Pierwsze i najważniejsze jest takie, by jej 12-letnia córka Iryna pokonała chorobę nowotworową. W międzyczasie trzeba też znaleźć mieszkanie oraz pracę, która da szansę na lepsze jutro…
Przyjechała do Krakowa na początku marca 2022 roku. Wraz z dwiema córkami uciekła spod rosyjskich bomb, a mieszkały w okolicach Kijowa, w obwodzie czernichowskim. Tatiana byłaby jedną z wielu Ukrainek, które w Polsce musiały uczyć się nowej rzeczywistości, gdyby nie jeden fakt: jest niewidoma, straciła wzrok, gdy miała 6 lat. Niewidomy jest też mąż Tatiany Sasza, który resztki wzroku stracił 12 lat temu, gdy Iryna po raz pierwszy zachorowała na raka. – Lekarze powiedzieli, że to ze stresu, gdy trzeba było walczyć o życie Irki. Urodziła się zupełnie zdrowa. Miała 5 miesięcy, kiedy nowotwór zaatakował siatkówkę w jej oku. U nas, w Ukrainie, miała małe szanse, ale dzięki pomocy wielu dobrych ludzi pojechałam z nią najpierw do Izraela, a potem do Szwajcarii. Tam, po długiej terapii, zapadła decyzja, że aby żyła, trzeba usunąć oko – wspomina jej mama. Do ubiegłego roku wszystko było w porządku i gdyby nie proteza oka, Iryna mogłaby zapomnieć o dramacie z dzieciństwa – uczyła się dobrze i w Ukrainie, i w Krakowie (dość szybko pokonała barierę językową), była lubiana przez rówieśników. Chciała też nadal rozwijać swoją pasję, czyli rysowanie, ale koszty takich dodatkowych lekcji przy ASP były zbyt wysokie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.