Zawsze chciał pracować jako duszpasterz w Zakopanem. Pod Tatrami przyszło mu spędzić kilkadziesiąt lat. Z kolędy ks. prał. Stanisław Szyszka zjeżdżał na nartach wokół Kasprowego Wierchu, a w kościele, którego był budowniczym, koncertowali wielcy tego świata. Kapłan zmarł 19 czerwca, miał 83 lata.
Stanisław Szyszka urodził w Spytkowicach koło Chabówki. Święcenia kapłańskie przyjął w 1964 roku. Był budowniczym kościoła Świętego Krzyża w Zakopanem i proboszczem tutejszej parafii. W 2012 r. przeszedł na emeryturę, stale pomagając w obowiązkach duszpasterskich w parafii tatrzańskiej.
W 2023 r. został Honorowym Obywatelem Zakopanego. "Księdza ufność Bożej Opatrzności, ogromna determinacja i zdolność znakomitej współpracy z ludźmi doprowadziły do powstania kościoła parafialnego w najpiękniejszym miejscu Polski. To parafia, nad którą od wieków góruje krzyż na Giewoncie, który stał się drogowskazem dla Księdza działalności w Zakopanem od 1981 roku, zarówno w wymiarze duszpasterskim, jak i materialnym" - można było przeczytać w laudacji, którą wówczas odczytała radna Lucyna Galica-Jurecka.
Ksiądz Szyszka był autorem kilku ważnych publikacji dla współczesnej historii Zakopanego. Spod jego pióra wyszyły m.in.: "Ks. Kazimierz Kaszelewski", "Pielgrzymki do Krzyża na Giewoncie" czy "Maria Bernardyna Jabłońska i Maria Karłowska. Siostry zakonne wyniesione do chwały ołtarzy 6.06.1997 r.".
Środowisko Zakopanego bardzo dobrze pamięta zasługi kapłana w organizacji niezapomnianej wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II w Zakopanem w 1997 roku. Spotkanie papieża w kościele Świętego Krzyża z osobami chorymi dodało sił do dalszego życia wielu z nich. Eucharystia na stadionie pod Krokwią z 6 czerwca 1997 r. była jednym z najważniejszych wydarzeń w historii Zakopanego - uważają do dziś mieszkańcy Zakopanego i przedstawiciele władz miasta.
W rozmowie z "Gościem Krakowskim" jesienią ubiegłego roku ksiądz prałat chętnie wracał do czasu organizacji papieskiej pielgrzymki, ale szczególnie podkreślił jeden wątek, związany z Wandą Półtawską: "Mieliśmy bardzo dobry kontakt ze sobą, to właśnie ona była naszą watykańską wysłanniczką. Dlaczego tak się stało? Odpowiedź jest bardzo prosta: bo tutaj, na terenie naszej parafii, mieszkają dwie córki pani Wandy - Barbara i Katarzyna" - wspominał z radością ks. Szyszka.
Wracał też pamięcią do początku pracy w Zakopanem. "Chciałem tutaj pracować, a kard. Wojtyła mi to zawsze obiecywał. Aż w końcu usłyszałem od niego, będąc proboszczem w Juszczynie koło Żywca, że idę do stolicy polskich Tatr. I wcale nie było to probostwo, ale posługa wikarego u Świętej Rodziny z oddelegowaniem do budowy kościoła" - opowiadał ks. Stanisław. "Początki nie były takie łatwe, wszak cały czas komuniści dawali o sobie znać. Zresztą i halny nam dokuczał. Cały czas mam przed oczyma, jak silny watr zerwał niemal całą blachę z tymczasowej kaplicy, jaka stała przed wybudowaniem kościoła" - relacjonował.
Kościół parafialny został wybudowany w latach 1983-1991, a konserwowany w 1991 roku. Wszystkich prac doglądał ks. Szyszka. Słynął z bezpośredniości wobec wiernych i przekonywania ich do wielu spraw, chętnie używając humoru. "Pragnęliśmy wyposażyć kościół w 30-głosowe organy. Mówiłem parafianom, że są warte prawie milion, który w zasadzie mamy na wyciągnięcie ręki. Każdy się dziwił, skąd takie pieniądze ma nasza wspólnota. Odpowiedziałem, że przecież »w waszych kieszeniach«. I montaż poszedł szybko" - uśmiechał się ks. Szyszka.
Jako, że parafia tatrzańska sięga swoimi granicami znanych szczytów, ks. Szyszka zachodził na wizytę kolędową na... Kasprowy Wierch. Bywało, że z tej znanej góry zjeżdżał na nartach do miasta. "Nie rezygnowałem wtedy z sutanny, do tego miałem cały narciarski ekwipunek. Było nieraz bardzo ciekawie, choćby wtedy, jak się lądowało w zaspie" - śmiał się ks. Szyszka.
Kiedy rozmawialiśmy z księdzem, wciąż (pomimo zasłużonej już emerytury) pomagał w obowiązkach duszpasterskich w parafii tatrzańskiej. "Na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat tak wiele się zmieniło. Mogę powiedzieć, że spełniłem swoje zadanie, posługując tutaj, w Zakopanem. Wciąż jestem otwarty na parafian, można do mnie przyjść, porozmawiać czy prosić o spowiedź świętą" - podkreślał ks. Szyszka. Jako podsumowanie swojego życia, także drogi kapłańskiej i szczególnie pracy pod Giewontem, przytaczał słowa Jana Kasprowicza: "O Boże mój, O Boże mój. Tak szepnę usty wdzięczności. Dałeś mi wszystko, co mogłeś. Zapach tej drogiej Ziemi".
Interesował się sztuką, kulturą, w jego mieszkaniu było pełno obrazów, otwarty był zawsze na spotkania z artystami. Jako proboszcz cieszył się, że kościół Świętego Krzyża jest miejscem wielu koncertów, podkreślał zresztą świetną akustykę świątyni.