– Jeśli moją misją jest mówienie o Helence, to chcę ją pokazywać światu jako osobę bardzo zakochaną, zakorzenioną w Bogu i równie mocno pasującą do ziemskiego życia. Ona udowodniła, że świętość nie jest prosta, ale nie jest niemożliwa – przekonuje Teresa Kmieć, siostra Heleny Kmieć, której proces beatyfikacyjny rozpocznie się 10 maja.
Zwraca też uwagę na ważną rzecz: wiele osób ma tendencję do kreowania wizerunku Helenki pomnikowej, a nawet do upiększania jej na zdjęciach. – A ja pytam: po co przerabiać Helenkę? Nie trzeba poprawiać zdjęć, oprawiać Helenki w ramki, ustawiać w muzeum ani przed nią klękać. Ważniejsze jest, by ludzie poznawali jej duchowość, to, w jakiej bliskości żyła z Panem Bogiem i że religijność była jej zwykłą codziennością. W tej codzienności miała też pasje: śpiew, sport, wolontariat misyjny (któremu poświęciła 5 lat), duszpasterstwo akademickie. Pięknie budowała relacje z innymi ludźmi, a we wszystko, co robiła, angażowała się na 100 proc. i potrafiła maksymalnie wykorzystać czas. Jeśli jednak miałabym odpowiedzieć na pytanie, jaka była, to przecież życia by mi na to nie starczyło. Bo jej nie da się zamknąć w kilku słowach – opowiada T. Kmieć i dodaje, że gdyby Helenka była tylko „zwykłą” młodą kobietą, na pewno nie byłaby dziś kandydatką na ołtarze. – Była niezwykła, ale nie we wszystkim, czego się dotknęła, dlatego nie trzeba jej idealizować, by bardziej pasowała „do obrazka” – zauważa. Jeśli Kościół w jakimś momencie uzna, że Helena zostanie ogłoszona błogosławioną, jej radość będzie wielka, lecz wszystko to, co dzieje się wokół postaci Heleny od momentu, gdy została zamordowana, nie jest łatwe. – Dlaczego? Ponieważ od 7 lat dzielę się swoją siostrą z całym światem. To trudne doświadczenie – zamyśla się Teresa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.