Beethoven z Murzasichla chce walczyć o swoje marzenia

Ponad dwa lata od premiery filmu "Sonata" w życiu Grzegorza Płonki sporo się zmieniło. Nie mieszka już na pięknym Podhalu, tylko w Warszawie, gdzie uczy się samodzielności.

Tym najważniejszym marzeniem jest możliwość uzupełnienia wykształcenia i zdania matury. - Niestety, zostało to zablokowane przez obowiązujący w Polsce system edukacyjny, mimo, iż Konstytucja gwarantuje osobom takim, jak Grzegorz, prawo do nauki - przyznaje gorzko Małgorzata Płonka, którą Grzegorz nazywa "mamą Małgorzatą". - Mama Joanna zginęła w wypadku samochodowym, gdy byłem małym dzieckiem. To właśnie po niej odziedziczyłem talent muzyczny - tłumaczy chłopak i dodaje, że jeśli w Polsce jest więcej osób, które chcą walczyć o możliwość dalszego kształcenia się, to on jest gotowy założyć grupę - na przykład na Facebooku i szukać prawnika, który coś z tym problemem spróbuje zrobić. Prawnika, który nie będzie się bał otwierać zamkniętych drzwi i zmieniać systemu, który jest ścianą z betonu.

Póki co, Grzegorz od ponad roku mieszka w Warszawie i coraz bardziej rozwija skrzydła. - Dzięki Fundacji "Echo" (a konkretnie dzięki jej pracownikowi, Rafałowi Dziurli, trenerowi pracy), której podopiecznym jest Grzegorz, w marcu ub. roku mógł on zamieszkać w tzw. mieszkaniu wytchnieniowym i pod opieką asystenta osoby niepełnosprawnej Michała Łopackiego spróbować się odnaleźć w zupełnie nowym i obcym miejscu. Grzesiek postanowił wycisnąć z danej mu szansy ile tylko się da: poznawał Warszawę i stał się królem życia! W końcu oświadczył, że nie chce wracać do Murzasichla, bo marzy, by zostać w Warszawie i tutaj się usamodzielnić - opowiada Małgorzata Płonka. - To, że Grzegorz się usamodzielnił, traktuję w kategorii cudu, bo z dnia na dzień znaleźliśmy się w innej rzeczywistości. Zmęczenie walką o niego było ogromne - przyznaje M. Płonka. Rzeczywiście - wraz z tatą Grzegorza Łukaszem Płonką (jakiś czas po śmierci Joanny została jego drugą żoną) włożyła całe serce w to, by Grzegorz mógł w końcu zobaczyć perspektywę na lepsze jutro.

Grzegorz mówi natomiast, że mając 36 lat i różne ograniczenia wynikające z niepełnosprawności, nie chce, by to one wyznaczały ramy jego życia. Chce je pokonywać. Gdy umowa na miesięczny pobyt w mieszkaniu wytchnieniowym kończyła się, okazało się, że nie trzeba było szukać dla niego nowego mieszkania, bo… samo do niego przyszło. - Znajomy mojego brata wynajmował mieszkanie komuś, kto je zwalniał, i to potwierdziło, że mam zostać w Warszawie, bo jest tu dla mnie miejsce. Czułem się gotowy na taki krok i miałem wrażenie, że moje życie zaczyna się programować. Tak, jakby ktoś włożył płytkę do komputera, by zaczęła się instalacja - cieszy się G. Płonka. Istnym zrządzeniem opatrzności jest to, że mieszkanie znajduje się zarówno nieopodal dworca PKP, jak i stacji metra oraz przystanków komunikacji miejskiej.

Michał Łopacki , który krok po kroku obserwował, jak Grzegorz zaczyna sobie radzić w Warszawie, nie ma wątpliwości, że decyzja o usamodzielnieniu się Beethovena z Murzasichla była najbardziej właściwa. - Wszedł w to wszystko gładko, zrobił wszystko, co mógł, by stanąć na własnych nogach bo ma świadomość, że nie mógł być ciągle z rodzicami. Dziś wspieram go już tylko w "grubszych" sprawach i wierzę, że dalej będzie dawał sobie radę - zapewnia M. Łopacki.

Wielką zmianą jest też to, że Grzegorz pracuje. Dostał ją również za sprawą Fundacji "Echo". Doradca zawodowy długo z nim rozmawiał, robiąc różne testy i sprawdzając predyspozycje. Ostatecznie zapadła decyzja, że Grzegorz powinien pracować jako asystent muzykoterapeuty, na razie na ¼ etatu, czyli dwa razy w tygodniu. To był strzał w dziesiątkę. Sporo zmieniło się też w kwestii komunikacji Grzegorza ze światem. Jeszcze nie tak dawno miał duże problemy z porozumiewaniem się z innymi ludźmi - mówił trochę niewyraźnie, i nie było mu łatwo ubrać myśli w słowa. W ostatnim roku i tę barierę w dużym stopniu przezwyciężył, ciężko pracując z logopedką. Dziś rozmawiamy zupełnie swobodnie. - To piękna i mądra kobieta, która wiele mnie nauczyła - mówi z wdzięcznością o logopedce.

- Grzegorz, góralu, na pewno nie jest Ci żal Podhala, tych pięknych Tatr? - pytam raz jeszcze, podziwiając skąpane w majowym słońcu Tatry, wciąż jeszcze ośnieżone na szczytach. Takie pejzaże Grzegorz często uwiecznia na zdjęciach, bo choć ma poważną wadę wzroku, to ma też niesamowity talent fotograficzny. Jego owocem była niedawno wystawa zdjęć otwarta w Warszawie, połączona z recitalem fortepianowym Grzegorza. - Żal, ale czuję, że moje miejsce jest teraz w Warszawie - odpowiada, a po chwili gra już na fortepianie piękną melodię. Gdy gra, widać, że czuje każdą nutę, która wychodzi spod jego palców i staje się muzyką.


O Grzegorzu piszemy też w najnowszym "Gościu Krakowskim" (nr 20 na 19 maja).

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..