Kolędniczy pochód, idący z trzech różnych stron miasta, pod Wawelem odbył się po raz 14. Orszak króla europejskiego do Świętej Rodziny przyprowadził metropolita krakowski.
Orszak niebieski (afrykański) wyruszył z pl. Matejki, by przejść ulicą Floriańską, placem Mariackim, a potem ul. Sienną dojść na Rynek Główny. Orszak zielony (azjatycki) w tym roku, z powodu remontów na krakowskich ulicach, szedł zmienioną trasą. Wyszedł z salezjańskiego parku Wioski Świata przy ul. Tynieckiej, doszedł do ul. Konfederackiej, a następnie mostem Grunwaldzkim, bulwarem Czerwieńskim, aż w końcu Plantami dotarł do celu. Orszak czerwony (europejski) uformował się na Wawelu po Mszy, której o godz. 10 przewodniczył abp Marek Jędraszewski. Po Eucharystii przeszedł Drogą Królewską. Co ciekawe, król afrykański, który na trasie spotykał różnych krakowskich świętych, jechał na specjalnym ruchomym podeście, a król azjatycki - na rikszy.
By umilić czas oczekującym na przybycie orszaków, na scenie ustawionej przed Ratuszem cały czas trwało kolędowanie, prowadzone m.in. przez Lidię Jazgar czy Jacka Wójcickiego. Pomiędzy uczestnikami wydarzenia przechadzali się także wolontariusze Dzieła Pomocy św. Ojca Pio, którzy kwestowali na rzecz podopiecznych tej instytucji, czyli osób doświadczających kryzysu bezdomności.
Gdy królowie dotarli już do Świętej Rodziny i wraz z zebranymi na Rynku Głównym pokłonili się Jezusowi (w tej roli wystąpił mały Józef, najmłodszy z ośmiorga dzieci Julianny i Jakuba Wołków), modlitwę poprowadził abp Marek Jędraszewski. W krótkim wystąpieniu zauważył, że nikt nie miał problemu ze zrozumieniem tego, co do Jezusa mówił król europejski, Kacper. Nikt pewnie nie rozumiał tego, co mówili królowie afrykański i azjatycki, bo posługiwali się swoimi ojczystymi językami. Nie przeszkadzało to jednak Dzieciątku, które w oczach miało zrozumienie, radość i pokój.
- Na pewno tak samo było w Betlejem 2024 lata temu, bo Dzieciątko Jezus zawsze rozumie serca ludzi - szczere, pełne dobroci, pobożności - które chcą otrzymać błogosławieństwo - mówił metropolita. Jak dodał, przybyliśmy do krakowskiego Betlejem świadomi tego, że tylko Jezus może nas nauczyć, co znaczy być Bożym dzieckiem. Wiele na ten temat nauczał Jan Paweł II, chociażby podczas pierwszej pielgrzymki do Polski w roku 1979. To właśnie wtedy padły pamiętne słowa o tym, że "człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa", że "Polski nie można zrozumieć bez Chrystusa" i że "Chrystusa nie można wyłączać z dziejów człowieka w jakimkolwiek miejscu ziemi".
- Uroczystość Objawienia Pańskiego - tego, że Jezus Chrystus, Boży Syn, objawił się jako człowiek - to jedna wielka lekcja tego, czym jest miłość Boga do człowieka, miłość pełna pokory i uniżenia, ale też miłość, która jednocześnie budzi szacunek i wdzięczność ludzi. Tę wdzięczność i ten szacunek, przed wiekami wyrazili mędrcy ze Wschodu, przychodząc do Betlejem za gwiazdą - podkreśli arcybiskup, dodając, że idąc dziś za nimi, musimy uczyć się prawdy o swojej godności i przeznaczeniu do wieczności.
- W świetle tego trzeba odnieść się do tego, w jaki sposób formułowane są plany ministerstwa oświaty, by redukować lekcje religii w szkole. Dlaczego te lekcje mają być umieszczane tylko na początku planu dnia albo na końcu, jakby były gorsze? Przecież one uczą najbardziej podstawowych rzeczy - zaznaczył arcybiskup. Opowiedział tez zebranym, że on swoją edukację zaczynał w roku 1956, gdy kończyła się era stalinowska. Jeszcze jesienią nie było w szkole ani krzyża, ani lekcji religii. Krzyże pojawiły się dopiero po 6 stycznia 1957 r., a nieco później także lekcje religii. Niestety, już rok później zaczęły się próby wyprowadzania lekcji religii ze szkół oraz przesuwania ich na pierwsze lub ostatnie miejsce w siatce godzin. W końcu zostały te lekcje wyrzucone ze szkół, a dzieci i młodzież pozbawiono możliwości uczenia się od Pana Jezusa, czym jest miłość, dobroć, poświęcenie, człowieczeństwo.
- Dziś próbuje się nam zafundować to samo - gasić światło Chrystusa w sercach dzieci i młodzieży, wprowadzać ich w krainę mroków i ciemności - zaznaczył metropolita, cytując słowa Jana Pawła II wypowiedziane podczas pielgrzymki do Polski w 1991 r. Mówił on wtedy m.in., że "postulat, ażeby do życia społecznego i państwowego w żaden sposób nie dopuszczać wymiaru świętości, jest postulatem ateizowania państwa i życia społecznego i niewiele ma wspólnego ze światopoglądową neutralnością”.
Zdaniem arcybiskupa i dziś aktualne są słowa papieża, który wołał, że wielu z nas (katolików) czułoby się nieswojo w państwie, z którego struktury wyrzucono Boga. - W roku 2024, 35 lat od początku zmian ustrojowych, znowu z wielkim niepokojem musimy stawiać pytanie: "Czyja jest Polska?". Czy polskiego narodu, który od samego początku tworzył swoje chrześcijańskie wymiary życia i który ma korzenie chrześcijańskie i bez chrześcijaństwa nie może siebie zrozumieć? Czy Polska jest własnością jakichś lewicowych czy nawet lewackich specjalistów od inżynierii społecznej? Dziś, w święto Epifanii, możemy mieć i dać tylko jedną odpowiedź: Polska należy do Boga, który nam się w swojej miłości nieustannie objawia. Polska jest własnością Boga, a my do Niego - źródła miłości i światła - chcemy nieustannie dążyć - zakończył abp Jędraszewski.