Protest głodowy w Bieżanowie Starym, w jego 40. rocznicę, wspomina Krzysztof Jasko, najmłodszy wówczas uczestnik tego wydarzenia.
Monika Łącka: Dołączenie do uczestników protestu, którzy w podziemiach kościoła Narodzenia Najświętszej Marii Panny głodowali od 19 lutego 1985 r., było dla tak młodego chłopaka, jakim był Pan wtedy, łatwą decyzją? Odruchem serca?
Krzysztof Jaśko: Do protestu dołączyłem w maju i dostałem numer 202, choć jeszcze przed Wielkanocą myśleliśmy o tym razem z moim tatą. Tata, ze względu na stan zdrowia, nie mógł jednak głodować (ale nas wspierał!), bo wymogiem uczestnictwa było wytrzymanie trzech dni bez jedzenia, tylko o samej wodzie. Stan każdego głodującego każdego dnia sprawdzał zaś lekarz i - jeśli były ku temu wskazania - namawiał do zakończenia udziału. Tak, to był odruch serca, w którym był zaszczepiony patriotyzm, ponieważ czułem potrzebę, by zaprotestować przeciwko temu, co się wówczas w Polsce działo. A działo się bardzo źle - mam na myśli zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki, represje wobec Kościoła oraz wobec działaczy Solidarności. Byłem jednym z nich, dlatego czułem się w obowiązku, aby uczestniczyć w proteście. Głodowałem 10 dni.
Jak Pan wspomina tamten czas?
Jako piękny. Tutaj, w Bieżanowie Starym, mieliśmy kawałek wolnej Polski, która była przecież zniewolona komunistyczną władzą. Czuliśmy się więc jak wolni ludzi w zniewolonym kraju. To była taka enklawa, gdzie oddychało się inaczej, gdzie była inna atmosfera, gdzie byli ludzie inaczej myślący, którzy mieli odwagę, by mówić otwarcie to, co myślą. Wszyscy głodujący robili to oficjalnie, pod swoimi nazwiskami, więc ryzykowaliśmy sporo i na jakiś czas trzeba było zamknąć działalność podziemną, wyczyścić mieszkanie, zamknąć drukarnię... Ale warto było, bo daliśmy znać władzy, że nie zgadzamy się z tym, co się dzieje, że jest nas dużo.
Wiem, że to nie była jedyna głodówka, w której Pan uczestniczył.
W Bieżanowie Starym zawiązało się bardzo dużo przyjaźni, które się potem utrzymywały przez lata, gdy do 1989 r. walczyliśmy z komuną i staraliśmy się być razem. Po zakończeniu swojej głodówki nadal byłem z nią związany - z Bieżanowem, z ks. Adolfem Chojnackim, który był tutaj proboszczem i był naszym duchowym opiekunem. Protest w Bieżanowie został zawieszony 31 sierpnia, a w kolejnym roku odbył się protest głodowy w Głogowcu, który również rozpoczął się z inicjatywy Anny Walentynowicz. Wzięło w nim udział kilka osób z Krakowa - między innymi ja. I kto wie, czy za jakiś czas ciąg dalszy tego wszystkiego nie nastąpi, bo w Polsce znów źle się dzieje. Jeśli będzie taka potrzeba, to jestem gotowy podjąć taki protest, jak przed laty. Taka jest moja odpowiedź na pytanie, które w homilii z okazji rocznicy protesty zadał abp Marek Jędraszewski: "Czy jest w nas dość siły, by tak jak przed 40 laty, podjąć protest, nawet o chlebie i wodzie, by postawić tamę kłamstwu i złu".