Pierwsze urodziny swojego nowego, drugiego życia spędziła w Kijowie. Zdmuchując świeczkę na torcie, pomyślała, że nie ma takiego upadku, z którego nie dałoby się podnieść, i że ma marzenie, które koniecznie chce spełnić.
Chodzi o odbudowę ukraińskiej wsi Partyzanckie. O tym marzeniu Grażyna Sławińska i Kamil Moskal na profilu „Kliki w Charkowie” na Facebooku napisali jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia, otwierając zapisy na listę elfów i aniołów, które ocalałym mieszkańcom Partyzanckiego (obwód mikołajowski) ufundują materiały budowlane oraz przekażą odrobinę ciepła i miłości do miejsca, jakie niezliczona liczba rakiet i bomb zamieniła w obraz nędzy i rozpaczy. Grażyna zostawiła tam kawałek swojego serca, a mniej więcej w połowie grudnia, patrząc na tamtą umęczoną ziemię, pomyślała, że „może właśnie tam, w tych zniszczonych chatach, pod połamanym dachem, przy wietrze hulającym wśród rozbitych szyb rodzi się Bóg”. I choć zdrowy rozsądek podpowiadał, że ani wszystkim pokrzywdzonym przez wojnę pomóc się nie da, ani nie ma szans, by podnieść z gruzów całą Ukrainę, to przecież i tak można zrobić coś szalonego i dobrego. Tyle tylko, że na mniejszą skalę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.