- Jeszcze rok temu miałam ogródek pełen marihuany. Byłam uzależniona, miałam depresję. Dziś wielbię Boga i jestem świadkiem wielu cudów - dzieliła się swoim świadectwem Ola podczas dwudniowej ewangelizacji pod hasłem: "Jestem! W Hucie".
- Początkowo myślałam, że marihuana to nic wielkiego, taki "miękki" narkotyk, a ja nie robię przecież nic złego. Fajnie się bawiłam, miałam faceta, imprezowałam. Szybko jednak mój świat zaczął robić się szary. Bóg mnie nie interesował, zawalałam naukę, a każdego ranka zastanawiałam się, po co właściwie wstaję z łóżka. Dopadła mnie depresja - wspomina dziewczyna, której życie dzięki Bożej pomocy zmieniło się o 180 stopni. - Razem z chłopakiem wylądowaliśmy w końcu w Holandii, "w interesach". Na szczęście policja zajęła się tymi interesami (narkotykowymi) przed nami, a my zostaliśmy bez niczego w towarzystwie, którego nagle miałam dość. Zobaczyłam, co się dzieje z moim życiem. Po powrocie do Polski rozstałam się z chłopakiem i zostałam sama; z nałogiem i depresją - opowiada Ola.
Będąc już w Krakowie, zadzwoniła "na odwyk", ale okazało się, że na przyjęcie musiałaby czekać 3 tygodnie. Nie miała na to siły. Nie do końca wiedząc, co robi, wsiadła do tramwaju i wylądowała u dominikanów. Wyspowiadała się, a potem zadzwoniła do przyjaciela po pomoc. Powiedział, że... się za nią pomodli. Należy bowiem do wspólnoty uwielbieniowej. - Myślałam, że żartuje. Potrzebowałam konkretów, a nie modlitwy. Gdy wieczór depresja znowu dała o sobie znać, napisałam mu SMS, żeby jednak się pomodlił. Wysłał mi odpowiedź ze słowami, które stały się początkiem zmian: "A Duch Święty cię napełni i wyciszy". I rzeczywiście, nagle poczułam w sobie spokój. Stanęłam przed Bogiem, oddając mu problemy, choć wiedziałam, że nie mam perspektyw - mówi.
Bóg nie dał jej długo czekać na odpowiedź. Tego wieczoru usłyszała w sercu słowa: "Od teraz będę twoim Panem i wszystko będziesz robić na moją chwałę". - Nie wiedziałam, co się dzieje. Z tyłu głowy kłębiły się myśli, że rodzice nie wiedzą nic o uzależnieniu (dzień zaczynałam od szukania numeru do dealera), zawalonych studiach, a jednocześnie rozsadzało mnie pragnienie mówienia o Jezusie. Ogłosiłam go wtedy Panem i Zbawicielem, i poczułam się lekka i wolna. Byłam szczęśliwa i przerażona, bo myślałam, że mi "odwaliło". Spisałam wszystko, co się wydarzyło, zadzwoniłam do przyjaciela "od modlitwy" i poprosiłam o spotkanie. Przeczytał moje notatki i powiedział: "No, wreszcie!" - uśmiecha się Ola.
Okazało się, że wraz ze wspólnotą modlili się o nawrócenie dla Oli. - Podczas spotkania wyczuł, że jeszcze coś jest nie tak. Przyznałam się do uzależnienia, a on zaczął się nade mną modlić. Zostałam uwolniona, choć zrozumiałam to dopiero po tygodniu. Od tego czasu jestem "czysta". Trafiłam też do "Głosu na Pustyni", wspólnoty bardzo odjechanej i rozmodlonej, w której jestem świadkiem wielu niesamowitych cudów. Dziś jestem tu, bo Bóg tak chce, a ja chcę go wielbić - mówi dziewczyna.
Jej opowieść zrobiła na młodzieży z nowohuckich szkół ogromne wrażenie. Bo to właśnie spotkanie "Be connected" (ang. Bądź podłączony) zorganizowane dla uczniów z klas gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych rozpoczęło dwudniową ewangelizację Nowej Huty pod hasłem: "Jestem! W Hucie".