Od sobotniego poranka 15 listopada każdy z nas może wejść do bazy rodzin Szlachetnej Paczki i wybrać tę rodzinę, której świat postanowimy zmienić na lepszy.
Oficjalne uruchomienie licznika rodzin odbyło się w blasku kamer już o godz. 8 w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Wchodzących witał tam dość niezwykły widok - fragment ubogiego mieszkania, w którym nie ma lodówki (bo się zepsuła) oraz napisane na ścianie słowa pana Edwarda: że jest zbędny, tak jak zbędna jest zepsuta lodówka. Pan Edward ma 84 lata i od śmierci żony żyje zupełnie sam. Pracował jako ochroniarz, lecz choroby z roku na rok odbierały mu nie tylko zdrowie, ale i większość zarobków. Dziś emerytura wystarcza mu na najważniejsze leki, opłaty za prąd i zimną wodę. A jedzenie? Za 30 zł miesięcznie, które mu zostają, kupić można niewiele...
Niebawem pan Edward zobaczy światełko w ciemnym tunelu, a w Muzeum Manggha przez cały dzień można było poczuć przedsmak świątecznego klimatu. Przedsmak, ponieważ wielki finał tegorocznej Szlachetnej Paczki, czyli Weekend Cudów, odbędzie się kilkanaście dni przed świętami Bożego Narodzenia (13 i 14 grudnia) i dla wszystkich rodzin, które znajdą swoich darczyńców, będzie to czas pełen wzruszeń, radości i emocji, których nie da się opisać. Dla osób, które znalazły się w trudnej, podbramkowej sytuacji, którym grunt usunął się spod nóg, a życie rozsypało się w drobny mak, świadomość, że ich los nie jest komuś obojętny, i że ten ktoś zdecydował się wyciągnąć przyjazną dłoń, pomagając odbudować codzienną rzeczywistość, jest bezcenna.
Dobrze rozumie to m.in. Lidia Bogaczówna, krakowska aktorka teatralna i filmowa, która do Mangghi przyszła ze swoimi bliskimi, by nie tracąc czasu, od razu pierwszego dnia akcji, wybrać "swoją" rodzinę i rozpocząć pracę związaną z kompletowaniem dla niej paczki. - W tę akcję angażuję się od lat, robię ją także ze swoimi studentami, a dziś cieszę się, że w wyborze rodziny uczestniczyły moje wnuki: 9-letni Ignacy i 5-letnia Amelka. Gdy czytaliśmy historie opisane w bazie rodzin, Ignacy był zszokowany, że ktoś może marzyć o paczce płatków śniadaniowych, o ryżu, o herbacie. Ta nasza narada była dla nich najlepszą lekcją dobra, jaką kiedykolwiek dostali, bo zobaczyli, co to znaczy naprawdę nie mieć. Nie mieć nie kolejnego zestawu klocków Lego, ale butów, kurtki na zimę - zauważa L. Bogaczówna. Wnuki pani Lidii pewnie jeszcze długo będą rozmawiać o smutnych historiach wirtualnie poznanych ludzi. Ignacy, bardzo rezolutny chłopiec, z szeroko otwartymi oczami słuchał na przykład o tym, że czteroosobowa rodzina prosi o rozkładany fotel do spania oraz o piętrowe łóżko ("To na czym oni teraz śpią?!" - pytał babcię), a Amelka z niedowierzaniem zastanawiała się, czym je sześcioosobowa rodzina, skoro prosi ona o komplet sztućców. - Ignacy wzruszył mnie, gdy najpierw stwierdził, że podzieli się z pewnym chłopcem swoimi klockami Lego, bo ma ich dużo, ale po chwili zastanowienia sam powiedział, że nie, że temu chłopcu trzeba kupić nowe klocki, by się nimi prawdziwie ucieszył. Dobrze, że już teraz uczy się wrażliwości, którą każdy z nas powinien wynieść z rodzinnego domu. Ja wyniosłam z domu przekonanie, że nigdy nie jesteśmy tak biedni, by nie móc dać czegoś komuś, kto ma mniej od nas. A często ważniejsze od rzeczy materialnej jest uważne spojrzenie prosto w oczy i zobaczenie w drugim człowieku… człowieka, by on poczuł się ważny - podkreśla Lidia Bogaczówna.
