W kaplicy Pałacu Arcybiskupów Krakowskich, w piątek 10 maja, został zaprzysiężony trybunał, który - na szczeblu diecezjalnym - poprowadzi proces beatyfikacyjny Heleny.
W jego skład weszli: ks. Andrzej Scąber - delegat abp. Marka Jędraszewskiego, ks. Paweł Ochocki - promotor sprawiedliwości, ks. Michał Mroszczak - notariusz, ks. Krzysztof Korba - notariusz pomocniczy, ks. Adam Ziółkowski SDS - notariusz pomocniczy. Postulatorem procesu jest natomiast ks. Paweł Wróbel SDS, który podczas uroczystości przypomniał życiorys i uzasadnił prośbę o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego wolontariuszki misyjnej zamordowanej w Cochabambie w Boliwii 24 stycznia 2017 r.
Atmosfera tej uroczystości była podniosła i radosna zarazem, bo kaplicę wypełnili nie tylko bliscy i przyjaciele Helenki, czy zaproszeni kapłani, ale także młodzi należący do Wolontariatu Misyjnego "Salwator", z którym przez 5 lat związana była H. Kmieć. Ich śpiew (wszak Helenka bardzo często uwielbiała Boga śpiewem i do tego samego zachęcała innych) wskazywał, że dzieje się coś niezwykłego - ich rówieśniczka może przecież za jakiś czas zostać wyniesiona na ołtarze! Choć mogłoby się wydawać, że żyła tak, jak oni, i była tak bardzo zwyczajna… w swojej niezwyczajności.
- Decyzję o rozpoczęciu procesu przyjęliśmy z pokorą, pokojem serca i nadzieją, że jeśli Helena będzie Panu Bogu potrzebna jako błogosławiona, to tak właśnie się stanie - może za rok, może za 5 lat, a może dopiero za kilkadziesiąt lat. My wiemy, że egzamin z życia zdała na szóstkę i że była przygotowana na spotkanie z Bogiem, bo kilka godzin przed śmiercią uczestniczyła w Mszy św. i przyjęła Komunię Świętą, a później jeszcze czytała Pismo Święte. Dlatego odkąd przyszła wiadomość o jej odejściu, mamy głębokie przekonanie, że nasza córka jest u Boga - komentują to, co właśnie się dzieje, w rozmowie z "Gościem", Barbara i Jan Kmieciowie, rodzice dziewczyny. Pani Barbara dodaje również, że całej rodzinie zależy, by nie budować w mediach (także społecznościowych) "lukrowanej" postaci Heleny, i nie robić z niej anioła siedzącego na obłokach. - Tego nie chcemy - mówi zdecydowanie.
Arcybiskup dziękował rodzicom Helenki za to, jak ją wychowali. Monika Łącka /Foto GośćTeresa Kmieć, siostra Heleny, mówi nam z kolei, że gdyby Helenka była tylko "zwykłą" młodą kobietą, to na pewno nie byłaby dziś kandydatką na ołtarze. - Była niezwykła, ale nie we wszystkim, czego się dotknęła, dlatego nie trzeba jej idealizować, by bardziej pasowała „do obrazka” - zauważa i podkreśla, że gdyby miała odpowiedzieć na pytanie "jaka była Helena?", to życia by jej na to nie starczyło. Bo Heleny nie da się zamknąć w kilku słowach,
- W jej życiu bardzo ważnym aspektem była możliwość pomocy i tworzenia czegoś dla drugiego człowieka. Wynikało to z jej głębokiego przekonania, że jako osoba wierząca ma obowiązek dzielenia się doświadczeniem spotkania Boga z innymi ludźmi - mówił podczas rozpoczęcia procesu ks. Paweł Wróbel, dodając, że zapał i powołanie misyjne Heleny stawały się coraz bardziej fundamentalnym aspektem jej życia i duchowości, a wynikały z fascynacji słowami bł. Franciszka Marii od Krzyża Jordana, założyciela salwatorianów, który powiedział: "Dopóki żyje na świecie jeden choćby człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa Chrystusa, jedynego zbawiciela świata, nie wolno ci spocząć". - Helena dała temu wyraz w jednym z podań o wyjazd misyjny, w którym tak tłumaczyła swoją motywację: "Otrzymałam łaskę Bożą, czyli pięć razy D: dar darmo dany do dawania i muszę się tym darem dzielić" - zaznaczył ks. Wróbel. Przywołał również słowa Heleny, którymi zaintrygowała jednego z rozmówców, gdy starała się o wyjazd do jednej z prestiżowych szkół europejskich w ramach stypendium przyznawanego zdolnej młodzieży przez Towarzystwo Szkół Zjednoczonego Świata, współpracujące z Katolickim Stowarzyszeniem Wychowawców w Libiążu, które z kolei prowadziło szkołę, gdzie kształciła się Helena. Na pytanie, co by zrobiła, gdyby nie miała możliwości swobodnego praktykowania wiary podczas takiego wyjazdu stypendialnego, odpowiedziała bowiem, że musiałaby z niego zrezygnować.
Ks. P. Wróbel opowiadał też o wyjazdach misyjnych Heleny, które mocno odciskały się na jej duchowości, i o tym, co stało się po jej tragicznej śmierci, gdy została zamordowana przez młodego mężczyznę, który napadł na ochronkę prowadzoną przez służebniczki dębickie w Cochabambie w Boliwii. - Spontanicznie wśród wielu wiernych pojawiła się fama o jej świętym życiu oddanym Bogu i Kościołowi. (…) Pamięć o życiu Heleny Kmieć przetrwała do dzisiaj i jest nadal bardzo żywa, a także rozwija się w świadomości wielu osób zarówno w Polsce, jak i w wielu krajach zagranicą. Wiele osób modli się także przez jej wstawiennictwo, czego dowodem są informacje o znakach otrzymanych za jej przyczyną i składane na jej grobie, przekazywane rodzinie czy do parafii i biura postulacyjnego - zaznaczył postulator procesu, dodając, że postać Helenki może być dla Kościoła, a przede wszystkim dla młodzieży, inspiracją, jak "w młodym życiu człowiek z wielką pasją i zaangażowaniem może realizować swoje powołanie do świętości".
Helena podczas misji w Zambii w 2013 r. Wolontariat Misyjny "Salwator"Po zaprzysiężeniu trybunału abp Marek Jędraszewski zauważył, że Helena Kmieć, która od dziś może być oficjalnie nazywana służebnicą Bożą, oddała się Bogu na przepadł, bez marginesu dla siebie, i że całym swoim życiem wypełniała chrześcijański obowiązek głoszenia światu Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego.
Słowa bp. Jana Zająca, wujka Heleny, który ze względu na chorobę nie mógł uczestniczyć w rozpoczęciu procesu, odczytał przyjaciel rodziny ks. Franciszek Ślusarczyk. Napisał on m.in., że proces "może pomóc każdemu z nas, byśmy żyjąc na co dzień bogactwem oraz pięknem Ewangelii, pielgrzymowali odważnie po tę miłość, dla której warto umierać i dla której warto pięknie żyć".