Do sanktuarium pasyjno-maryjnego przyjechała rekordowa liczba ok. 100 asyst oraz orkiestr dętych. Modlitwie przewodniczył nuncjusz apostolski w Polsce abp Antonio Guido Filipazzi.
Odpust Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Kalwarii Zebrzydowskiej co roku trwa cały tydzień - rozpoczyna się w niedzielę poprzedzającą uroczystość Wniebowzięcia, a kończy się w niedzielę tuż po tym święcie. W odpustowe piątki odbywa się zawsze Procesja Zaśnięcia Maryi, która przyciąga ogromne rzesze pielgrzymów, zwłaszcza wtedy, gdy jest piękna pogoda. W tym roku ta procesja wypadła dość nietypowo - w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Co ważne, pątnicy są nie tylko z Kalwarii Zebrzydowskiej, Krakowa, czy wielu okolicznych miast i miejscowości, ale także z Podhala oraz z miejsc bardziej odległych, leżących poza archidiecezją krakowską (np. ze Śląska czy z Żywiecczyzny). Wieść o tej niezwykłej procesji niesie się bowiem daleko i z roku na rok coraz więcej osób chce współtworzyć asysty odprowadzające figurę Matki Bożej Zaśniętej do kościoła Grobu Matki Bożej w Dolinie Jozafata, jak nazywana jest ta część kalwaryjskich dróżek.
Procesję tradycyjnie poprzedzają Nieszpory odprawiane przy Domku Matki Bożej na kalwaryjskich dróżkach. Tym razem modlitwę poprowadził nuncjusz apostolski w Polsce abp Antonio Guido Filipazzi, który przypomniał, że Kalwaria zawsze była miejscem ukochanym przez Karola Wojtyłę, dlatego pójście po śladach świętego Polaka można traktować jako zaszczyt i wyróżnienie. Nuncjusz poprosił też zebranych o modlitwę we wszystkich sprawach Kościoła Krakowskiego, a nade wszystko o modlitwę w intencji jedności wszystkich należących do Kościoła Katolickiego w Polsce, w intencji powołań do kapłaństwa i życia konsekrowanego oraz w intencji młodego pokolenia, by żyło wiarą.
Patrząc na zasłuchanych w te słowa pielgrzymów można było łatwo dostrzec, że w uroczystości biorą udział osoby, które do Kalwarii przyszły z potrzeba serca, a nie z przypadku, które Kościół kochają, mimo różnych jego słabości, i które mocno wierzą, iż trzymając się płaszcza Matki Bożej da się uprosić u Boga naprawdę wiele. Większość osób miało też w dłoniach różaniec, który potem odmawiali.
- W mojej rodzinie jest też mocna wiara w to, iż kto choć raz pójdzie w procesji Pogrzebu Matki Bożej, do tego Maryja też przyjdzie w godzinie jego śmierci, by zaprowadzić duszę przed oblicze Boga - zamyśla się Jan Śliz, który do Kalwarii Zebrzydowskiej pielgrzymuje od 30 lat, a podczas tegorocznej procesji poprowadził asystę z Krzczonowa.
