O domach bez podłogi, bez toalet i z grzybem na ścianach oraz o dobru, które przemienia świat, opowiada prezeska Szlachetnej Paczki.
Paczkę po raz pierwszy zrobiła ze znajomymi z pracy. Był rok 2010, a akcję promował w mediach Grzegorz Turnau, który wychodził z wielkiego pudełka. Rok później zrobienie paczki było już dla niej sprawą oczywistą, a dwa lata później Joanna podjęła odważną decyzję - postanowiła odpowiedzieć na ogłoszenie paczki, która szukała liderów w kilku konkretnych rejonach. Miała przecież odpowiednie doświadczenie zawodowe, potrafiła zarządzać ludźmi, miała też trochę wolnego czasu. Wysłała więc CV i zgłosiła się na rozmowę kwalifikacyjną.
- Tak poznałam Łukasza Adacha, który był wtedy szefem paczki w całym województwie małopolskim. Dopiero dwa lata później odważył się powiedzieć mi, że gdy do paczki przyszło moje CV, wszyscy bali się ze mną rozmawiać, widząc moje doświadczenie i wiedząc, że pracuję już na stanowisku dyrektora - śmieje się J. Sadzik. Rozmowę ostatecznie przeprowadził właśnie Łukasz. - Była maksymalnie profesjonalna - zapewnia Joanna, która chwilę później została zaproszona na szkolenie i rozpoczęła działalność liderki. Okazało się, że jest to tak naprawdę ciężka i wymagająca praca, polegająca na zarządzaniu ok. 20 osobami, podzieleniu ich na zespoły, rozdzieleniu zadań itd. - W udziale przypadł mi rejon podkrakowskich Swoszowic, którego nigdy wcześniej nie znałam i gdzie nigdy wcześniej nie byłam. To właśnie tam poznałam historie osób, które pamiętam do dziś, i które mocno mną wstrząsnęły. Dzięki pomocy fantastycznych księży proboszczów oraz dyrektorów szkół i przedszkoli docierałam do rodzin ubogich i potrzebujących pomocy. Jak na początek, to było mocne doświadczenie - przyznaje J. Sadzik.
Trafiła bowiem do domów, w których nie było kanalizacji, i które przypominały skanseny: dwie izby, stary piec, który jednocześnie ogrzewa dom i jest kuchnią. Były też domy z klepiskiem zamiast podłogi i z toaletami, które stały na zewnątrz i były walącymi się budkami. - Zobaczyłam ludzi, którzy nie mieli w domu bieżącej wody, oraz dzieci, których nie było stać na tornistry do szkoły. Pamiętam rodzinę, gdzie było kilkoro dzieci - wszystkie chodziły do szkoły z reklamówkami foliowymi zamiast plecaka. Ich mama powiedziała, że nie stać jej na podręczniki, dlatego dzieci noszą tylko zeszyty i długopisy. Mówiąc najprościej - zobaczyłam taki świat, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Byłam zszokowana, mimo że byłam po szkoleniu, miałam wykształcenie politologa i wydawało mi się, że ze wszystkim jestem na bieżąco. A jednak nie zdawałam sobie sprawy, że jestem aż tak uprzywilejowana, mając w życiu tak wiele dobra - zamyśla się Joanna.
Jedną z osób, które najmocniej utkwiły w jej sercu, był pewien mężczyzna z niepełnosprawnością intelektualną. Odkąd zmarła jego mama, mieszkał sam - w takich warunkach, w których nikt nie powinien mieszkać. Poprosił o palety, ponieważ chciał samodzielnie zorganizować sobie coś w rodzaju warsztatu terapii zajęciowej. - On te palety przez cały dzień rozrąbywał na podwórku, by później ogrzewać nimi dom (za pomocą starej "kozy"). Mądrą pomocą było więc zgłoszenie tego pana do opieki społecznej, ponieważ do tej pory nikt inny tego nie zrobił, więc MOPS nawet nie wiedział o jego istnieniu. Szlachetną Paczkę, rzecz jasna, też dostał i płakał jak dziecko, widząc, że darczyńca dorzucił do niej ptasie mleczko. Dokładnie takie, jakie kupowała mu mama, dopóki żyła - wzrusza się J. Sadzik.
