Wciąż czuję ciepło Jego ojcowskiej dłoni - mówi s. Bożena Leszczyńska OCV, Miłosierna Samarytanka pracująca w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Prokocimiu.
Z ojcem świętym spotkała się… dzięki Michasiowi, ciężko choremu pacjentowi szpitala. Bardzo chciał, by do Rzymu pojechała na 80. urodziny papieża.
Ostatnie życzenie
- Pytałam go z niedowierzaniem: "Michałku, jak się tam dostanę"? - wspomina s. Bożena. Chłopiec odpowiedział krótko: „Będę się o to modlił”.
- Poprosił też, abym przekazała Janowi Pawłowi II takie oto słowa: „Powiedz, że bardzo, bardzo go kochamy, życzymy mu wszystkiego, co najpiękniejsze i poproś o błogosławieństwo dla wszystkich chorych i cierpiących dzieci na całym świecie…”. Dał mi jeszcze list napisany dla ojca świętego. Takiej prośbie nie mogłam się oprzeć... - opowiada s. Leszczyńska.
Wszystko udało się zorganizować i wkrótce poleciała do Rzymu. - Bóg wysłuchał modlitwy chorego dziecka, która sprawiła, że miałam łaskę uklęknąć przed ojcem św. w dniu jego urodzin. Ze wzruszenia nie mogłam mówić, ale prośba Michała była mocniejsza. Papież słuchał z głęboką troską i kreśląc znak krzyża na moim czole, z największą miłością udzielił swego błogosławieństwa cierpiącym dzieciom na całym świecie. Nie wiedziałam wówczas, że spełniło się ostatnie życzenie chłopca - mówi.
Gdy po kilku dniach wróciła do szpitala, Michaś był już na oddziale intensywnej terapii. Zdążyła jeszcze opowiedzieć mu o spotkaniu z papieżem i o spełnionej prośbie. Chłopiec uśmiechnął się tylko przez łzy cierpienia. Nie mógł już mówić.
- Odszedł do nieba trzy dni później, zostawiając mi na pamiątkę to niezwykle piękne wspomnienie spotkania z człowiekiem świętym. To błogosławieństwo i ciepło jego ojcowskich dłoni czuję do dziś - opowiada nie kryjąc wzruszenia s. Bożena i dodaje, że wyświadczając gesty miłości miłosiernej, sami jesteśmy jeszcze bardziej obdarowywani.