Gdy 18 lat temu Artur Dziurman rozpoczynał realizację tego niezwykłego projektu, nie przypuszczał, że z amatorów zrobi profesjonalnych aktorów…
Podstawowy skład Teatru ITAN (czyli Integracyjnego Teatru Aktora Niewidomego) to 15 aktorów niewidzących zupełnie lub zmagających się z poważanymi wadami wzroku. Wielu z nich pod skrzydła Artura Dziurmana (znakomitego reżysera oraz aktora teatralnego i filmowego, znanego m.in. z "Czasu honoru", "Fali zbrodni", "Generała Nila", "Rezerwatu" czy wielu seriali telewizyjnych) trafiło zupełnym przypadkiem - ktoś szedł na przykład ulicą Szewską, gdzie znajdowała się pierwsza siedziba teatru i nie widząc stojącej na chodniku reklamy przewracał się, a potem z ciekawości wchodził do środka i rozpoczynał nową przygodę swojego życia.
Elżbietę Sielawę do pójścia na przesłuchania namówiła koleżanka, przekonując, że jeśli Eli się nie spodoba, to zawsze może wyjść i nigdy nie wrócić. - Szłam myśląc, że idę na warsztaty literackie i że może będę pisała jakieś teksty, poezję. Okazało się, że to były warsztaty, ale teatralne i Artur od razu porwał mnie do pracy. Robiliśmy wtedy dla Radia Kraków nagranie płyty "Legendy krakowskie łączą pokolenia". Myślałam, że na tym skończy się dla mnie ta przygoda, ale wkrótce Artur postanowił, że z jednej z legend zrobi spektakl teatralny. Zostałam w zespole i znalazłam w nim swoje miejsce - opowiada Ela. Teatr ma w genach, bo jej tata pracował przez ponad 40 lat w teatrze amatorskim. - Szkoda, że tak późno dowiedziałam się o tym moim talencie, bo już jestem na emeryturze, ale dzięki temu, że gram, nie czuję się emerytką. Teatr stał się nawet moją formą rehabilitacji i siłą napędową. Po zawale nie miałam czasu na siedzenie w domu, musiałam zebrać siły i wrócić na scenę, bo terminy goniły! - śmieje się Ela Sielawa i dodaje, że choć wada wzroku, z którą się zmaga, życia jej nie ułatwia, to na scenie prawie o niej zapomina.
Teatr płynie też w żyłach Joasi Bohosiewicz. Nazwisko przecież zobowiązuje… - Tak, dobrze się pani domyśla. Sonia, Maja i Jakub Bohosiewicz to moja rodzina. Wzrok straciłam 20 lat temu, miałam też różne inne życiowe zawirowania, a bycie na scenie pozwoliło mi "postawić się do pionu", odnaleźć swój cel i robić to, co sprawia mi radość - zapewnia, a Adam Łysek, który cierpi na retinopatię wcześniaczą i który z ITAN-em związany jest od samego początku dopowiada, że gdyby nie trafił do zespołu Artura Dziurmana, to pewnie tragedia by była. - Nie miałbym pracy, siedziałbym w domu, a Artur dał nam szansę na wybicie się i na robienie naprawdę kapitalnych rzeczy. - Naszym sztandarowym projektem stał się spektakl "Brat naszego Boga", który zagraliśmy już chyba grubo ponad 150 razy. Z utworów Jana Pawła II zrealizowaliśmy też "Hioba" i "Promieniowanie ojcostwa". Rocznie gramy nawet 160 przedstawień, a w sumie zagraliśmy już ponad 1600 spektakli - baśni, legend, dramatów, spektakli słowno-muzycznych. Są powody do dumy - uśmiecha się Adam.
Skoro ITAN to teatr integracyjny, to znaczy, że oprócz aktorów niewidomych i niedowidzących tę scenę tworzą też zawodowcy, a że Artur Dziurman ma wśród swoich przyjaciół wielu naprawdę utalentowanych aktorów, to wie komu proponować role w spektaklach i filmach przygotowywanych przez teatr. I na tych, których zaprasza, jeszcze nigdy się nie zawiódł. Teraz do "Balu w operze", który będzie kolejnym multimedialnym przedsięwzięciem ITAN-u (spektaklem splecionym ze scenami filmowymi) zobaczymy Magdalenę Sokołowską, Macieja Jackowskiego, Renatę Furdynę, Iwonę Chamielec (wiceprzewodniczącą Rady Miasta Krakowa), Żanetę Kussą i Malwinę Roczniok.
