Kraków. Pożegnanie dziennikarza, który kochał piękno

W środę 3 grudnia na cmentarzu Rakowickim odbędzie się pogrzeb Jerzego Skrobota. Ów wieloletni dziennikarz radiowy, pisarz i krytyk sztuki zmarł 26 listopada w wieku ponad 82 lat.

Kochał piękno w każdym wymiarze - piękno krajobrazu, języka i kultury polskiej, muzyki, szczególnie chóralnej, plastyki, szczególnie malarstwa, no i przede wszystkim piękno ludzi. Jedną ze swoich książek zatytułował "Krajobraz pięknych ludzi".

Urodził się 7 maja 1943 r. w Busku-Zdroju na Kielecczyźnie, w rodzinie nauczycielskiej Juliana i Teresy z Kluszczyńskich Skrobotów. Wkrótce po narodzinach rodzina przeniosła się do Małogoszcza, znanego m.in. z bitwy oddziałów gen. Mariana Langiewicza z Moskalami w trakcie powstania styczniowego. Jurek wcześnie stracił ojca. Por. Julian Skrobot "Rajmund", dowódca placówki Armii Krajowej w Małogoszczu, został zastrzelony przez Sowietów 16 stycznia 1945 r., w cztery godziny po zajęciu miejscowości przez Armię Czerwoną. Jego syn zaś po ukończeniu szkoły podstawowej ruszył w świat. Wpierw został uczniem Technikum Rolniczego w podkrakowskim Czernichowie. W tej założonej w 1860 r. słynnej szkole uczył niegdyś Franciszek Stefczyk, pionier spółdzielczej bankowości rolniczej. Te wiejskie kasy były zwane potocznie Kasami Stefczyka. Z Czernichowa młody Jurek wyniósł m.in. głębsze zrozumienie dla spraw wiejskich, podziw dla dokonań Stefczyka, co zaowocowało po latach związaniem się z Krakowskim Bankiem Spółdzielczym oraz zamiłowaniem do literatury polskiej. Uczący go języka polskiego prof. Mieczysław Śliwa przygotował go na tyle dobrze, że nie miał żadnych problemów z dostaniem się na polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ze swoim polonistą z Czernichowa oraz wychowawczynią klasy prof. Aleksandrą Goik utrzymywał kontakty przez wiele lat po ukończeniu szkoły, zapraszając na spotkania autorskie.

Przyjechawszy w 1963 r. na studia do Krakowa, Jurek zamieszkał w słynnym Domu Studenckim "Żaczek". Jego mistrzem polonistycznym został prof. Kazimierz Wyka. "(...) nie musiał bronić ani umacniać swojego autorytetu stwarzaniem dystansu. On po prostu miał autorytet - jak anioły na ikonach mają skrzydła" - wspominał profesora w swoich "Ścieżkach czasu" (Kraków 2008). W indeksie studenckim J. Skrobota zachowały się także wpisy takich tuzów polonistyki, jak profesorowie Stanisław Pigoń i Tadeusz Ulewicz.

Kraków. Pożegnanie dziennikarza, który kochał piękno   Kraków 1966, otwarcie nowego lokalu Krakowskiego Chóru Akademickiego przy Uniwersytecie Jagiellońskim przy ul. Gołębiej 14. Na pierwszym planie po lewej prezes KChA Jerzy Skrobot, obok Stanisław Has, dyrygent chóru. Archiwum Jerzego Skrobota

Przyjście na studia wiązało się także z zanurzeniem w pięknie męskiego śpiewu chóralnego. - Zaczęliśmy śpiewać w Krakowskim Chórze Akademickim przy UJ w tym samym roku, w I tenorach. Jurek był bardzo aktywny. W 1965 r. został wybrany prezesem naszego stowarzyszenia śpiewaczego. Mawiał z dumą: "Jestem najmłodszym prezesem najstarszego chóru akademickiego w Polsce". Bo nasz zespół został założony w 1878 r. - mówi Alojzy Baron, historyk archiwista, chórzysta senior KChA. Obaj wzięli udział m.in. w 1964 r. w koncercie w Filharmonii Krakowskiej z okazji 85. rocznicy powstania zespołu oraz w 1965 r. w podróży koncertowej do Finlandii, pierwszym powojennym wyjeździe chóru.

