W podkrakowskiej wsi Kaszów upamiętniono ofiary pacyfikacji tej miejscowości przez Niemców, podczas której zamordowano 26 osób.
Wspominano ich w niedzielę 2 lipca w trakcie Mszy św. w kościele pw. Matki Bożej Różańcowej oraz przy pomniku stojącym na mogile zbiorowej ofiar 1 lipca 1943 roku. - Nasi przodkowie pomordowani przed 80 laty chcą nam udzielić ważnej lekcji, m.in. lekcji miłości do drugiego człowieka wyrażającej się w tym, że jest się gotowym oddać za niego życie - mówił podczas Mszy św. ks. Marcin Cholewa.
Przy pomniku upamiętniającym pomordowanych odczytano ich nazwiska, zaś ks. Jacek Kasperczyk, proboszcz parafii w Kaszowie, odmówił modlitwę. Poświęcono także tablicę, która zostanie umieszczona na krzyżu na cmentarzu kaszowskim, upamiętniającym ofiary.
Profesor Filip Musiał, dyrektor oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie, przypomniał kontekst wydarzeń sprzed 80 lat. - Pamiętajmy, że to wydarzenie nie było wydarzeniem jednostkowym. Pacyfikacja Kaszowa była wpisana w cały ciąg działań niemieckich, które rozpoczęły się już we wrześniu 1939 r.: masowych morderstw, ludobójstwa, wysiedleń, grabieży majątków, zsyłek do obozów pracy, likwidację szkolnictwa polskiego, niszczenie kultury. Działania niemieckie były ukierunkowane na to, żeby pozbawić Polaków warstwy przywódczej, abyśmy stali się kastą niewolników, poddaną niemieckim panom - powiedział dyrektor IPN. - Od roku 1942 do 1944 Niemcy przeprowadzili 650 akcji specjalnych, w trakcie których spacyfikowano ok. 10 tys. wsi. Straciło wówczas życie 17 tys. osób. Gdy spotykamy się przy tym pomniku na grobie waszych przodków, warto, abyśmy pamiętali, że wasza pamięć rodzinna, wasza pamięć wspólnotowa jest elementem pamięci zbiorowej. Oddając dzisiaj cześć tym, którzy zostali tu zamordowani, upominamy się o pamięć wszystkich tych, których zamordowali Niemcy w latach II wojny światowej - dodał prof. Musiał.
Wśród uczestników uroczystości była m.in. Anna Gumula z d. Buła. - Niemcy rozstrzelali wówczas m.in. mojego ojca, 40-letniego wówczas Jana Bułę, żołnierza Armii Krajowej. Ja miałam wówczas 3,5 roku. Nie zapamiętałam tego, lecz mama mi potem opowiadała, że pobiegłam do leżącego wraz z innymi ojca, ale odegnał mnie Niemiec. Potem ojca zabrali i już go więcej nie zobaczyłam. Dla mnie i kilkorga mojego rodzeństwa zaczął się wkrótce okres sieroctwa. W rok po pacyfikacji oddano nas do różnych domów dziecka, nie wiedzieliśmy o sobie wzajemnie. Mama chorowała, przeżyła jeszcze zaledwie kilka lat - wspomina córka zamordowanego w trakcie pacyfikacji.
Jej świadkiem była Stanisława Szymula. - Miałam wtedy 16 lat. Było to dla mnie straszne przeżycie. Pacyfikacja trwała od rana do wieczora. Leżeliśmy na ziemi, na ugorach, twarzą do ziemi. Gdy Niemcy stali naprzeciwko nas, nikt nie był pewny, czy nie dostanie kulą w głowę. Wcześniej, tego samego dnia, spotkałam pana Jana Bułę, bo przyszedł do moich rodziców. Rozmawiał z nimi, nie spodziewając się, że niedługo straci życie - mówi pani Stanisława.
Pacyfikacja Kaszowa była odwetem za dokonany dzień wcześniej przez oddział komunistycznej Gwardii Ludowej napad rabunkowy na mleczarnię w pobliskiej Rybnej. Nad ranem 1 lipca 1943 r. Kaszów został otoczony przez oddziały niemieckie. Wszystkich mieszkańców spędzono na plac w pobliżu szkoły. Rozdzielono mężczyzn od kobiet i dzieci. Wszyscy musieli leżeć twarzą do ziemi. Od rana do wieczora w pobliskiej stodole trwały przesłuchania, z użyciem tortur, wyselekcjonowanych osób. Wieczorem Niemcy ogłosili, że przesłuchiwane osoby zostaną rozstrzelane. Zabito strzałem w tył głowy 26 osób, wśród nich kobiety. Wrzucono je do wykopanego dołu. Na zakończenie akcji pacyfikacyjnej spalono we wsi wiele domów. Trzy dni później Niemcy spacyfikowali pobliskie Liszki, gdzie zamordowano 30 osób, oraz Piekary.