O tym, komu Jezus podaje wielkanocne jajko, o walce każdego dnia i tym, co można stracić, a co zyskać, idąc za Zmartwychwstałym, z Karoliną i Rafałem Górkami z krakowskiej Winnicy Wspólnoty Chrystusa Zmartwychwstałego rozmawia Monika Łącka.
Monika Łącka: Słyszałam, że żyjecie nie od Nowego Roku do Nowego Roku, ale od Paschy do Paschy?
Rafał Górka: Dla mnie takie życie ma wymiar i roczny, i dzienny. Codziennie rano robię znak krzyża i pytam, co Jezus mi zaproponuje, i co ja będę mógł zrobić dla Jego miłości. Potem, widząc, co przynosi dzień, albo chętnie to przyjmuję, albo czasem pytam, czy nie dałoby się ściągnąć ze mnie ciężaru... Ale też wiem, że idę tą samą drogą, którą Bóg przeszedł dla mnie. To droga do Wielkanocnego poranka, bo kiedyś się z Bogiem spotkam.
Karolina Górka: Życie od zmartwychwstania do zmartwychwstania oznacza, że choć spotkałam Jezusa, to nie znaczy, że rozwiązały się wszystkie moje problemy. Ważne jest jednak to, że do tych problemów zapraszam już Jezusa. Są momenty ciężkie, jest krzyż, ale na tym wszystko się nie kończy, bo życie z Jezusem prowadzi do zmartwychwstania. Z Nim mogę podnosić się z problemów, nawet każdego dnia.
Powie ktoś, że nie tak łatwo w XXI w. spotkać Jezusa. Nawet w Wielkanoc A.D. 2015 wiele osób wychodząc z kościoła, będzie czuło tylko obojętność, albo złość, że przy świątecznym stole znowu będą trwały rodzinne kłótnie.
RG: W tej kłótni też jest obecny Jezus. Siedzi przy stole razem ze zwaśniona rodziną i pokornie podaje wielkanocne jajko. Słucha i zachęca do wyciągnięcia ręki na zgodę. Może ktoś Go zobaczy i usłyszy? Bycie w "Galilei" pozwoliło nam dostrzec, że Jezus nigdy o nikim nie zapomina. Zawsze jest blisko.
KG: Dużo osób będąc w kościele, widzi tylko krzyż, księdza odprawiającego Mszę, ale nie widzi swojego Przyjaciela. A przecież Chrystus Zmartwychwstały jest naszym najlepszym przyjacielem. Naszym i każdego innego człowieka też. On już w chwili skazania na śmierć wziął na siebie wszystkie moje winy. To niesamowite!
Miejscem, w którym to zrozumieliście, i w którym spotkaliście Zmartwychwstałego, była Galilea. Prawie jak w Biblii…
KG: To miejsce spotkania ma dla nas, jako małżeństwa, bardzo osobisty wymiar. Do wspólnoty Chrystusa Zmartwychwstałego "Galilea" trafiliśmy, gdy nasze młode małżeństwo (dziś jesteśmy 7,5 roku po ślubie, znamy się 18 lat) praktycznie nie istniało, mieszkaliśmy osobno. Mąż pojechał wtedy na rekolekcje prowadzone przez Galileę.
RG: O tej wspólnocie nic wtedy nie wiedzieliśmy. Na rekolekcje był zapisany znajomy ksiądz, ale odstąpił mi miejsce. Pojechałem do Stryszawy, chociaż było mi wszystko jedno, mogłem jechać gdziekolwiek. Nawet miałem ochotę szybko stamtąd zwiać. Zostałem. I dobrze, bo to był początek ratowania naszego małżeństwa i przygody z "Galileą". Przeżyłem wtedy spotkanie z żywym Jezusem.