Mówiła, że nie żałuje ani jednego dnia katechezy, dla której poświęciła 36 lat swego życia - powiedziała przed kilkoma laty w rozmowie z "Gościem Płockim" wieloletnia katechetka z Ciechanowa.
Była świecką katechetką. Uczyła od 1957 r., jeszcze w okresie, gdy religia chwilowo wróciła do szkoły, później przez wiele lat docierała do punktów katechetycznych, wreszcie, tuż przed emeryturą – na nowo wróciła do szkoły. Na jej oczach historia jakby zatoczyła koło. Nie założyła rodziny, ale dla kolejnych pokoleń uczniów była „panią katechetką”.
– Jako młoda dziewczyna, chciałam wstąpić do zakonu. Szukałam już zgromadzenia, ale wstrzymały mnie słowa mojego proboszcza, ks. Wacława Gieryszewskiego: „Nie wiadomo, jakie czasy idą. Może w świecie będziesz bardziej potrzebna”. Nie zostałam więc zakonnicą, ale wkrótce znalazłam się na szkoleniu katechetów w Płocku, aby 10 stycznia 1957 r. poprowadzić pierwszą katechezę – wspominała przed trzema laty w rozmowie z „Gościem”.
Gdy w roku szkolnym 1960/61 usuwano religię ze szkół, pani Irenie przypadły lekcje w czterech punktach pod Ciechanowem. – Były to domy prywatne, wydzielano w nich jeden pokój dla oczekujących, drugi dla uczących się. Z pomocą rodziców organizowałam tablicę, ławki, potrzebne przybory. To była wielka solidarność i międzyludzka pomoc – wspominała katechetka. Odległości między punktami nauki religii, pani Jędrzejczak pokonywała motorem, rowerem, a zimą często pieszo. Aby być w punkcie katechetycznym o 8.00, z domu wychodziła dwie godziny wcześniej. –Zawsze na nas czekała, nigdy się nie spóźniła. Chociaż w szkole nasze lekcje czasami się zmieniały, katechezę mieliśmy zawsze – wspomina jeden z wychowanków pani Ireny.