Prezes Skrobot doprowadził m.in. do zebrania w ówczesnej siedzibie chóru przy ul. Gołębiej 14 części pamiątek rozproszonych po przymusowym zlikwidowaniu zespołu pod koniec 1950 roku. Powstało w ten sposób Muzeum Chóru Akademickiego. - Za kadencji prezesowskiej Jurka odnaleziono i przywrócono chórowi jego fortepian Steinweg. Służył... jako deska do prasowania w żeńskim Domu Studenckim "Nawojka". Pamiątki chóralne tropił także i w kolejnych latach. Wspominał, że w Warszawie kupił na pchlim targu za złotówkę ozdobny egzemplarz wydanych w 1935 r. "Kantyczek Chóru Akademickiego". Był to egzemplarz nie byle jaki, bo należał do naszego wybitnego dyrygenta Bolesława Wallek-Walewskiego - wspomina A. Baron.

Warto dodać, że dawny prezes pojawiał się na kolejnych jubileuszach chóru oblegany przez młodych korzystających z tradycji zespołu, wedle której nawet 19-latek ma prawo mówić choćby do 80-letniego seniora per "kolego". W 2013 r. J. Skrobot został wyróżniony tytułem Członka Honorowego Krakowskiego Chóru Akademickiego.

Po studiach Jerzy rozpoczął pracę w Radiu Kraków. To była wielka przygoda, w której trakcie powstało ok. tysiąca jego reportaży radiowych, emitowanych nie tylko na terenie Krakowa i Małopolski, lecz także na antenie ogólnopolskiej. J. Skrobota uhonorowano za to licznymi nagrodami, m.in. Złotym Mikrofonem. To wszystko nie spadło z nieba. Talent został wsparty bardzo ciężką pracą. "Miałem się od kogo uczyć, miałem z kogo brać przykład" - wspominał po latach. Jego mentorem był m.in. Jacek Stwora, arcymistrz reportażu radiowego, w czasie II wojny światowej rotmistrz 24 Pułku Ułanów w 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. "Poznałem podstawową tajemnicę radia - że trzeba uważnie słuchać rozmówców, aby być przez nich słuchanym. Jeśli mnie coś nurtowało, egzemplifikacji postawionych tez szukałem właśnie wśród ludzi: brałem w garść magnetofon i jechałem »w teren«. Czasem wypadło pokonać tylko dwa tramwajowe przystanki, czasem dwieście kilometrów koleją i dwadzieścia przypadkowo napotkaną furmanką lub piechotą, jeśli los okazał okazywał się niełaskawy. Gdy znajdowałem potwierdzenie, znaczyło to, że mój pomysł był trafny; jeśli nie, uznawałem go za chybiony" - wspominał po latach. "Jednocześnie z materiałami powstającymi na bieżące potrzeby Radia Kraków pracowałem nad portretami twórców wywodzących się ze wsi: Władysława Orkana z Gorców, z Poręby Wielkiej, Kazimierza Tetmajera z Ludźmierza na Podhalu, Jalu Kurka z Naprawy. Interesowało mnie przede wszystkim, w jaki sposób dom rodzinny wpłynął na ich późniejszą twórczość" - zaznaczył.

W tych reportażach ujawniało się także zamiłowanie autora do dzieł sztuki plastycznej i ich twórców. To wszystko było doceniane. Znany krakowski krytyk sztuki Jerzy Madeyski wspomniał, że J. Skrobot był "reżyserem spektakli roztaczanych przed słuchaczami". "Trudno jest być prorokiem, zwłaszcza w sprawach sztuki. Wydaje się jednak, że przyszli badacze twórczości [Czesława] Rzepińskiego, [Mariana] Koniecznego, [Mariana] Kruczka oraz innych Skrobotowych audycji nie będą mogli pominąć tak ważnych źródeł" - zauważył J. Madeyski.

Chwalił także dawniejszy mentor J. Stwora: "Zawsze miał niezwykłe wyczucie tematu i człowieka. Portretował przede wszystkim polską wieś (najchętniej tę górską), a czynił to, budując osnowę reportażu na życiorysach ciekawych, bogatych mądrością i sercem ludzi" - napisał.

