Gdy w Bachmucie była pewna, że umiera, żałowała jednego – że nie powiedziała wszystkim bliskim, że ich kocha. Gdy przeżyła, zrozumiała, że choć straciła nogę, to przecież nie straciła serca ani swojego człowieczeństwa. Dziś Grażyna Sławińska mówi, że jej siłą napędową jest miłość i dlatego wraz z „Kliką w Charkowie” znów pomaga w Ukrainie.
Przekonuje też, że ani ona, ani Kamil Moskal nawet przez moment nie pomyśleli, iż „wypadek”, który wydarzył się 6 stycznia w jednym z krwawiących miejsc świata, oznacza koniec ich działalności, polegającej nie tylko na dostarczaniu pomocy humanitarnej, ale przede wszystkim na byciu z tymi, którzy każdego dnia mierzą się z wojenną rzeczywistością.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.