Właśnie odpinałem rower przy ulicy Wiślnej. Wokoło wiele osób. Piękna pogoda, naprawdę ulicą szły tłumy.
Nagle jednak zobaczyłem oczy. Ta jedna para oczu w tłumie... Były mocne, wyraziste, ze sprawą. Czułem, że oczy mnie dostrzegły. Oczy podeszły do mnie. Ich właścicielką była starsza pani. Stanęła nade mną (byłem przecież pochylony przy rowerze) i fuknęła: „Zamknięte! A ja chciałam zapisać dzieci na wakacje. Zamknięte”. W tym momencie z jej oczu wyszły pioruny. Potem podniosła głowę. Rozejrzała się wokoło, jakby szukała jeszcze jednej ofiary, ale nie było nikogo takiego...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.