ulicach Krakowa harcował Lajkonik W tym roku jednak sytuacja była szczególna - po raz pierwszy w rolę Lajkonika wcielił się Mariusz Glonek.
Nowy to nie znaczy, że całkiem "zielony". Pan Mariusz to syn Zbigniewa Glonka, który w zeszłym roku przeszedł na lajkonikową emeryturę po 35 latach dźwigania drewnianego konia. Poza tym nowy Lajkonik ma spory staż w roli włóczka. Jak się przyznał, trema jednak była, mimo że treningi odbywał nowy Lajkonik już od lutego.
Pochód Lajkonika to jedna ze znanych tradycji krakowskich. Legenda mówi, że włóczkowie, czyli flisacy ze Zwierzyńca, wiosłami i bosakami zatłukli Tatarów szykujących się do napadu na Kraków, a potem - ubrawszy się w zdobyte na nich stroje - wkroczyli triumfalnie do miasta.
Scenariusz pochodu jest ustalony od dawna. Wszystko zaczyna się na dziedzińcu krakowskich wodociągów (Mariusz Glonek, tak samo jak jego ojciec, jest pracownikiem wodociągów miejskich), stamtąd orszak idzie na Zwierzyniec, do klasztoru norbertanek, a potem ulicami Kościuszki i Zwierzyniecką na Rynek. W tym roku troszkę to zmieniono, bo dziedziniec wodociągów jest w remoncie, ale podwórza użyczyła nieodległa posesja. Tam po raz pierwszy Lajkonik pokłonił się chorągwi malinowej, z którą potem zatańczył jeszcze trzy razy - u norbertanek, na skrzyżowaniu przed Filharmonią (na tę okoliczność MPK wyłączyło prąd w sieci tramwajowej na wypadek, gdyby chorąży lub któryś z buńczucznych z końskimi ogonami na długich drzewcach niechcący sięgnął linii trakcyjnej) i na Rynku.
Po drodze tańczył także w innych miejscach, już bez chorągwi, oraz przede wszystkim walił buławą na prawo i lewo oraz do koszyczka zbierał haracz. Ludzie nadstawiali się pod ciosy buławy, bo wiadomo, że takie uderzenie daje szczęście na cały rok. Ono jednak ulatuje, jeśli się nie odda Lajkonikowi haraczu, ale... oszczędni krakowianie od dawna próbują, czy nie uda się złapać trochę szczęścia bez ponoszenia kosztów. Takich ryzykownych eksperymentów nie robił prezydent Jacek Majchrowski i Lajkonik odebrał od miasta suty haracz, dodatkowo wzmocniony toastem i specjalnym tańcem "Urbem salutare" (Pokłon miastu). Tym samym rok szczęścia dla Krakowa został zapewniony!