Pośród pątników idących w procesji można było również zauważyć, że często tworzą je całe, wielopokoleniowe rodziny - to znaczy, że tradycję uczestnictwa w Odpuście Wniebowzięcia dziadkowie przekazują swoim dzieciom, a gdy te dorosną, zaczynają przyprowadzać do Maryi swoje dzieci. Asysty, a tym razem było ich prawie 100, idące główną częścią kalwaryjskich dróżek, urzekają też swą wielobarwnością. Nie inaczej było i w piątkowy wieczór 15 sierpnia - asysty reprezentujące poszczególne parafie, miejscowości, miasta, stowarzyszenia, organizacje, ubrane było najpiękniej, jak tylko się da: w stroje regionalne, lub też w stroje charakterystyczne dla danej wspólnoty. Bo choć to pogrzeb Maryi, to nie jest on wydarzeniem smutnym, tylko radosnym, przypominającym, iż Matka Jezusa została wzięta do nieba razem z ciałem i duszą, i tam wstawia się za nami u Boga. Warto też zaznaczyć, iż dzieci idące w asystach ubrane są nie tylko w stroje regionalne, ale też pierwszokomunijne, a młodzież i młodzi dorośli idą zarówno w strojach ślubnych lub tzw. wieczorowych. Asysty niosą też zawsze zapalone świece oraz różne prezenty dla Matki Bożej - wieńce kwiatów, korony, wieńce uplecione ze zbóż, albo też piękne poduszki, które można położyć Matce Bożej Zaśniętej pod głowę. Z kolei orkiestry cały czas grają bardzo uroczystą muzykę. W centralnym miejscu procesji znajduje się natomiast asysta cieszyńska (najstarsza stażem, ubrana w stroje będące rekonstrukcją historycznego ubioru palestyńskiego), która niesie figurę Matki Bożej Zaśniętej. Tuż obok idą goście honorowi (czyli w tym roku nuncjusz oraz ojcowie bernardyni opiekujący się kalwaryjskim sanktuarium) oraz asysta kalwaryjska w strojach przypominających stroje dawnej szlachty. Co ważne, procesja zatrzymuje się przy czterech stacjach, przy których głoszone są tematyczne kazania - w tym roku ojcowie bernardyni mówili m.in. o aniołach stróżach oraz o Maryi - nauczycielce Nadziei.
- Zachęcam, zwłaszcza osoby, które jeszcze nigdy nie były w Kalwarii podczas odpustu, by za rok przyjechały, bo to wydarzenie jest wspaniałe, ale słowa tego nie opiszą - to trzeba zobaczyć, przeżyć, poczuć ten klimat, a potem już co roku chce się być przy Maryi i każdego dnia żyć w przyjaźni z Nią - dzieliła się spostrzeżeniami Gabrysia. W jej rodzinie uczestnictwo w odpuście kalwaryjskim i procesji to tradycja. - Przychodzimy tutaj od pokoleń, ponieważ to miejsce jest dla nas ważne. Ja Kalwarię poznałam dzięki dziadkom i rodzicom i dziś, choć mam dopiero 15 lat, mogę powiedzieć, że Maryja jest dla mnie przewodniczką duchową - zapewniała.
12-letnia Karolina z Zarzyc na procesję przyszła z tatą, który zauważa, że wędrowanie w asyście można porównać do corocznego ziemskiego pożegnania z Maryją. To pożegnanie jest jednak tylko na chwilę, bo przecież Matka Boża czeka na nas w niebie. - Ta uroczystość bardzo nam się podoba. Dla mnie to piękne święto i cieszę się, że biorę w nim udział „od środka” - może w ten sposób, gdy wychwalamy Maryje uda się zaszczepić w kimś miłość do Matki Bożej, by mocno w Nią uwierzyli? - zastanawia się Karolina. Gdy rozmawiamy, podbiegają 11-letnia Lena z Podlipia i 10-letni Franek z Sosnowca. - My też chcemy powiedzieć, że mamy Maryję w sercu, że powierzamy Jej swoje sprawy, bo tak nas nauczyli rodzice, i że na procesji jesteśmy już kolejny raz. Tym wydarzeniem naprawdę można się zachwycić - przekonują - bardzo dojrzale, jak na swój wiek.
Po trzech godzinach procesja dotarła do celu, czyli do kościoła Grobu Matki Bożej, gdzie po godz. 19, w blasku zachodzącego już powoli słońca, odprawiona została Msza św. Abp Antonio Guido Filipazzi w homilii tłumaczył tutaj m.in., jakie znaczenie ma hymn "Magnificat". Mówił też, że jeśli chcemy spojrzeć na nasze życie i wszystkie wydarzenia ludzkie z perspektywy Boga, z perspektywy życia wiecznego, które jest jedyną prawdziwą i pełną perspektywą, musimy każdego dnia coraz bardziej i coraz lepiej, poprzez modlitwę i refleksję, wchodzić w znajomość Boga. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy jeszcze lepiej pozna się Maryję i przyjmie Jej mentalność.