Rok później została już koordynatorką wolontariuszy, a jeszcze rok później zrezygnowała z dotychczasowej pracy i zaczęła pracować w Stowarzyszeniu "Wiosna". - Szlachetna Paczka, którą 25 lat temu wymyślił ks. Jacek Stryczek, wyrosła z wartości ewangelicznych i cały czas jest o nie oparta. Narodziła się w duszpasterstwie akademickim, dzięki wrażliwości mądrych ludzi, którzy działając w kościele, przy parafii, zobaczyli, że wokół nich są rodziny wymagające mądrego wsparcia. Kiedyś to były przede wszystkim rodziny wielodzietne. Dziś profil paczkowej rodziny nieco się zmienił, bo dzięki chociażby "800+" rodziny z dziećmi radzą sobie dużo lepiej, ale naszej uwagi wymagają teraz samotni seniorzy oraz osoby z niepełnosprawnością - zaznacza J. Sadzik.
Zmieniła się też mentalność darczyńców, którzy najpierw myśleli, że do paczki można dawać rzeczy używane i już niepotrzebne w ich domach. Na szczęście szybko zrozumieli, że osoby ubogie oraz te, które znalazły się w trudnej życiowej sytuacji, mają swoją godność i że tak nie wolno. - Teraz większość osób daje do paczki rzeczy lepsze od tych, które kupuje sobie. I to jest piękne, bo rodzina ma poczuć się wyjątkowo. Ma zobaczyć, że komuś na niej zależy - podkreśla pani Joanna.
Warto też zauważyć, że Szlachetna Paczka, która początkowo nazywała się Świąteczną Paczką, podczas swojej pierwszej odsłony obejmowała obszar jednej parafii i dotarła do kilkudziesięciu rodzin. W tym momencie działa już w ponad 650 lokalizacjach, a w ubiegłym roku otrzymało pomoc ok. 17 tys. rodzin. - Robimy wszystko, by paczka była w każdym miejscu, gdzie jest potrzebna, i aby przetrwała kolejnych 25 lat - mówi J. Sadzik. Nie kryje też, że każdego roku znajduje wśród paczkowych rodzin takie historie, które sprawiają, że płacze. Nie da się bowiem uodpornić ani na ludzką biedę, ani na lawinę nieszczęść.
- Mocno poruszyła mnie np. historia pana zgłoszonego do tegorocznej paczki - zachorował na nowotwór, a jego szef, zamiast wyciągnąć pomocną dłoń, zwolnił go z pracy. Jest samotny i gdyby nie sąsiedzi, nie miałby co jeść. Początkowo trudno mu było uwierzyć, że ktoś chce mu pomóc w walce o życie. W ubiegłym roku spotkaliśmy z kolei starszą panią, która podczas pierwszych dwóch spotkań w ogóle nie chciała rozmawiać z wolontariuszami - myślała, że w tych odwiedzinach jest jakiś podstęp. Nie mieściło się jej w głowie, że ktoś chce jej pomóc, skoro uważała, że cały świat jest przeciwko niej - opowiada prezeska Stowarzyszenia "Wiosna". Ostatecznie pani Stanisława przełamała nieufność, a najważniejsze nie były rzeczy materialne, które dostała (zapas środków czystości i żywności, bon na okulary, dużo książek), tylko fakt, że ktoś się nią zainteresował, bo wcześniej spotkało ją od losu wiele zła. W końcu zaczęła się nawet uśmiechać i pierwsza mówić sąsiadom "dzień dobry", a nawet z nimi rozmawiać, bo na nowo uwierzyła w drugiego człowieka. Świat przestał być dla niej tylko zły.
Szczegółowe informacje o tym, jak zostać darczyńcą, można znaleźć na www.szlachetnapaczka.pl. Akcji patronuje w tym roku "Gość Krakowski".