Ola Kuc miała 3 lata, gdy w Niedzielę Zmartwychwstania zachorowała. Ze śmiertelną diagnozą żyje już 21 lat a jej mama Jolanta mówi, że to życie jest cudem Bożego Miłosierdzia.
Jedynym z wielkich-małych cudów, jakie stały się ich udziałem, jest fakt, iż dzięki pomocy kard. Stanisława Dziwisza w 2011 roku trafiły do kliniki Bambino Jesu w Rzymie, gdzie Oli został podany specjalny eksperymentalny lek, który bardzo ją wzmocnił ją i zmniejszył objawy choroby. Badania nad nim dopiero trwały w kilku szpitalach na świecie. Nie był więc ogólnodostępny, a specjalna komisja etyczna pozwoliła, by rzymska klinika podawała go Oli. Kolejny cud zdarzył się niedawno, bo w ubiegłym roku. Badania wykazywały, że Ola ma kamienie w nerkach i inną zmianę wielkości 15 na 8 mm. - Dwa dni przed wyznaczoną datą zabiegu byłyśmy w sanktuarium na Mszy, Ola przyjęła Pana Jezusa i sakrament namaszczenia chorych. Pojechałyśmy do szpitala, zabieg był wyznaczony na godz. 15. Gdy Ola była raz jeszcze badana, okazało się, że nie ma ani kamieni, ani innej zmiany - opowiada Jola i mówi, że wraz z córką żyje nadzieją wbrew nadziei. - Służenie Oli jest niekończącą się pracą, ale nie ciężarem, to moja droga nadziei. Jako pielgrzymi nadziei byłyśmy nawet na początku kwietnia w Rzymie i cieszę się, że Ola dożyła Roku Jubileuszowego i że dane nam było zobaczyć jeszcze papieża Franciszka - przekonuje Jola.
Nie ma też wątpliwości, że najważniejsza w życiu jest miłość, i że mieszka z aniołem, który ma twarz Oli i uśmiech nieba. - Każdego dnia budzę się przed Olą, by odprawić jutrznię i móc potem pachnieć słowem Bożym, zabierać Boga do każdego wydarzenia z naszej codzienności i pozwalać Mu się strugać, niczym kredkę. Nie rozumiem wszystkiego, ale wierzę - także w to, że gdy podczas Triduum Paschalnego Ola cierpi najbardziej w ciągu całego roku, to nie jest to przypadek. Wygląda to tak, jakby Ola swoje cierpienie łączyła z cierpieniem Chrystusa. Mimo tego cierpienia uczestniczymy każdego dnia w liturgii w Łagiewnikach. A ja tylko czasem myślę, że skoro Ola zachorowała w Wielkanoc, to może kiedyś Pan Bóg zawoła ją do siebie, gdy wszyscy wokoło będą śpiewać "Alleluja"? - mówi Jola, a w jej głosie znów słychać nadzieję. To, iż w historii Oli jest coś nadprzyrodzonego, widzą również osoby, które Jezus Miłosierny stawia na jej drodze. Gdy są w Rzymie, mieszkają u pani, która mówi (myśląc o Oli): "nel mia casa e’ Christo!" To znaczy: "w moim domu jest Chrystus!"
- Te wyjazdy do Rzymu są możliwe także dlatego, iż Ola jest teraz wyciszona, pobyt na zatłoczonym lotnisku nie jest problemem. Wierzę, że to jest Boży pokój. Jeśli Bóg zechce, to uzdrowi Olę, i o to się modlimy, ale powtarzamy też słowa św. Faustyny: „Panie Jezu, przemień moje chore ciało w Twoje zdrowe ciało, przemień moją chorą krew w Twoją zdrową krew. Tchnij we mnie zdrowie, jeśli taka jest wola Twoja... Może poprzez naszą historię mamy komuś pokazać, że Jezus naprawdę jest z nami na ziemi, że niebo rzeczywiście chodzi po ziemi? - zastanawia się Jola Kuc.