Z tej okazji już w najbliższą niedzielę 22 września, w ramach dnia otwartego, zobaczymy, jak mądrze i skutecznie pomagać osobom bez domu.
Statystyki mówią, że od 80 do 90 proc. osób doświadczających bezdomności i przebywających w Krakowie wie o istnieniu Dzieła. Każdego roku z pomocy, jaką można tu uzyskać, korzysta od 1600 do 2000 osób, pracownicy Dzieła odbywają ok. 1200 konsultacji, a kąpieli w łaźni, która stała się nieodłączną częścią tego miejsca, jest nawet 6000. Liczby tematu jednak nie wyczerpują. Najważniejsze są ludzkie historie, bo tu każdy podopieczny jest znany z imienia, i nikt nie ma wątpliwości, że na jego sytuację najczęściej złożyło się naprawdę wiele problemów. Wie coś o tym pan Piotr, który wspominając czasy swojej młodości przyznaje, że wyszedł z tzw. trudnego domu. Potem też nie było różowo. Mając własną firmę związał się z kobietą, która - jak się okazało - prowadziła nielegalne interesy, a Piotr nawet nie wiedział kiedy wciągnął się w ten biznes. Gdy urodziła się Stefania, córka pana Piotra, ten na rok trafił do więzienia, bo czarne interesy wyszły na jaw i zaczęły się kłopoty. Niebawem mama Stefanii wpadła w hazard, a Piotr, jeszcze będąc w więzieniu, dowiedział się, że córka trafiła do rodziny zastępczej. Po wyjściu na wolność odzyskał ją, ale w po jakimś czasie dziewczynka poważnie zachorowała i pan Piotr, opiekując się nią, nie mógł pracować. Stracił płynność finansową i dach nad głową. - Miałem szczęście, bo już jako osoba bezdomna trafiłem do Dzieła Pomocy św. Ojca Pio i staliśmy się z córką lokatorami jednego z dziełowych mieszkań wspieranych. Stefania ma swój pokój, a ja, patrząc na jej szczęście, zdrowieję psychicznie! Pracuję w dziełowym Centrum Integracji Społecznej i powoli układam swoje sprawy, a gdy jakieś mnie przerastają, bardzo pomagają nam inni pracownicy Dzieła - opowiada.
Trudną przeszłość ma też za sobą pani Iza. Kiedyś wszystko w jej życiu dobrze się układało, ale to „wszystko” rozsypało się, gdy poznała pewnego mężczyznę i pozwoliła sobą manipulować. - Na 10 lat zrezygnowałam dla niego ze wszystkiego: z rodziny, przyjaciół, pracy. Decydował o moim życiu, zaczął ograniczać moją wolność, zamykając mnie w mieszkaniu. Kłamał i był agresywny, stosował wobec mnie przemoc. Na to wszystko nałożyły się kłopoty finansowe, ale dzięki mojemu podpisowi na czeku wszystko miało się naprawić. Złożyłam więc ten podpis, nie zdając sobie sprawy, co ja właściwie robię… Niestety, zaprowadziło mnie to do więzienia. Zostałam skazana prawomocnym wyrokiem za fałszowanie środków płatniczych - wspomina. Po wyjściu na wolność znalazła pracę, ale nie mając się gdzie podziać, trafiła do schronisku dla bezdomnych kobiet. Opatrzność chyba jednak czuwała nad panią Izą, bo pewnego dnia w jej ręce wpadła ulotka Dzieła. - Tak zaczęła się powolna przemiana mojego życia… - uśmiecha się kobieta.
Pomysł, by częścią Dzieła była pralnia, był strzałem w dziesiątkę. Na zdjęciu Mateusz Faliszek, pracownik Działu Pomocy Doraźnej, który już za moment będzie wydawał czyste i pachnące pranie jego właścicielowi. Monika Łącka /Foto Gość- Właśnie dlatego próbę liczbowego podsumowania tego, co się dzieje w naszych murach, nazwałbym pokusą, której nie warto ulegać. Liczy się bowiem człowiek - każdego, kto do nas przychodzi, informujemy, z czego może skorzystać, ale też szanujemy jego wolność. Nie wchodzimy w rolę tych, którzy wiedzą lepiej, jak powinien poukładać swoje życie, tylko towarzyszymy i budujemy relacje oraz zaufanie. Niczego nie przyspieszamy, bo czasem potrzeba wielu miesięcy, by ktoś poczuł się bezpiecznie - opowiada br. Konrad Baran OFMCap, który dyrektorem Dzieła Pomocy św. Ojca Pio został 1 lipca, ale z tym miejscem związany jest od 2020 roku. Już będąc w seminarium wydawał kanapki osobom bez domu i poznawał ich rzeczywistość. - Doświadczenie tych wszystkich lat pozwala postawić smutną diagnozę: nie ma takiej osoby (łącznie z duchownymi!), która może z całą pewnością powiedzieć, iż problem bezdomności nigdy nie będzie jej dotyczył. Bo tego nie wie nikt. Jednocześnie tez nikt z dnia na dzień nie decyduje, że zaczyna życie na ulicy. Bezdomność ma wiele twarzy, bo mogą wpłynąć na nią m.in. utrata zdrowia, pracy, doświadczenie przemocy. Jedno jest tylko niezmienne: doprowadza do niej efekt "kuli śnieżnej", czyli często niewłaściwe decyzje, które pociągały za sobą dramatyczne konsekwencje, oraz coś, co nazywam chorobą więzi międzyludzkich. Nie tylko więc sam alkohol (lub inne uzależnienia), i nie same tylko zaburzenia (psychiczne, emocjonalne), ale właśnie choroba (czy też utrata) więzi (rodzinnych, wspólnotowych, społecznych). Gdy ma się obok siebie ludzi, którzy pomogą podnieść się z kłopotów, to łatwiej wyjść na prostą. Gorzej, gdy człowiek nie ma obok nikogo, na kim można się oprzeć, a życie wali się na głowę - zauważa br. Konrad.
Historia Dzieła sięga lat 90. XX w. - najpierw na furcie, a potem w klasztornym ogrodzie, w baraku nazwanym "Kuchnią św. Łazarza", wydawane były kanapki, a bracia kapucyni rozmawiając z osobami potrzebującymi poznawali ich świat. Z czasem pojawił się też drugi kontener, który pełnił rolę łaźni, ale bracia rozumieli, że to było za mało, bo człowiek w kryzysie potrzebuje czegoś więcej, by odbić się od dna. W 2001 r. br. Jacek Waligóra OFMCap, minister prowincjalny, powołał do życia Dzieło i pojawiły się pierwsze plany na stworzenie miejsca, które w kompleksowy sposób zaopiekuje się osobami bezdomnymi. Trzy lata później "Kuchnia św. Łazarza" oficjalnie zmieniła nazwę na Dzieło Pomocy św. Ojca Pio, które 16 września 2004 r. uzyskało status organizacji pożytku publicznego. Ogromną rolę w tym, jak szybko się rozwijało, odegrał br. Henryk Cisowski OFMCap. - Bez jego odwagi i pomysłu na to, jak połączyć charyzmat kapucynów z tym wszystkim, co dla Dzieła mogli zrobić (i zrobili) świeccy, pewnie nie doszlibyśmy do punktu, w którym dziś jesteśmy - zamyśla się Jola Kaczmarczyk, wicedyrektor Dzieła Pomocy św. Ojca Pio.
To właśnie br. Henryk zaufał intuicji, że nadszedł czas, by osobom bezdomnym pomagać na miarę XXI wieku. Na zakonnym koncie było wtedy zaledwie 100 tys. zł, a inni bracia dziwili się, po co mu tyle pieniędzy. On wiedział zaś, że na Loretańskiej wszystkiego, co powinno się tam znaleźć, zmieścić się nie da - że krakowskie Dzieło Pomocy św. Ojca Pio trzeba podzielić na dwie części, znajdując dla tej drugiej części dobrą lokalizację. Znalazł - pewnego dnia zawitał do mieszkających prawie po sąsiedzku sióstr felicjanek i zaproponował współpracę. Nie miał pieniędzy nawet na rozpoczęcie prac przy pierwszej części Dzieła, dlatego siostry były przerażone i patrzyły na br. Henryka, jak na szaleńca. Obiecał im jednak, że nie zacznie budowy, dopóki nie zbierze pieniędzy na całą inwestycję. Efekt był taki, że pierwsza część ruszyła 23 września 2010 r. w Lorecie i do dziś działają tam punkt socjalny (można w nim m.in. uzyskać pomoc prawną czy też pomoc przy wyrabianiu dokumentów) oraz poradnia psychiatryczno-psychologiczna. Trzy lata później (23 września 2013 r.), przy ul. Smoleńsk 4, wystartowała druga część. Co ważne, realizacja inwestycji była możliwa dzięki wpłatom z tytułu 1 proc. podatku i datkom od różnych darczyńców.
Na Smoleńsku życie tętni od samego rana. - Prawie każdego dnia (oprócz czwartku), od godz. 9 do 11 (w sobotę i niedzielę od 10 do 11.30) w Dziele wydajemy śniadania, czyli ponad 300 bułek z szynką i serem oraz 150 litrów herbaty i kawy, które można wziąć także do termosu. Po ten posiłek może przyjść każdy potrzebujący, bo w tym miejscu nie pytamy o trzeźwość, ale chcemy, by rozpoczynając dzień nikt nie był głodny, i jednocześnie informujemy o innych formach pomocy - mówi br. Konrad Baran i dodaje, że jeśli ktoś w Krakowie prosi nas o jedzenie lub o pieniądze, bo nic nie jadł od wczoraj (lub od kilku dni), to warto podjąć rozmowę. - Przekazanie komuś pieniędzy jest ostatecznością, powinniśmy to zrobić tylko wtedy, gdy jest to konieczne - trzeba mieć świadomość, że mogą nie zostać wydane zgodnie z pierwotnym celem. Z kolei dając jedzenie trzeba liczyć się z tym, że może ono zostać wyrzucone. W ten sposób nie rozwiążemy czyjegoś problemu, lepiej wskazać mu miejsca (np. Dzieło), które mają w tej kwestii doświadczenie - tłumaczy dyrektor. W godzinach południowych w Dziele, a konkretnie w kuchni sióstr felicjanek, można zjeść obiad, ale tu już trzeba być trzeźwym, a nawet symbolicznie zapłacić za posiłek lub mieć specjalny talon. - Do Działu Pomocy Doraźnej przychodzą osoby, które są zarejestrowanymi podopiecznymi Dzieła - wtedy mogą się wykąpać w łaźni (początkowo mężczyźni raz w tygodniu, a kobiety dwa razy w tygodniu, a później, w zależności od potrzeb, limity mogą się zmieniać), raz w miesiącu dostać komplet odzieży oraz zrobić pranie i po dwóch godzinach odebrać je - wysuszone i poskładane - mówi Mateusz Faliszek, pracownik DPD. Ważną częścią Dzieła jest też przychodnia prowadzona przez Stowarzyszenie Lekarze Nadziei, która daje osobom bez domu bezcenne wsparcie. W przychodni są bowiem gabinety internisty, stomatologa, neurologa oraz ginekologa. Do lekarza kierowane są także osoby mające rany wymagające opatrzenia i specjalistycznego leczenia.
Działalność Dzieła na Smoleńsku będzie można poznać "od kuchni" podczas dnia otwartego, który w niedzielę 22 września potrwa od godz. 9 do 13. Oprócz zwiedzania gmachu na gości będzie też czekał poczęstunek (domowe wypieki sióstr felicjanek oraz kapucyńska kawa), a dla dzieci zostanie przygotowany kącik zabaw oraz lemoniada.
Śniadania w postaci bułek z szynką i serem oraz kawy lub herbaty może zjeść każdy potrzebujący. Monika Łącka /Foto Gość- 20 lat, które spędziłam w Dziele, wiele mnie nauczyło, m.in. tego, iż są takie ludzkie historie, w których praktycznie nie ma już czego zbierać, by zaczynać od nowa. Są tylko zgliszcza, albo kamienie, na których trudno budować. I właśnie to powoduje, że niektóre osoby nie tyle nie chcą, co nie potrafią podjąć walki o lepsze jutro. Nie ma w nich nadziei, za to jest lęk przed kolejną porażką. Dlatego nie wolno nam nikogo osądzać, ani dawać złotych rad, które nie mają prawa zadziałać. Z wielką pokorą musimy pomagać odzyskać godność i poczucie sprawczości w życiu, nawet jeśli widzimy, że ktoś jeszcze błądzi - przyznaje Jola Kaczmarczyk.
Magdalena Szydełko, pracownik dzieła, zachęca natomiast, by działalność kapucynów wesprzeć poprzez udział w biegu charytatywnym "PIOrun", który odbędzie się 6 października, na krakowskich Błoniach. - Dystans będzie do pokonania dla każdego, bo wynosi on zaledwie 5 km, a wszyscy uczestnicy pobiegną w koszulkach z napisem "Ulica dobra do biegania, nie do mieszkania". Kto nie może pojawić się tego dnia na linii startu, a chciałby pobiec dla osób bez domu, może to zrobić indywidualnie, między 23 września a 6 października, a potem napisać do nas wiadomość z informacją o pokonanym dystansie. W podziękowaniu wyślemy symboliczny medal, który w warsztacie pracy przygotowują osoby bezdomne wraz z naszymi opiekunami - zaznacza M. Szydełko.
Szczegóły na www.dzielopomocy.pl.