- Katecheza w szkole przeszkadza tym, których zawstydza chrześcijańska moralność - uważa dyrektor Wydziału Katechetycznego Kurii Metropolitalnej w Krakowie.
Monika Łącka: Im bliżej do pierwszego szkolnego dzwonka, tym mocniejszy przekaz sączy się z mediów – katecheza to samo zło, dlatego nawet w archidiecezji krakowskiej dzieci i młodzież nie chcą na nią chodzić i masowo się z niej wypisują. To prawda?
Ks. Konrad Kozioł: Katecheza jest dobrem dla dzieci, rodziców i nauczycieli, a jej wartość potwierdzają ataki, z którymi się spotykamy. Jeśli niektórzy twierdzą, że nikt nie chce chodzić na lekcje religii i że katecheza to przeszłość, to dlaczego z taką zaciekłością z nią walczą? Dlaczego tyle wysiłków wkładają w to, żeby ukazywać lekcję religii w złym świetle? To dobro, które dzieje się na katechezie, jest przedmiotem nieustających ataków. Z kolei w kwestii frekwencji odpowiedzią są liczby. W archidiecezji krakowskiej na religię chodzi 82,5 proc. dzieci i młodzieży, czyli 235 tys. 978 uczniów na wszystkich szczeblach edukacji. W szkołach podstawowych w lekcjach religii uczestniczy 90 proc. dzieci, a są szkoły, w których jest prawie stuprocentowa frekwencja. W liceach na religię chodzi 61 proc. uczniów (przy czym więcej młodzieży uczęszcza na nią w mniejszych miejscowościach, niż w Krakowie), a w technikach - 73 proc. Spadek frekwencji jest, i nie ukrywam tego faktu, ale nie jest on tak drastyczny, jak malują go media (w skali roku wynosi 1-2 proc.), i nie jest też tak, że religię wybiera mniejszość. Również w skali całej Polski można powiedzieć, że większość uczniów chodzi na katechezę. Co więcej, archidiecezja krakowska w statystykach plasuje się dość wysoko w zestawieniu z innymi diecezjami. Mniej uczniów uczęszcza na katechezę m.in. w Warszawie, ale tam dostęp do lekcji religii jest już od dawna ograniczany.
W jaki sposób?
W podobny, jak to się dzieje od pewnego czasu w Krakowie. Uczniowie są zniechęcani do chodzenia na katechezę i jest ona umieszczana w siatce godzin na pierwszych lub ostatnich lekcjach. I u nas są miejsca, gdzie lekcja religii rozpoczyna dzień o godz. 7.10, a wielu uczniów do szkoły jedzie ponad godzinę. Są też miejsca, gdzie katecheza jest na ostatnich dwóch godzinach i kończy piątek o godz. 18. Uczniowie bywają też zachęcani do wypisywania się z lekcji religii, więc kiedy rozpoczynają naukę w nowej szkole, to czasem nawet nie mają okazji poznać katechety. Tym bardziej jestem wdzięczny tym, którzy mimo zmęczenia i wczesnych lub późnych godzin katechezy chcą w niej czynnie uczestniczyć. Dziękuję też rodzicom i dziadkom, którzy mobilizują dzieci do tego wysiłku.
Dyrekcja szkoły układając plan zajęć może z rozmysłem wpisywać religię tylko na pierwszych lub ostatnich godzinach lekcyjnych? Rzekomo dla dobra tych, którzy na katechezę nie chodzą.
Nie ma żadnego rozporządzenia ministra edukacji, które by mówiło, że katecheza ma być umieszczana w siatce godzin na pierwszych lub ostatnich lekcjach. Dlatego wszystkie działania dyrektorów szkół, którzy próbują w ten sposób traktować katechezę, mają jasny cel: zniechęcać uczniów do chodzenia na nią. Warto też dodać, że choć religia jest przedmiotem dodatkowym, to jeśli uczeń go wybiera, ta lekcja staje się dla niego obowiązkowa i z tego powodu powinna być traktowana przez dyrekcję na równi z innymi. Jakoś nikt nie słyszy o tym, by wychowanie fizyczne było tylko na pierwszych lub ostatnich lekcjach, a przecież z lekcji w-f zwalnia się więcej uczniów, niż z katechezy. O nich nie trzeba się więc troszczyć?
Kolejnym sposobem zniechęcania do katechezy jest rozporządzenie dotyczące łączenia klas szkolnych, które ma wejść w życie już 1 września. Dobrze, że słychać głosy prawników, profesorów prawa, także tych niemających związków z Kościołem, którzy mają odwagę głośno mówić, iż jest to niekonstytucyjne. Osobną kwestią jest brak znajomości zasad psychologii rozwojowej i to, jak prowadzić lekcje katechezy dla dzieci, które dopiero uczą się czytać i pisać oraz (jednocześnie) dla tych, które przygotowują się do Pierwszej Komunii Świętej. Dla mnie to rozporządzenie jest kolejnym elementem zorganizowanej akcji wymierzonej w to, by pozbawić dzieci wiedzy o Bogu. Dlatego potrzeba głośnego sprzeciwu wobec takich pomysłów, zwłaszcza ze strony rodziców, którym sprawa katechezy nie może być obojętna. Dziękuję wszystkim, szczególnie mediom katolickim, którzy stają w obronie katechezy.
Dlaczego - Księdza zdaniem - zarówno pani minister edukacji, jak i dyrektorzy szkół, próbują ustalać własne zasady gry, nawet jeśli eksperci mówią, iż coś jest niezgodne z Konstytucją?
Lekcje religii są po to, by młodego człowieka wyposażyć w wiedzę na temat Pana Boga, Kościoła, pokazać moralność. I tu mamy odpowiedź, dlaczego tak mocno walczy się z lekcją religii. Współczesny świat próbuje bowiem zapominać o moralności, żyć tak, jakby jej nie było. A na katechezie mówimy o rzeczach trudnych: że na co dzień trzeba być uczciwym, że trzeba mieć w sobie moralność. Mówimy o Chrystusie, którzy za nas oddał życie oraz pokazujemy świętych, którzy zapomnieli o sobie, żeby komuś pomóc. Niektórych to zawstydza…