Zachęca do tego Klaudia Katarzyńska, laureatka Nagrody Młodych Dziennikarzy w kategorii "Reportaż po debiucie". Patronuje jej śp. Paweł Migas, zmarły przedwcześnie (w 2005 r., w wieku 26 lat) dziennikarz "Gościa Krakowskiego".
Monika Łącka: Rok temu zaintrygowałaś kapitułę Nagrody Młodych Dziennikarzy im. Bartka Zdunka, pisząc tekst o osobach mających wyłonioną stomię. W tym roku ponownie podjęłaś temat ukrytych niepełnosprawności i na konkurs zgłosiłaś reportaż, którym zdobyłaś nagrodę, i którym udowodniłaś, że potrafisz patrzeć na świat z czułością.
Klaudia Katarzyńska: Pisząc pierwszy tekst, poznałam wiele osób, które - z powodu różnych chorób - mają wyłonioną stomię, czyli zmagają się ze swego rodzaju niepełnosprawnością, której najczęściej nie widać. Przez to ich problem jest niewidzialny i dla otoczenia jest wręcz tematem tabu. To wszystko, czego się dowiedziałam, stało się inspiracją, by podjąć ten temat szerzej, i aby jeszcze więcej opowiedzieć o ludziach, którzy często są niezrozumiani przez innych. Drugim powodem, dla którego podjęłam taki temat, są problemy zdrowotne, z którymi zmagam się od 15 lat.
Uchylisz rąbka tajemnicy?
To choroba Leśniowskiego-Crohna, czyli nieswoiste zapalenie jelit - kiedyś nawet prowadziłam blog na ten temat. Od tej mojej choroby wszystko się zaczęło. Działałam w różnych fundacjach, stowarzyszeniach, poznałam wiele osób - także podczas pobytów w szpitalu, na badaniach. Teraz więc zamiast mówić o sobie wolę oddawać głos innym, z którymi nawiązałam relacje, których historie są dla mnie inspiracją do działania. Na tyle, że postanowiłam połączyć to ze swoją pasją, jaką jest pisanie o rzeczach ważnych, pokazywanie tego, o czym się nie mówi. Bo stomia wciąż jest tematem tabu, ponieważ wiąże się ze wstydliwymi dla wielu sprawami (chorobami jelit, które skutkują wydalaniem inną drogą niż naturalna). Ten problem nie jest tak popularny, jak cukrzyca czy choroby kardiologiczne…
Domyślam się, że odsłonięcie się i opowiedzenie o swoich trudnych doświadczeniach wymagało od nich odwagi, przełamania się, by pokazać swoją codzienność?
To prawda, zwłaszcza, że moimi bohaterami są ludzie młodzi i jest im podwójnie trudno mówić o swoich przykrych dolegliwościach, każdego dnia mierzyć się z nimi, bo nie mogą żyć tak, jak inni. Często nie mogą iść do pracy, są osądzani, że udają, szukają problemu, bo nie widać po nich choroby. Czasem nawet, gdy siedzą w autobusie, słyszą, że "taki młody, a nie ustąpi miejsca starszemu", albo że wymyślają problemy. Szczególnie szokujące było też dla mnie to, iż moi bohaterowie spotykali się z niezrozumieniem ze strony lekarzy, którzy początkowo nie wierzyli, że choroba istnieje, mówili, że pacjent coś wymyśla. Bywało nawet, że personel medyczny mówił, że "jak to możliwe, żeby mieć tyle chorób, że to wręcz niewiarygodne".
Swoimi tekstami chcę również pokazać, iż nie tylko nie widać stomii, czy innych ukrytych niepełnosprawności. Nie widać też tego, co jest wewnątrz człowieka - jego kryzysów, gorszego czasu. Dlatego właśnie zachęcam, by patrzeć uważniej, by uczyć innych wrażliwości na drugiego człowieka.
Skoro jednak czegoś nie widać, to jak się domyślić, że ktoś zmaga się z chorobą?
I tu wracamy do uważności i wrażliwości, o którą apeluję. Czasem wystarczy zauważyć coś nietypowego, zapytać, czy wszystko w porządku, czy ktoś potrzebuje pomocy. Nie chodzi o to, by robić to nachalnie, ale by dać sygnał otwartości. Bywa, że najcenniejsze jest danie komuś swojego czasu, spędzenie go z nim, pokazanie, że rozumiemy, że siadanie w autobusie nie jest robieniem na złość starszemu człowiekowi, ale zwykłą potrzebą wynikającą z choroby. Zapewniam także, że chcę nadal pisać o sprawach trudnych społecznie, szerzyć świadomość, zachęcać do bycia uważnym, bo jeśli nie będziemy o tym wszystkim mówić, to nikt tego za nas nie zrobi. W przyszłości marzę też o wydaniu książki, może zbioru reportaży, bo są tematy, które trudno zamknąć w artykule prasowym.