Gdzie? W krakowskiej Tauron Arenie, podczas spotkania "Młodzi i miłosierdzie".
Jezus naprawdę jest tam obecny - ukryty w Najświętszym Sakramencie stoi i czeka na każdego, kto naprawdę chce do Niego podejść i coś w sobie zmienić. A przyszedł w sposób niezwykły - niesiony w uroczystej procesji, pośród dymu kadzideł, jaśniał ogromnym blaskiem, jakby mówił, że jest jedynym prawdziwym światłem w ciemnościach świata.
Wielu spośród kilku tysięcy gimnazjalistów, którzy na spotkanie pod hasłem "Młodzi i miłosierdzie" przyjechali z różnych zakątków naszej diecezji, nie trzeba było dwa razy zachęcać do świadomego przejścia przez Bramę Miłosierdzia ustawioną na środku Tauron Areny. Niektórzy od razu wstawali ze swoich miejsc, inni musieli nieco do tego gestu trochę dojrzeć. W efekcie wrażenie, jakie robił na wszystkich rosnący z chwili na chwilę tłum młodzieży padającej na kolana przed ogromną monstrancją, było niesamowite. Klimat spotkania twarzą w twarz z Bogiem cały czas tworzyły też gra świateł oraz pięknie śpiewający chór.
- Chcemy poznawać czym jest miłosierdzie będąc w gronie osób w naszym wieku, bo to jest ogromnie ważna sprawa. Dużo naszych rówieśników mówi, że nie wierzy w Boga, przez co łatwo można pomyśleć: to ja też nie wierzę, bo to nie ma sensu. Dlatego dobrze, że dziś słyszymy tu historie osób, które miały podobny problem, a jednak otworzyły się na Boga - mówiły z przejęciem Eliza, Natalia, Klaudia dodając, że Bóg jest dla nich Panem, który prowadzi i Przewodnikiem, który mówi, jak dobrze żyć. Podobnego zdania byli Mieszko, Rafał i Jasiek. - Świadectwo świeckich, którzy byli kiedyś niezłymi "ziomeczkami", mocno przemawia i trafia do serc - zapewniali.
Dlaczego wydarzenie ewangelizacyjne, wpisujące się w Jubileusz Miłosierdzia Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej, odbywa się nie w kościele, ale na sportowej arenie? - Mam bowiem nadzieję, że przyszli tu nie tylko ci, którzy chodzą do kościoła, ale także ci, którzy do kościoła by nie przyszli. Gdy rozmawiam z młodymi, zdumiewa mnie, jak bardzo - pomimo swego wieku - są już doświadczeni i to w najgorszym tego słowa znaczeniu. Są często poharatani, z uprzedzeniami do kościoła. I to, aby ich zaprosić do ciekawego miejsca, nie niosącego skojarzeń religijnych, jest dobrym pomysłem. W Piśmie Świętym można znaleźć sformułowania związane ze sportem (np. zapasy Jakuba z Bogiem). Mówiąc w sportowym duchu mam więc nadzieję, że wszyscy tu dziś wygrają - tłumaczył bp Grzegorz Ryś.
Jak przekonywał, spotkanie pod hasłem Młodzi i miłosierdzie zorganizowane zostało także po to, by wykonać z młodymi drogę ku Światowym Dniom Młodzieży. - Potem też trzeba z nimi dalej iść, bo inaczej robienie eventu na 2 mln ludzi nie miałoby sensu. Dziś Jezus chce tu poważnie rozmawiać z młodymi o tym, kim jest Bóg, który objawił się człowiekowi w swoim Synu jako Miłosierny Samarytanin. Niewielu ludzi zna Jezusa jako Samarytanina, raczej zna Go jako surowego sędziego i kogoś, kto bez przerwy wypomina moralne upadki, niedociągnięcia. Chciałbym, by młodzi odkryli w Jezusie tego, kto opatruje ich rany - opowiadał dodając, że młodzież potrzebuje nie tylko kazania, ale przede wszystkim ukazania im żywej wiary. A jeśli niektórzy nie do końca wiedzą po co przyszli, to nic nie szkodzi - są oni bowiem znakomitym materiałem na robotę dla Jezusa, by pracował w ich sercach.
Zapraszając młodzież do przejścia przez Bramę Miłosierdzia bp Grzegorz podpowiadał, by każdy miał poczucie, iż może wejść w rzeczywistość, w której Panem jest Jezus Chrystus. - Rzućcie się w ramiona Boga. Możecie przy nim usiąść, uklęknąć, rozmawiać. On swoją obecnością porządkuję tę stronę areny. Dlatego są tu także kapłani gotowi spowiadać was i wstawiennicy, którzy będą się nad wami modlić. To potrzebne szczególnie wtedy, gdy czujesz, że o własnych siłach bramy nie przejdziesz - tłumaczył.
Warto dodać, że przechodząc przez Bramę Miłosierdzia każdy dostawał fragment Ewangelii z przypowieścią o Miłosiernym Samarytaninie. Przy bramie ustawione też były dwa kosze, do których każdy mógł wrzucić kartkę, na której wcześniej napisał to, co najbardziej chciałby w swoim życiu zmienić. - Gdy zbliżasz się do Jezusa nie powinieneś nieść tego, co ciąży. Jeśli chcesz by On to zabrał, bo rana boli, trzeba ją zaleczyć i zalać miłosierdziem, to napisz to jednym słowem, a pod koniec modlitwy zalejemy wszystkie kartki winem i oliwą - mówił bp Ryś.
Czytaj również: