Od 17 listopada krakowski ośrodek "Domus Mater" pulsuje innym niż zwykle rytmem. Obraduje tam kapituła prowincjalna księży sercanów, która zakończy się 22 listopada.
Po korytarzach i przestronnych holach budynku "Domus Mater" spory ruch w listopadowe dni. To za sprawą zwołanej tu kapituły. Przyjechali na "sercańskie posiady" z rożnych stron, by porozmawiać o tym, jak było, jak jest i co być powinno w ich prowincji, domach, gdzie żyją i w pracy, jaką podejmują. Mają nadzieje, że to, co uradzą, przyniesie wszystkim pożytek.
W starym nowym domu
Budynek jest nowoczesny. Wprowadzili się do niego ponad rok temu, po gruntownym remoncie. Z poprzedniego jego wyglądu nie pozostało wiele: fundamenty, ściany, trochę mebli i pamiątek, które teraz można oglądać na gustownie zaaranżowanych holach.
Na Saską 2 sercanie wprowadzili się jeszcze przed wojną. To ich macierzysty dom. Po remoncie nazwali go "Domus Mater" - Dom Matki. To także dlatego, że dosłownie za ścianą, w kościele, "mieszka" bliski im wizerunek Pani Płaszowskiej, nazwany kiedyś przez kard. Karola Wojtyłę obrazem Bożego Macierzyństwa. Przy tym obrazie, a właściwie pod opieką Maryi, rośli jako prowincja. Wiele Jej zawdzięczają, co roku tutaj pielgrzymują, a teraz starają się o nowy ołtarz dla swojej wyjątkowej "relikwii".
Po remoncie coraz częściej wracają do macierzy. Dom bowiem stwarza znakomite warunki do spotkań w większej grupie. Organizują więc różne konferencje, zjazdy przełożonych i ekonomów. W tych dniach razem debatowali o swojej misji w Kościele, ale też i w świecie. Rozpoczęli od spotkania w kaplicy, by - jak powiedział prowincjał - wsłuchać się w głos Boga i prosić o Jego światło. Chcą wspólnie rozeznać, czy idą za tym głosem, czy się nie pogubili, czy dobrze odczytują znaki czasu.
Rady duchowego przewodnika
W rozeznaniu mieli przewodnika - ks. Jacka Kicińskiego, klaretyna "siedzącego" od lat w tematyce zakonnej i duchowości. Podsuwał im myśli do refleksji, przekonywał o potrzebie jedności w szukaniu swojego miejsca w obecnej rzeczywistości.
- Bywa i tak, że na pierwszym miejscu są świat i wspólnota, a gdzieś potem Pan Bóg. Na pierwszym miejscu musi być osobowa z Nim więź. Tam natomiast, gdzie żyjemy, nie możemy być jedynie obserwatorami, kibicami, bo albo wspólnotę buduję, albo rujnuję - stwierdził, dodając, że co innego znaczy być u sercanów, a co innego być sercaninem.
Zna sercanów od wielu lat. Głosi w różnych ich domach rekolekcje i konferencje podczas dni skupienia. Przyznał, że ukuł nawet na własne potrzeby definicję sercanina. - Na pewno bym podkreślił miłość do Serca Jezusa, gościnność, skromność i otwartość na potrzeby Kościoła - wyliczał, zachęcając, by byli w tym, co robią, czytelni, "zrozumiali jak znak drogowy".