- Artur próbuje przebijać głową sufit, ale rządy się zmieniają, a on ciągle zaczyna od zera i ciągle walczy o to, by ITAN miał profesjonalną siedzibę i scenę, na której mogłyby się odbywać zarówno próby, jak i przedstawienia. Odwiedza wiec kolejnych ministrów i innych decydentów - wszyscy tylko kiwają głowami, że robi świetną rzecz i na tym się kończy, a rzeczywistość teatru się nie zmienia. To boli, bo ten teatr to jest swego rodzaju "broń obosieczna" - aktorzy z niepełnosprawnością uczą się od nas, aktorów zdrowych, którzy całe życie spędzamy na scenie, tego jak profesjonalnie wejść w swoją rolę, ale też my uczymy się od nich wielu ważnych rzeczy, bo przecież wspólnie musimy grać tak, jakbyśmy wszyscy widzieli - przyznaje Magdalena Sokołowska, dama polskiego teatru i filmu, emerytowana już aktorka, która walcząc z datą urodzenia wciąż występuje, a z teatrem wymyślonym przez Artura Dziurmana związana jest od samego początku. Maciej Jackowski, aktor Teatru im. Słowackiego w Krakowie mówi z kolei, że role, które gra w ITAN-ie są dla niego aktorskim wyzwaniem i dopełnieniem tego, co robi na co dzień. - Jeśli aktorzy zmagający się z niepełnosprawnością mówi, że jesteśmy dla nich mistrzami, to - dzięki Bogu - nie mam takiej świadomości. Często nawet mam wrażenie, że to ja się od nich uczę czystego podejścia do roli, pozbawionego pewnych wyuczonych schematów. To doświadczenie odświeżające dla aktora. Dlatego cieszę się, że 16 lat temu Artur zaproponował mi pierwszą rolę i nie wiem czym zasłużyłem, że proponuje mi kolejne role - zapewnia. Jego słowa potwierdza Iwona Chamielec, która wszędzie gdzie tylko się zjawi jest duszą towarzystwa, a z niewidomymi i niedowidzącymi aktorami od lat łapie dobry kontakt. Jak mówi, aktorstwo to jej pasja, wytchnienie od codziennej pracy i jednocześnie siła napędowa do pokonywania różnych problemów. - Gdy pracuję z zawodowcami, podpatruję ich grę i czerpię dla siebie ile się da. Pracując z aktorami z niepełnosprawnością… też się uczę tego, że dysfunkcje nie są przeszkodą, by robić coś twórczego. Żeby się spełniać, grać, iść po marzenia – opowiada i dodaje, że chciałaby aby Kraków docenił, iż ma pierwszy taki teatr w Polsce i podarował mu w końcu godną siedzibę. - ITAN może być jedną z wizytówek miasta - przekonuje Iwona Chamielec nazywana Angeliną Jolie ITAN-u.
A jak to wszystko się zaczęło? Początki Teatru ITAN sięgają 1996 r., gdy powstało Krakowskie Centrum Współpracy Teatralnej z Zagranicą oraz Zasad Integracji Społecznej poprzez Sztukę. W 2000 r. rozpoczęło działalność w podziemiach restauracji przy ul. Szewskiej. - Najpierw realizowaliśmy małe projekty. W 2005 r. dostaliśmy grant z Europejskiego Funduszu Społecznego i powstało pierwsze duże widowisko - "Dzikie łabędzie". Kolejny grant to przedstawienie "Koziołek Matołek". Zagrało w nim czterech aktorów niewidomych i jeden zawodowy. Przedstawiciele Ministerstwa Polityki Społecznej byli zachwyceni. Aktorzy zapytali wtedy, co dalej. Odpowiedziałem: "Brat naszego Boga" - wspomina A. Dziurman. Patrząc na to, co dzieje się na planie filmowym, widać, że swoich aktorów, zmagających się z utratą wzroku albo poważanym schorzeniem wzroku, traktuje tak jak zdrowych i zgodnie ze wszystkimi tajnikami sztuki aktorskiej wydobywa z nich emocje i talent. Dzięki temu odkrywają, że niepełnosprawność nie przeszkadza im w profesjonalnym zagraniu roli.
