Podczas ich spektakli sala teatralna przy sanktuarium Najświętszej Rodziny w Bieżanowie Nowym pęka w szwach, a oni udowadniają, że aktorstwo jest pasją, dzięki której mogą zapraszać widzów do świata piękna.
Spektakl "Farfurka Królowej Bony" (będący adaptacją opowiadania Anny Świrszczyńskiej) swoją pierwszą premierę miał w roku 2017, ale była to krótsza wersja przedstawienia, które potem, w pandemii, doczekało się wersji zrealizowanej on-line, a niedawno powstał także dużo bardziej rozbudowany scenariusz i "Farfurka" po raz trzeci pojawiła się w repertuarze Kaworków. W ostatni weekend października wyruszy też w podróż do Łodzi, bo marzeniem Izabelli Czarneckiej - pomysłodawczyni i założycielki teatru - od dawna był udział w przeglądzie teatralnym. Nic dziwnego - aktorzy, którzy tworzą ten zespół, wkraczając powoli w dziesięciolecie teatru, cały czas szlifują swój warsztat i coraz wyżej podnoszą sobie poprzeczkę. Dlatego warto, by dowiedział się o nich świat i aby mogli powiedzieć, że zaczęło się od przedszkola i amatorskich jasełek, a teraz jest to już praktycznie profesjonalizm.
"Farfurka" zaś przenosi widzów na dwór króla Zygmunta Starego i jego żony, królowej Bony, którą poznajemy jako kobietę o mocnym i wybuchowym nieco charakterze. Już w pierwszych scenach słyszymy, że królowa ma dziś zły humor i wszystkich na zamku, nawet swojego męża, rozstawia po kątach. Plotkują o tym przekupki na krakowskim Rynku Głównym, do których przybiegł Stańczyk, by kupić królowej najlepszy miód. Szansą na to, by Bona przestała krzyczeć, jest bowiem tylko smakołyk - jej ulubione orzechy podane z miodem na ukochanym talerzyku z dzieciństwa, czyli na tytułowej farfurce. Ten piękny talerzyk przypomina Bonie szczęśliwe dzieciństwo we Włoszech i radosne chwile, które spędzała ze swoją mamą. Problem zaczyna się w chwili, gdy trzy dwórki Bony zabierają się za przygotowanie orzechów - podziwiając piękne zdobienia farfurki nagle ją upuszczają i z talerzyka zostają skorupy. Od tego momentu przerażone dwórki robią wszystko, by ukryć przed królową fakt stłuczenia jej skarbu, jednak Bona nie mogąc doczekać się na orzechy, zaczyna podejrzewać, że coś się wydarzyło. Teraz już nawet król myśli, aby przed rozgniewaną żoną gdzieś się ukryć - najlepiej na polowaniu…
W końcu skorupy zabrane ukradkiem przez Stańczyka trafiają do mieszczki Małgorzaty, która ma trzech synów. Jeden z nich zajmuje się garncarstwem, więc może tak posklejać fragmenty talerzyka, by nikt się nie zorientował, co się z nim stało. Marcin, choć zlecenie przyjmuje, ostatecznie wykonuje je zgoła inaczej, a w ramach zapłaty prosi o rękę jednej dwórek, która już dawno wpadła mu w oko. Czy ta historia może skończyć się happy endem? Uchylmy rąbka tajemnicy: nawet musi! A emocje płynące ze sceny tak bardzo udzielają się widzom, że niektórzy nie wstydzą się swoich spontanicznych reakcji.
Gdy blisko 10 lat temu Kaworki stawiały swoje pierwsze aktorskie kroki, nikt nie przypuszczał, że za czas jakiś będą mogły pochwalić się 16 już premierami i że Iza Czarnecka wciąż będzie miała apetyt na więcej i więcej. - Wszystko zaczęło się od tego, że wraz z grupą rodziców odbieraliśmy dzieci z przedszkola prowadzonego przez siostry michalitki na krakowskiej Rżące i zauważyłam, że lubimy ze sobą przebywać. A skoro tak, to pomyślałam, byśmy zrobili coś twórczego. Tym czymś finalnie okazał się teatr - mówi Iza Czarnecka. Pomysł trafił na podatny grunt, a siostry michalitki stanęły na wysokości zadania, nie tylko udostępniając miejsce na próby, ale też dbając o to, by pomiędzy rodzicami-aktorami zbudować dobre relacje. By stali grupą przyjaciół. To się udało i tak jest do dziś!