A te życiorysy przedstawiane na falach eteru i stronach czasopism i książek były naprawdę fascynujące. Autor zebrał je m.in. we wspomnianej książce "Krajobraz pięknych ludzi". Na kanwie "jednej z alejek narodowego cmentarza" pisał o pierwowzorach bohaterów "Wesela" Wyspiańskiego, o Genowefie z leśniczówki "Przetrwanie", która  w czasie wojny ukrywała wraz z mężem ludzi potrzebujących pomocy, o aktorach Teatru Rapsodycznego Mieczysława Kotlarczyka, którzy w 1945 r. zawieźli polskie słowo do pełnego ruin Wrocławia, o kpt. Janie Ząbiku, lotniku, którego życie "działo się w piekle Workuty i w chmurach nad Anglią, pod niebem Argentyny i na bezdrożach Kanady", o rodzinie Przypkowskich z Jędrzejowa, o wiejskim nauczycielu Michale Zborowskim, rzeszowskim artyście książki, introligatorze Ryszardzie Ziębie, bracie Cyprianie, franciszkaninie z Niepokalanowa, rzemieślnikach krakowskich w reportażu "Etiuda złotych rąk", o Monice spod Jordanowa, matce trzynaściorga dzieci, z których dwanaścioro zdobyło dyplomy wyższych uczelni, o Ludwiku Maju z Sidziny pod Babią Górą, rolniku, samorodnym publicyście, trybunie ludowym, o Józku Bołozie, góralu z Doliny, kardiochirurgu prof. Jerzym Sadowskim, kardiologu Jacku Dubielu i wreszcie o swoim kuzynie Ryszardzie Kluszczyńskim z Krakowa. Kluszczyński nie znalazł się w książce przez protekcję. Zaraziwszy się od starszego kuzyna pasją do sztuki, stał się najpoważniejszym wydawcą książek o sztuce i kulturze polskiej. Przez prawie 30 lat istnienia jego wydawnictwa ukazało się w nim wiele cennych publikacji, które wysoki poziom merytoryczny tekstu łączyły z najwyższym poziomem technicznym reprodukcji malarstwa.

Miłość J. Skrobota do sztuk plastycznych nie ograniczała się tylko do kompetentnego pisania o twórcach i ich dziełach oraz kolekcjonowania ich w miarę możności. On chciał nie tylko, by ludzie czytali o artystach, ale i mogli zobaczyć ich dzieła. Dzięki przychylności Krakowskiego Banku Spółdzielczego, z którym był związany m.in. jako przewodniczący Rady Nadzorczej, w siedzibie banku przy Rynku Kleparskim powstała kierowana przezeń galeria sztuki, w której prezentowano twórczość artystów, głównie krakowskich. Ich sylwetki - m.in. Jerzego Bandury, Stanisława Karpika, Łucji Kłańskiej-Kanarek, Mariana Koniecznego, Jerzego Panka, Jerzego Potrzebowskiego, Czesława Rzepińskiego, Allana Rzepki i Jana Szancenbacha - znalazły się w książce "Światłocienie mistrzów" (Kraków 2000). Niektóre nazwiska artystów zadziwiały, bo byli kojarzeni z innymi nurtami sztuki: Paweł Bielec - z fotografią, Wiesław Ochman - z wokalistyką operową, zaś Wiktor Zin - z architekturą. Tymczasem wszyscy tworzyli piękne, wcale nie amatorskie obrazy. Każde z tej trójki doczekało się osobnej książki, która wyszła spod pióra J. Skrobota.

Kraków. Pożegnanie dziennikarza, który kochał piękno   Jerzy Skrobot z zaprzyjaźnionym Wiesławem Ochmanem, światowej sławy śpiewakiem operowym, a jednocześnie utalentowanym malarzem i kolekcjonerem. Dziennikarz poświęcił mu trzy książki. Archiwum Jerzego Skrobota

Warto na koniec wspomnieć także, że uczył rzemiosła młodych dziennikarzy na UJ i w Wyższej Szkole Pedagogicznej, a pracę łączył z dbaniem o rodzinę. Był dobrym synem, bratem, mężem i ojcem.

Uroczystości pogrzebowe Jerzego Skrobota rozpoczną się 3 grudnia o godz. 13.40 Mszą św. w kaplicy pw. Zmartwychwstania Pańskiego na cmentarzu Rakowickim.

« 1 »

E-BOOK DLA WSZYSTKICH SUBSKRYBENTÓW

ADWENTOWA SZKOŁA MODLITWY