Tysiące osób przeszło 16 czerwca ulicami miasta w X Marszu dla Życia i Rodziny. Zebrano się najpierw przy pl. Matejki. Przyszły rodziny z dziećmi, młodzież, a także zatroskane o rodzinę osoby starsze.
Tym razem manifestowano pod hasłem: "W obronie dzieci". - Manifestując po raz 10., chcemy pokazać, że rodziny, szczególnie te wielodzietne, są jednym z fundamentów naszej ojczyzny, a nie obciążeniem. Idąc w tegorocznym marszu, chcemy zwrócić uwagę na pilną potrzebę obrony dzieci poczętych wobec zbrodniczych zamiarów promotorów cywilizacji śmierci - mówił Piotr Podlecki z Akademii Obrońców Życia, członek komitetu organizacyjnego, stworzonego przez Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi, ojciec siedmiorga dzieci.
Przy organizacji marszu pomagali wolontariusze. Rozdawali koszulki, baloniki z hasłami pro-life, nalepki. Z okolic Bochni przyjechały m.in. dwie przyjaciółki - Emilia Kołtun ze swoimi młodszymi braćmi Józefem, Antkiem i Jaśkiem oraz Emilia Wilk. - Już nie pierwszy raz jesteśmy na marszu. Rozdajemy koszulki, nadmuchujemy i rozdajemy baloniki. Mamy świadomość, że służy to dobrej sprawie - mówią wolontariusze.
W strojach podhalańskich przyjechali także górale podhalańscy. - Daję nie tylko świadectwo obrony życia. Uczestniczę także w Męskim Różańcu w Zakopanem. Na mojej góralskiej spince na koszuli mam wizerunek ks. Jerzego Popiełuszki, męczennika, który zginął za wiarę. Uważał, że zło trzeba zwyciężać dobrem. Nasz udział w marszu to także pokojowa forma walki z aborcją, która jest złem - mówi Bolesław Klamerus ze znanego rodu z Łopusznej. Towarzyszył mu Zbigniew Bednarczyk z oddziału Związku Podhalan w Wysokiej. Obaj po raz pierwszy wzięli udział w krakowskim marszu.
Przyszedł także Filip Adamus z córeczką Aurelią na rękach. - Już kilka razy wzięliśmy udział w marszu. Tym razem żona Kaja została w domu z naszą najmłodszą córeczką Heleną. Chcemy dać świadectwo przywiązania do tradycyjnego modelu rodziny. To ważne, by pokazać, że małżeństwo, dzieci, rodzina to jest coś, w czym człowiek się spełnia, czego człowiek potrzebuje. To fundament, na którym możemy się oprzeć - mówi F. Adamus.
Trzeci raz na marszu byli Ewa i Julian, małżeństwo od dwóch lat. Tym razem przyszli z malutką córeczką Noemi. Dziecko leżało w wózku, zabezpieczone przed padającym deszczem. - Jesteśmy zaniepokojeni procedowanymi w Sejmie ustawami ułatwiającymi dokonywanie aborcji. Chcieliśmy dać temu wyraz, uczestnicząc w tegorocznym marszu - mówią małżonkowie. Z trójką synów przyjechała Agnieszka Seweryn z Ptaszkowej niedaleko Grybowa. - Pierwszy raz biorę udział w marszu wraz z moimi dziećmi Franciszkiem, Antonim oraz śpiącym teraz w wózku małym Józefem. Maszerując, chcemy pokazać innym, że zależy nam na dobru dzieci. Nie chcemy, żeby w naszym kraju mordowano dzieci nienarodzone - mówi pani Agnieszka.
Marszowiczom niestraszny był padający deszcz. - Mam głęboką świadomość, że państwo przyszliście tutaj, żeby ratować życie nienarodzone. Przyszliśmy po to, bo jesteśmy potrzebni. Jesteśmy potrzebni, żeby dać świadectwo. Tak, jak Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe czy Wodne Pogotowie Ratunkowe ratuje życie bez względu na warunki pogodowe, tak i wy, nie bacząc na rzęsisty deszcz, przyszliście, by swoim świadectwem i modlitwą ratować dzieci zagrożone śmiercią w rezultacie aborcji - powiedział P. Podlecki.
Przez całą drogę marszu - od pl. Matejki, przez ul. Floriańską, Rynek Główny, ul. Grodzką, Stradomską na pl. Wolnica - skandowano hasła, m.in.: "Hej, hej, hej! Rodzina jest okej!", "Politycy, czy słyszycie?! Brońcie dzieci, brońcie życie!".