O ratowaniu małżeństwa i trosce o współmałżonka z Katarzyną Przybylską, psychoterapeutką Kliniki Małżeńskiej, rozmawia Monika Łącka.
Monika Łącka: Co się dzieje z małżeństwami XXI wieku, że tak wiele jest rozwodów? Nie potrafimy już ze sobą rozmawiać?
Katarzyna Przybylska: Trudności w komunikacji na pewno mają na to wpływ, ale też nie zapominajmy o presji dnia codziennego, tempie życia, nadmiarze obowiązków. W efekcie w naszej hierarchii wartości jakość relacji spada na dalsze miejsce i nie poświęcamy na ich pielęgnowanie tyle czasu, ile potrzeba. Małżeństwa, które do nas trafiają, chcą się zatrzymać, znaleźć tutaj swój czas na refleksję, zrozumienie problemu, nauczenie się jak rozmawiać. Choć to tylko jedna z motywacji par, które przychodzą do Kliniki Małżeńskiej.
Każde małżeństwo da się uratować, jeśli obie strony chcą współpracować z terapeutą?
Nie każde małżeństwo da się uratować, ale na pewno dużo da się zrobić, jeśli obie strony deklarują, że chcą naprawić relację, odbudować ją i godzą się, że to może być proces długotrwały i wymagający wysiłku. Wtedy jest duża szansa na sukces terapii, ale nigdy nie się do końca przewidzieć jej procesu.
Znajome małżeństwo, które przeżywało poważny kryzys, w poradni rodzinnej dostało namiary na mediatora, ale nikt nie powiedział im, że to specjalista od rozwodów. Gdy się spotkali, zapytał, od czego zaczynają dzielenie i przygotowanie do rozwodu. A oni chcieli ratować małżeństwo. Czemu jednak wiele osób wybiera rozwód a nie myśli o ratowaniu związku?
Na pewno brakuje społecznej wiedzy o tym, kim są mediator i terapeuta. Do nas też dzwoni dużo osób pytając o mediatora, a we wstępnej rozmowie okazuje się, że potrzebują i chcą terapii. Wielu osobom ciężko jest też dopuścić myśl, że jeszcze można coś zrobić. Często na pierwszym spotkaniu wątpią w to, że można ratować ich związek, ale jednak przychodzą na kolejne wizyty, a to znaczy, że decydują się na pracę. Wiara w to, że jest coś, co można zrobić, żeby naprawić relację, to przestrzeń na terapię. Może nie da się od razu zrobić tyle, ile by się chciało, ale wystarczająco dużo, żeby być razem.
Od czego zaczynacie więc ratowanie małżeństw w Klinice Małżeńskiej, gdzie cały zespół tworzą osoby wierzące i gdzie wszystkim zależy na rodzinie?
Najpierw badamy motywację, czy para chce na nowo odbudować relację. Jeżeli tak, to krok po kroku odkrywamy potrzeby i oczekiwania wobec terapii, omawiamy problem i przekładamy go na cel albo kilka celów terapeutycznych. Czyli: co jest najważniejsze, żeby lepiej funkcjonować? Od czego trzeba wyjść? Podstawą jest więc uznanie przez parę, że przychodzą po pomoc, bo sami nie dają rady i powierzają się nam. Warto też zobaczyć, nad czym nie da się już pracować i co trzeba po prostu zaakceptować (albo w ostateczności przyjąć rozpad związku). Ważna jest też deklaracja chęci obustronnej pracy.
Więcej przychodzi małżeństw młodych stażem, czy tych długoletnich, gdzie małżonkowie nagle myślą, że się wypalili?
Statystyk nie prowadzimy, ale bywają małżeństwa bardzo młode, a nawet narzeczeni i pary, które dopiero mają podjąć decyzję o zawarciu związku małżeńskiego. Bardzo często przychodzą też pary z długim stażem, których dzieci wyfrunęły z domu, a oni próbują odnaleźć się w nowej sytuacji. Dużo jest też małżeństw ze średnim stażem, dla których dzieci są motywacją do podjęcia terapii. Gdy u dzieci pojawiają się problemy emocjonalne związane z kryzysem między rodzicami, jest to sygnał, że coś trzeba zrobić - dla siebie i dla dzieci. To właśnie nasi główni klienci.
Obserwując swoich znajomych - małżeństwa z bardzo krótkim stażem, nawet rocznym, którzy się rozwodzą, myślę czasem, że nasze pokolenie ma problem: nie potrafi budować dojrzałych relacji, komunikuje się wirtualnie i ma kłopoty ze zwykłą codziennością.
U części małżeństw problemem na pewno jest trudność w podjęciu dialogu, słuchaniu siebie nawzajem, byciu w kontakcie. Natomiast część kłopotów wynika z tego, co jest w nas - z konfliktów wewnętrznych, ale też z historii życia, którą wnosimy do związku. Wpływy od rodziny, z której pochodzimy, też warto uporządkować i uwolnić się od tego, co małżeństwu nie służy.
Czym więc powinna być małżeńska miłość? I jak ją budować na co dzień?
Miłość to przede wszystkim akt woli, że chce się być razem, tylko czasem pojawia się pytanie: w jaki sposób? Miłość to także uwaga skierowana na współmałżonka w najdrobniejszych rzeczach, w codzienności. Jest to więc życzliwość, czujność, otaczanie małżonka opieką nie tylko wtedy, gdy choruje, ale każdego dnia. To w końcu dostrzeganie i zaspokajanie jego potrzeb. Bardzo ważna jest w końcu jakość relacji - miejmy dla siebie czas na rozmowę.
Tą rozmową przypominamy naszym Czytelnikom o trwającym cały czas konkursie walentynkowym. Czekamy na Wasze zgłoszenia!
Szczegóły konkursu można znaleźć w tekście: Kocham. Jak to trudno powiedzieć!
Czytaj także: