Pogrzeb prof. Zygmunta Kolendy

Na cmentarzu Salwatorskim w Krakowie w poniedziałek 10 lutego o godz. 13 Mszą św. w kaplicy pw. Wszystkich Świętych rozpocznie się pogrzeb prof. Zygmunta Kolendy (1936-2025). Znany uczony i działacz społeczny zmarł 5 lutego.

Był absolwentem studiów z dziedziny energetyki na Politechnice Śląskiej oraz studiów z dziedziny fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zawodowo był związany z krakowską Akademią Górniczo-Hutniczą. Był tam m.in. w latach 1978-1981 i 1984-1985 dziekanem Wydziału Metali Nieżelaznych, w latach 1981-2006 kierownikiem Katedry Teorii i Inżynierii Procesów Metalurgicznych oraz w okresie późniejszym wykładowcą na Wydziale Energetyki i Paliw. Miarą doceniania jego zasług naukowych było powołanie go na członka Polskiej Akademii Umiejętności.

Pracę naukową i dydaktyczną łączył z działalnością społeczną. Na początku lat 80 ub. wieku zaangażował się w ruch Solidarności. Za związki z podziemną Solidarnością odwołano go w 1985 r. z funkcji dziekańskiej.

Wiosną 1989 r. został przewodniczącym Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" w Krakowie, który wystawił w wyborach do sejmu i senatu z 4 czerwca, kandydatów tzw. strony solidarnościowej. Siedzibą komitetu był początkowo Klub Inteligencji Katolickiej przy ul. Siennej. Zbierano się także na terenie parafii krakowskich. W 1990 r. środowisko Komitetu Obywatelskiego wzięło m.in. udział w tworzeniu dziennika "Czas Krakowski". 4 czerwca 2014 r. na budynku Arcybractwa Miłosierdzia przy ul. Siennej 5, siedzibie KIK, odsłonięto tablicę projektu Stefana Dousy, upamiętniającą działalność Małopolskiego Komitetu Obywatelskiego "Solidarność", który przygotowywał kampanię wyborczą solidarnościowych kandydatów do sejmu i senatu. "Jest ona wyrazem naszej wdzięczności dla tysięcy ludzi, którzy przygotowali te wybory, a potem je wygrali" - powiedział odsłaniający wówczas tę tablicę prof. Kolenda, będący m.in. członkiem Stowarzyszenia Sieć Solidarności.

Jesienią 2020 r. był on wśród sygnatariuszy listu uczonych polskich w obronie dobrego imienia papieża Jana Pawła II. "Apelujemy do wszystkich ludzi dobrej woli o opamiętanie. Jan Paweł II, jak każda inna osoba, zasługuje na to, żeby mówić o nim rzetelnie. Oczerniając i odrzucając Jana Pawła II, czynimy wielką krzywdę nie jemu, ale sobie samym”- napisano w sygnowanym przez niego liście.

Mniej znana ale warta przypomnienia jest owocna i bezinteresowna praca profesora w Stowarzyszeniu "Wspólnota Polska". Był członkiem Rady Krajowej tej organizacji oraz od 1996 r. długoletnim prezesem jej krakowskiego oddziału, który pod jego kierunkiem bardzo się zasłużył dla pomocy biednym, chorym i opuszczonym rodakom na Wschodzie. Szczególnie aktywni byli członkowie Komisji Charytatywnej oddziału krakowskiego, niosący pomoc potrzebującym rodakom na terenie dawnych Kresów Południowo-Wschodnich. Akcję nazwano później określeniem "Rodacy Rodakom - Opuszczonym Polakom we Lwowie i na Kresach". "Z racji położenia geograficznego nasz oddział Wspólnoty Polskiej opiekuje się przede wszystkim Polakami na Ukrainie. Jeździłem często do Lwowa na rozmaite uroczystości. Pewnego razu pod teatrem we Lwowie stałem przy autobusie, którym mieliśmy wracać do Krakowa. Usłyszałem przypadkowo dwóch lwowiaków, rozmawiających z uczestnikami naszej wyprawy, o trudnej sytuacji materialnej kilku znanych im rodzin polskich we Lwowie. Że marne emerytury nie starczają prawie na nic, że jedzą głównie zupę »wodziankę«, że prawie nie wychodzą z domu. Podszedłem do nich i zapytałem, czy nie warto by się razem zastanowić, jak by tym ludziom pomóc. Do tego potrzebna byłaby jednak wiedza o tych potrzebujących, ponieważ nie spotka się ich na ulicy, w kościele czy w towarzystwach polskich, gdyż to często osoby obłożnie chore. Wkrótce wyruszyliśmy na rekonesans, odwiedzając wskazanych nam Polaków. Ekipie towarzyszył Dariusz Walusiak z telewizji, który kręcił film. To, co zobaczyliśmy, nie mieściło nam się w głowach. Takiej nędzy nie widziałem dotąd w swym życiu" - mówił w 2009 r. profesor w rozmowie z „Gościem Krakowskim”. Jedna z lwowianek w podeszłym wieku żyła w mieszkaniu przypominającym skład makulatury. Poruszała się wśród stosów tych papierów, wydrążonymi korytarzami. Było zimno, więc sama owijała się gazetami. Inna Polka mieszkała w nieogrzewanej piwnicy. "Przyjechaliśmy akurat wtedy, gdy był siarczysty mróz. Paliła w niewielkim piecyku cienkimi gałązkami. Ciepła z tego było niewiele. Gdy przyjechaliśmy, akurat gotowała sobie zupę. Wstrząsnęło to nami, bo był to po prostu chleb rozmoczony w wodzie. To było jej całe pożywienie"- wspominał prof. Kolenda.

Stworzono bazę danych osób ubogich, opuszczonych i chorych. Wolontariusze z Krakowa jeździli do nich kilka razy w roku przywożąc to co udało się im zebrać z darów lub zakupić z wpłacanych ofiar (bo dotacji na ten cel nie było). Pomagano nie na oślep lecz precyzyjnie, do czego na pewno przyczyniało się inżynierskie wykształcenie prezesa Kolendy. "Przekonałem się wtedy, że potrzebna jest nie tylko pomoc finansowa, ale także medyczna; wiele osób cierpiało np. na choroby nowotworowe. Zaczęliśmy więc gromadzić i wozić lekarstwa. Pochodziły one z apteki Stowarzyszenia Pomocy Obywatelskiej im. A. Fiszerowej oraz z krakowskiej apteki Stowarzyszenia Lekarze Nadziei kierowanego przez prof. Zbigniewa Chłapa. Zawoziliśmy także sprzęt niezbędny do rehabilitacji chorych" - wspominał profesor. Był on także członkiem Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa.

We wszystkich działaniach profesora wspierała zmarła w ub. roku żona Małgorzata, doktor fizyki, pracowniczka Uniwersytetu Jagiellońskiego, działaczka Solidarności.

Jego córką jest Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka telewizyjna.

« 1 »