Potwierdza to Kamila Kielar, podróżniczka, dziennikarka i mówczyni, która m.in. przeszła górami prawie 5 tys. km z Meksyku do Kanady szlakiem Pacific Crest Trail i samotnie przejechała rowerem Alaskę oraz Kamczatkę. Z akcją związana jest od lat, a w ostatnim czasie Szlachetną Paczkę robi wspólnie z ludźmi gór (są wśród nich także Łukasz Supergan, Kinga Baranowska, Krzysztof Wielicki, Zoja Skubis). Jak mówi, najważniejszym momentem jest dla niej zawsze wybór rodziny, bo on wymaga zatrzymania się, wczytania się w potrzeby ludzi, którzy potrzebują wsparcia, zrozumienia tych potrzeb i dostrzeżenia w tym wszystkim czegoś jeszcze - czegoś, co można dać tej rodzinie od siebie, jako ekstra podarek, by czyjąś twarz rozświetlił uśmiech. - O tym wszyscy dziś tutaj mówimy, i te emocje wręcz unoszą się w powietrzu. Są rzeczy, które wszyscy uważamy za oczywiste i dzieje się tragedia, gdy one się psują - piec, lodówka, inny sprzęt codziennego użytku. A Paczka przypomina, że są wśród nas ludzie, którzy tego w ogóle nie mają. Nie mają pieca i jest im zimno, nie mają lodówki i żywność trzymają na parapecie. Możemy to zmienić, a nawet spełnić marzenie małej dziewczynki, która chciałaby dostać różowy kask, ale jej mama, która ledwie wiąże koniec z końcem, nie może sobie pozwolić na jego kupienie - zamyśla się Kamila. Wtórują jej Ania Podchorodecka oraz Michał Wierzbicki z Grupy Jurajskiej GOPR, którzy na co dzień pomagają ludziom będącym w górach, w trudnej sytuacji, a angażując się w Paczkę przenoszą tę górską rzeczywistość na zwykłą codzienność. - Robiąc paczkę, podobnie jak w górach, wyciągamy do kogoś rękę, dajemy oddech, niesiemy nadzieję i czujemy na sobie odpowiedzialność związaną z wyborem rodziny, by móc zareagować na konkretne potrzeby - mówi Ania.
Karol, Maja i Jadwiga to z kolei studenci UJ należący do Koła Naukowego Amerykanistyki. Oni też dobrze wiedzą, że Szlachetna Paczka ma moc zmieniania świata na lepszy, że czasem nie trzeba wiele, by w czyimś sercu odrodziła się nadzieja, i że są rodziny, które bez pomocy darczyńcy nigdy nie wyjdą na prostą, bo np. do tej pory ktoś nie miał śmiałości, by o pomoc poprosić albo wstydził się to zrobić. - Rok temu pomagaliśmy pani Gabrieli oraz jej synowi, małemu Antosiowi. Pani Gabriela samotnie wychowuje dziecko, mieszkając z teściową i pomagając jej w opiece nad niepełnosprawnymi synami, czyli braćmi swojego męża, który ją zostawił. W tym roku wybraliśmy samotną mamę, która wychowuje trójkę dzieci i chcemy zrobić jej niespodziankę, czyli podarować wyjazd na wakacje - cieszą się studenci i przekonują, że na uczelni nikogo nie trzeba już namawiać, by w przygotowanie paczki dołożył swoją cegiełkę, choćby najmniejszą. Przy wejściu stoi bowiem kosz, do którego każdy może coś wrzucić - makaron, ryż, konserwę, poduszkę, a nawet nowy odkurzacz. Można też włączyć się w logistykę, pakowanie, i w ten sposób sieć dobra rozrasta się i zatacza coraz szersze kręgi.
- Dziś jest taki dzień, który nie tylko łączy ludzi - darczyńców z rodzinami w potrzebie, ale też łączy w sobie mnóstwo emocji. Jest radość, że baza została otwarta. Jest też radość, że z każdą chwilą przybywa rodzin, które już zostały wybrane przez darczyńców (w chwili publikacji tego tekstu jest ich już ponad 3800 - przyp. aut.). Jednocześnie wiem, że wolontariusze wciąż odwiedzają rodziny i że tych czekających na darczyńcę będzie jeszcze długo przybywać, dlatego do Weekendu Cudów będzie w nas wszystkich niepewność i napięcie, czy znów się uda, czy zdążymy na czas - zaznacza Agnieszka Grzechnik, dyrektorka Szlachetnej Paczki, i dodaje, że dla niej, gdy patrzy na licznik rodzin, najważniejszy jest fakt, że każdą cyfrą kryje się konkretny człowiek, który właśnie przeżywa swój życiowy dramat. - W ostatnich dniach w moim sercu najmocniej zapisały się dwie historie. Pierwsza to losy pewnej starszej już pani z niepełnosprawnością intelektualną. Jakiś czas temu zmarła jej mama, a w tym roku odszedł tata i teraz pomagają jej sąsiedzi, bez których byłoby jej bardzo ciężko. Coś ścisnęło nas za gardło, gdy poprosiła… o ciepłe zimowe buty, bo codziennie potrzebuje przejść kilka kilometrów, by zapalić świeczkę na grobie rodziców, bo teraz już tylko w taki sposób może być z nimi w kontakcie - wzrusza się Agnieszka. Druga historia dotyczy mamy, która samotnie wychowuje nastoletnią córkę. Do niedawna w tej rodzinie wszystko dobrze się układało i nic nie zapowiadało tragedii. Niestety, okazało się, że córka była prześladowana przez rówieśników, ale o tym nie mówiła. W końcu targnęła się na swoje życie. Jest sparaliżowana. Dla jej mamy zawalił się cały świat.