- To zaufanie i dobry klimat pomiędzy nami procentują na scenie, zwłaszcza wtedy, gdy ponosi nas twórczość i w czasie spektaklu rodzi się scena, której w scenariuszu wcale nie było. Na szczęście Iza nam ufa - uśmiecha się Marlena Chudzio, która w "Farfurce" po mistrzowsku zagrała królową Bonę. - Zaufanie widać też w scenach, które wymagają większej sprawności, tak, jak ja podczas ostatniego spektaklu zaufałam królowi (w tej roli Łukasz Łuszczyński), który nagle zaczął mną "żonglować". Wierzyłam, że utrzyma mnie w pionie - śmieje się Marlena i dodaje, że w teatrze fantastycznym doświadczeniem jest to, że na próbę przychodzi się z bałaganem tysiąca myśli w głowie, a kilka godzin później wraca się do tej codzienności jakby z "wykąpaną" głową, z "resetem", który się w niej dokonał po spotkaniu się z pięknem świata sztuki.
Wejście do tego świata piękna jest możliwe także dzięki wyobraźni Izy Czarneckiej, która pisząc scenariusz wykazuje się wielką pomysłowością i stara się zaskoczyć widzów nawet wtedy, gdy - zdawałoby się - co roku, zimową porą, przychodzą zobaczyć zwykłe przedstawienie bożonarodzeniowe. Świąteczna tematyka jest bowiem obowiązkową pozycją w repertuarze Kaworków. Co prawda pierwsze jasełka, wystawione w 2016 r., były jeszcze oszczędne w formie, ale później, gdy Iza poczuła już wiatr wiejący w jej teatralne żagle, stały się spektaklami z głębokim przesłaniem. Później były więc także "Jasełka. Cuda Świętej Nocy", "Opowieść Gabriela", "Zachowywała wszystko w swoim sercu" (jasełka z elementami misterium) oraz "Goście".
- Spektakl "Goście" powstał w oparciu o fantastyczny patent: akcja rozgrywa się w parafii (takiej jak nasza i takiej, jakich wiele), która przygotowuje się do świąt Bożego Narodzenia. Widzimy obraz, na którym są Matka Boża, Dzieciątko i św. Józef. Nagle, ku zaskoczeniu widzów, oni zaczynają się poruszać i schodzą z obrazu! Robi się spore zamieszanie i okazuje się, że w parafii mieszkają - tak, jak i dwa tysiące lat temu - osoby obojętne i te, które przyjmują Świętą Rodzinę, a potem przynoszą dary i chcą pomagać. "Goście" opowiadają więc o tym, jak potrafi budzić się w nas dobro. Wszyscy - i aktorzy, i widzowie, bardzo polubili jasełka w takim wydaniu - zauważa Marlena Chudzio, a Iza Czarnecka dopowiada, że w styczniu 2025 r. na deski teatru powróciła z kolei "Opowieść Gabriela", w której historię zbawienia świata poznajemy od grzechu pierworodnego, aż do narodzin Chrystusa. W tym spektaklu, jako "szkółka aniołków", wystąpiły też dzieci aktorów.
Dla zespołu ważne też było przedstawienie opowiadające o współzałożycielce zgromadzenia michalitek, czyli o matce Annie Kaworek ("Opowieść o małej Annie obdarzonej wielką siłą"), które powstało z okazji 150. rocznicy jej urodzin oraz przedstawienie w formie musicalu ("Muzykanci z Bremy") i które spełniło marzenie aktorów, by sięgnąć i po taką formę przekazu. - Było to możliwe dzięki zaangażowaniu Adama Sędzielarza, który do tego musicalu napisał dla nas piękną muzykę. Stworzył on także muzykę do dwóch innych spektakli (m.in. do "Małej Anny") - zaznacza Izabella Czarnecka, która, co warto zauważyć, ma też talent plastyczny i tworzy scenografię do spektakli. Wszystko montuje potem męska część zespołu aktorskiego. Iza szyje również kostiumy i to takie, które naprawdę zachwycają i są dopracowane w każdym detalu. Filip Czarnecki, prywatnie mąż Izy, w "Farfurce" grający Stańczyka, dopowiada natomiast, iż dla aktorów cenny jest również fakt, iż mogą uczestniczyć w warsztatach, podczas których uczą się m.in. dobrej emisji głosu, dykcji czy ruchu scenicznego. - Współpracuje z nami m.in. Agnieszka Cianciara-Fröhlich, która od lat zajmuje się komedią dell’arte - mówi Filip.
Trudno w końcu nie wspomnieć o tym, iż Teatr Kaworki początkowo miał próby w przedszkolu sióstr michalitek, a później, dzięki życzliwości proboszcza ks. Mirosława Dziedzica, przeniósł się sali teatralnej przy sanktuarium Najświętszej Rodziny. - Ksiądz proboszcz jest otwarty na różne inicjatywy, chętnie przyjmuje nasze propozycje i za dobro, które otrzymujemy, bardzo mu dziękujemy - mówi szefowa Kaworków, która pracuje już nad kolejnym spektaklem bożonarodzeniowym. By dowiedzieć się o nim więcej, warto zajrzeć na profil Kaworków na Facebooku.