Ponad 1700 zawodników stanęło na starcie 11. Krakowskiego Biegu Sylwestrowego.
Niektórzy uczestnicy imprezy to zawodowi biegacze, którzy żadnej aury się nie boją, a panujący od kilku dni mróz traktują z przymrużeniem oka. - To tylko kilka stopni poniżej zera, jest dobrze! - mówili z uśmiechem, rozgrzewając mięśnie przed rozpoczęciem zawodów.
Inni to amatorzy, którzy start w corocznym Biegu Sylwestrowym uważają za przyjemność, zaszczyt, a nawet dobrą rozrywkę. W końcu biegać każdy może i zawsze może się okazać, że kondycja jest o wiele lepsza, niż się początkowo wydawało. - Biegnę, bo lubię ten sport, a Bieg Sylwestrowy jest świetnym pomysłem, na to, by w zdrowym stylu zacząć odliczanie do Nowego Roku. Na wygraną nie liczę, bo zawodowcem nie jestem, ale gdy tylko mogę, to staję na starcie, by spróbować z swych sił. Rok temu było lepiej, cieplej, dziś mróz trochę dokucza, ale może dam radę - mówiła pani Agnieszka na kilka chwil przed hejnałem z Wieży Mariackiej, który w samo południe dał znak by rozpocząć zmagania.
Jeszcze inni biegli "po coś" - by komuś pomóc, napisem na koszulce startowej powiedzieć ważne słowa, albo coś zamanifestować. W biegu co roku startują bowiem osoby, które stawiają przede wszystkim na charytatywny wymiar imprezy. Tym razem gorące serca mieli zawodnicy, którzy biegli dla Michała oraz dla Bartka. Michał to chłopiec, któremu pomaga pomagać Krzysiek Graczyk ze swoją drużyną - ojcem, Romanem Graczykiem, oraz przyjaciółmi pragnącymi wspomóc kilkuletniego, poważnie chorego chłopca. Więcej o akcji można przeczytać TUTAJ.
Z kolei Bartek to 3,5-letni chłopiec, który urodził się bez lewej stopy. Nie do końca wiadomo dlaczego tak się stało. Jego rodzice, a zwłaszcza tato, który bardzo lubi biegać, rozkręcili akcję charytatywną, dzięki której zbierają pieniądze na protezę dla syna. By Bartek mógł kiedyś biegać…
Wszyscy śmiałkowie do pokonania mieli 5 lub 10 kilometrów. Pierwszy dystans, zwany "Smoczą Piątką" wybierali przede wszystkim amatorzy. Drugi, czyli "Radosną Dziesiątkę", głównie profesjonaliści, którzy z całych sił rywalizowali o zwycięstwo.
W tym biegu nie ma jednak wygranych i przegranych - liczy się przede wszystkim dobry humor, który powinien dopisywać przez cały rok. Pomóc w tym co roku mają jak najbardziej wymyślne stroje, w które powinni przebrać się biegacze (a przynajmniej "amatorzy"). Na trasie biegu nie zabrakło więc kolorowych, puszystych misiów, smoka wawelskiego, krowy, tekturowych rybek, roześmianych krakowianek, choinki, a nawet Czerwonego Kapturka, który biegł (ciągnięty nieco do przodu) przez swojego wilka, czyli psa wilczura. Byli też Pan Zły Piec (powodujący krakowski smog), gigantyczna szopka krakowska, antyterrorysta strzegący bezpieczeństwa, a także mężczyzna wyznający, że "Basia jest boska".