Radość i wzruszenie. Te dwa słowa najczęściej powtarzali pątnicy, których po 6 dniach wędrówki przed tronem Jasnogórskiej Pani powitał abp Marek Jędraszewski.
Radosne oczekiwanie we wszystkich pielgrzymkowych grupach było wyczuwalne już od samego rana, gdy na Przeprośnej Górce rozpoczynało się tradycyjne nabożeństwo pokutne. Wiadomo bowiem, że to już ostatnia prosta na drodze do Maryi, a to miejsce ma dla pątników symboliczne znaczenie. - Tam zostawiamy nasze zranienia, nasze smutki, urazy "pielęgnowane" czasem w sercu wobec innych osób, by jeszcze bardziej otworzyć się na to, co chce nam dać Bóg przez ręce Maryi. By nic nie stało na przeszkodzie, żeby te łaski wlały się do naszych serc - tłumaczy Agnieszka, która kilka lat temu po raz pierwszy wyruszyła do Częstochowy i od tego czasu "wycina" tydzień swojego urlopu po to, by znów być częścią Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej. - Na Przeprośnej Górce był z nami bp Robert Chrząszcz, który właśnie o tym nam przypomniał - że wchodząc na Jasną Górę, mamy pozostawiać za sobą pewne sprawy, które w naszych sercach są nieuporządkowane. Że tam mamy już być pojednani z Bogiem i drugim człowiekiem, bo grzech i wszystko, co się pod nim kryje, obnaża człowieka, odkrywa jego słabość i kruchość - dodaje Agnieszka.
Z Przeprośnej Górki do celu pozostało już tak niewiele kilometrów, że nogi same niosły pielgrzymów, którzy zapominali, że jeszcze poprzedniego wieczoru byli solidnie zmęczeni. - Pogoda w tym roku była idealna, dlatego nie byliśmy zmęczeni "na maxa", tylko tak w sam raz. Prawie cały czas mieliśmy słońce, ale nie były to wielkie upały. Było też sporo ożywczego wiatru i tylko raz "przerobiliśmy" burzę. Ale co to by była za pielgrzymka, gdybyśmy choć raz nie zostali zmoczeni? - żartuje Magda, która do Częstochowy szła w tym roku po raz trzeci.
Pielgrzymkowa godzina "0" wybiła, jak zawsze, o 15.30, gdy sprzed częstochowskiej kurii rozpoczął się wymarsz całej Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej - rozśpiewanej i szczęśliwej, że jeszcze tylko "chwila moment" i będzie można wejść do kaplicy Cudownej Obrazu. Około 7 tys. osób (z czego ponad 700 stanowili Włosi i przedstawiciele innych krajów należący do wspólnoty Comunione e Liberazione) prowadzili abp Marek Jędraszewski i bp Robert Chrząszcz, którzy na szczycie Jasnej Góry witali też pątników, ściskając ręce, przybijając piątki i robiąc pamiątkowe zdjęcia. - Jak się szło? - pytał metropolita krakowski, a w odpowiedzi słyszał: "Fantastycznie!".
7 tys. to dane oficjalne, bo faktem jest, że w związku z tym, iż wejście na Jasną Górę przypadło tym razem w niedzielę, na ten ostatni weekendowy dzień pielgrzymki sporo osób dojechało do swoich rodzin i przyjaciół, by wspólnie przejść ostatni odcinek wędrówki. Dlatego trudno powiedzieć, ile osób tak naprawdę pokłoniło się w niedzielne popołudnie i wieczór częstochowskiej Maryi. - Potrzeba serca nas tu zawsze prowadzi. W Polsce jest wiele sanktuariów, ale tak, jak mówi się, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, tak w naszej ojczyźnie wszystkie drogi prowadzą do Częstochowy. Wyjątkowe miejsce! - przekonują zgodnie pielgrzymi.
Aleją Najświętszej Maryi Panny szli, śpiewając, ile tylko sił mieli w gardłach albo raczej ile sił pozostało jeszcze od wyjścia z Krakowa. Nieśli też kwiaty albo balony, niektórzy ostatnie metry pokonywali tanecznych krokiem, a niektórzy szli boso, bo bąble na nogach zmuszały ich do zdjęcia butów. Na czele kilku grup szły też młode pary, które sakrament małżeństwa przyjęły na przestrzeni ostatniego roku i które albo poznały się na pątniczym szlaku, albo po prostu z pielgrzymką związane są od lat i dlatego postanowiły zawierzyć Maryi swoją wspólną, nową drogę życia.
Po powitaniu wszyscy na kilka chwil padali krzyżem, by potem już w wielkim skupieniu ustawić się w kolejce zmierzającej do kaplicy Cudownego Obrazu.
Wieczorem zaś na jasnogórskich wałach Mszę św. kończącą pielgrzymkę odprawił metropolita krakowski, a koncelebrowali ją wszyscy kapłani, którzy w tym roku opiekowali się poszczególnymi grupami. - Odnowiła się w was, drodzy pielgrzymi, świadomość tego, co znaczy służyć Kościołowi i światu poprzez wierność Ewangelii. Odnowiła się w was świadomość, jako synów Maryi, naszej Matki i Królowej, że należy dawać każdego dnia i każdej godziny świadectwo wiary i miłości o Bogu - mówił metropolita krakowski, dodając, że Kościół to ludzie zgromadzeni mocą Ducha Świętego wokół Chrystusa, karmiący się Jego Ciałem i Krwią, i że Kościół jest znakiem sprzeciwu dla świata, egoistycznego i nakierowanego na sukces. - Doświadczamy, niekiedy bardzo boleśnie, że Europa, niejako na własne życzenie, odchodzi dziś od swoich chrześcijańskich korzeni. Nie tylko, że nie chce o nich pamiętać, ale niejednokrotnie wyszydza je, jak to miało miejsce podczas otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Wizja świata, w którym "nie ma raju", "nie ma piekła", "nie ma religii" i "nie ma państw", a ludzie żyją tylko chwilą obecną, to całkowite przekreślenie Ewangelii, Dobrej Nowiny, dla której i z którą przyszedł na świat Jezus - podkreślił arcybiskup.