Aktorzy przez długi czas występowali pod szyldem Sceny Moliere i dopiero kilka lat temu powstały Fundacja ITAN oraz Teatr ITAN. Od tego momentu udało się zrealizować 12 spektakli multimedialnych (łączących scenę teatralną z filmem), pełnometrażowy film "Marzenie", a także "Wykluczonych" - 45-minutowy fabularyzowany dokument, który pokazała TVP i telewizje regionalne.
W ubiegłym roku w TVP2 można było oglądać serial "Pasjonaci" (w sumie powstały dwie serie z audiodeskrypcją, po 13 odcinków każda), opowiadający o aktorach ITAN. Nadal można go znaleźć w internecie. - 2023 r. przyniósł nam też 25 spektakli zagranych w krakowskiej Cricotece i choć to wszystko nas cieszy, to jednak trudno nie zauważyć, jak ciężko jest działać nie mając stałego dofinansowania i wsparcia instytucjonalnego. Pozyskujemy granty, sponsorów i innych partnerów, ale przecież chcielibyśmy płacić naszym aktorom tak, jak na to zasługują. Z kolei nie mając własnej sceny nie wiemy, gdzie będą się odbywać próby do "Balu w operze” gdy już nakręcimy sekwencje filmowe - mówi gorzko Danuta Damek, aktorka teatru, która z czasem stała się też jego menedżerką oraz specjalistką od pozyskiwania grantów i sponsorów.
Skoro "Gość Krakowski" został zaproszony na plan filmowy "Balu w operze", to trzeba też uchylić rąbka tajemnicy z tego, co za jakiś zobaczą widzowie. Tekst Juliana Tuwima wybrałem, by pokazać publiczności warsztat, którym jako ITAN możemy się poszczycić. To odważna satyra wymierzona w społeczeństwo dwudziestolecia międzywojennego, która do dziś jest aktualna w swoim przekazie. Wciąż bowiem w świecie chodzi tylko o władzę, pieniądze i zabawę, a problemów osób skrzywdzonych przez los prawie nikt nie zauważa - tłumaczy Artur Dziurman. Plan filmowy swoje miejsce znalazł w Dworku Białoprądnickim. W słoneczne popołudnie na jego dziedziniec podjeżdżają współczesne kabriolety (BMW, Saab, Lewusa Jeep Cheronee i Audi), które krążą wokół klombu i czekają na swoich pasażerów. Ci zaś, siedząc już w środku, krzyczą ile sił w gardłach: „Na bal, jedziemy na bal”, kołyszą się w rytm muzyki i wychylając się z okien samochodów wymachują jedwabnymi szalami, marynarkami oraz futerkami z lisa. A potem ustawiają się na czerwonym dywanie przed wejściem do dworku, by paparazzi mieli swoje 5 minut na zrobienie zdjęć i aby za moment rzucić się w wir szalonej zabawy - takiej, która trwa do rana i jeszcze dłużej i na której stoły uginają się pysznych mięsiw i wykwintnych potraw. Tuwimowi, choć w "Balu w operze" zawarł wątki wizjonerskie, o takim balu na pewno się nie śniło…
- Straciłam wzrok w wypadku samochodowym, gdy miałam 20 lat. Nawet nie chcę myśleć, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie było w nim teatru. Ja ten teatr pokochałam, a scena mnie fascynuje. Na casting, przypadkowo zupełnie, przyszłam w 2008 r. i okazało się, że Artur chce mieć w swoich szeregach taką osobę, jak ja, że widzi we mnie talent. Co chcę przekazać widzom? Że dzięki temu wszystkiemu zrozumiałam, iż mogę jeszcze mieć w życiu jakiś cel i że dziś czuję się spełniona. Wciąż idę do przodu i wiem, że robię coś ciekawego - mówi Małgosia Walkosz, nazywana Claudią Schiffer ITAN-u, a jej oczy, choć nie widzą, błyszczą z zachwytu. Małgosia widzi bowiem cały czas - oczami pamięci i wyobraźni, które w wypadku nie ucierpiały.
Projekt "Bal w operze - sztuka integracyjna" został dofinansowany przez PFRON.