Takie nagłe sytuacje mocno dotykają też Łukasza Adacha z zarządu Stowarzyszenia "Wiosna", organizatora Paczki. - Wczoraj czytałem historię pani Kasi. Jeszcze w sierpniu w jej domu mieszkało szczęście. Niestety, gdy wracała z wakacji, znad morza, wydarzył się wypadek, w którym zginął mąż pani Kasi, a ona została ciężko ranna. Straciła pracę, została sama z trójką dzieci i musi cały czas rehabilitować się, by próbować odzyskać sprawność. Ona nie prosi o wiele, tylko o rzeczy, które pomogą jej przetrwać trudny czas. Smutna jest też historia pana Jana, który kiedyś był muzykiem podróżującym po całym świecie, a dziś mieszka samotnie i nie może sobie pozwolić na aparat słuchowy - opowiada Łukasz i apeluje, że jeszcze jest czas, by zgłosić do Paczki rodzinę, o której wiemy, że potrzebuje pomocy. Szczegóły tego, jak to zrobić, a także jak zostać darczyńcą, można znaleźć na www.szlachetnapaczka.pl.
- W naszej firmie paczkę robimy już po raz 13., a dodatkową przygotowaliśmy dla Ukraińskich uchodźców w 2022 r. Wiemy, że jeśli w to przedsięwzięcie włączy się nawet kilkaset (800!) osób, to można zdziałać naprawdę dużo, nawet wyremontować lub zbudować dom. Paczka to realna pomoc, światełko nadziei w beznadziei, dlatego mając solidne zaplecze wybieramy rodziny z trudną historią, gdzie możemy dać nie tylko żywność czy środki czystości, ale zrobić coś więcej. Bo nikt nie powie, że prosi o dom, ale my możemy rozmawiać z wolontariuszem, który zna sytuację, a potem zmierzyć siły na zamiary i zaskoczyć rodzinę. A czasem wystarczy kupić komuś maszynę do szycia i ten ktoś nagle ma narzędzie do pracy - cieszą się Marta i Paweł. Na pytanie, skąd w nich i w pozostałych pracownikach firmy (a tak naprawdę to dwóch firm) taka chęć działania, Paweł odpowiada krótko: - Bo chciałbym, gdybym sam w potrzebie, by znalazł się ktoś, kto mi pomoże.
Wszyscy darczyńcy, którzy przyszli do Mangghi, chętnie pozowali do "paczkowych" pamiątkowych zdjęć, które idąc teraz w świat, będą zachętą, by ludzi dobrej woli przybywało. Na ściance fotograficznej nie mogło też zabraknąć wolontariuszy, bez których Paczka nie mogłaby istnieć. - Gdy 11 lat temu zaczynałam swoją przygodę z Paczką w Strzyżowie, w moim rodzinnym Podkarpaciu, odwiedzałam rodziny mieszkające w drewnianym domku, "pośrodku niczego", np. na skraju lasu, gdzie nie da się dojechać samochodem, tylko trzeba iść kilka kilometrów. Dziś, razem z mężem, odwiedzam rodziny w krakowskim Podgórzu, gdzie też nie brakuje rodzin zmagających się z biedą, którą z perspektywy wielkiego miasta trudno dostrzec. Często są to samotne osoby, mieszkające w kamienicach, w których wciąż pali się w starych piecach, i gdzie nie ma w mieszkaniu toalety - opowiada Kasia Dyka-Janusza i zachęca, by nie zwlekać, tylko wejść na www.szlachetnapaczka.pl i stać się częścią paczkowej społeczności.
W tym roku akcji patronuje m.in. "Gość Krakowski".