- Będzie nam brakowało kard. Stanisława Dziwisza na stanowisku metropolity krakowskiego - mówią świeccy, którzy współpracowali z nim na różnych płaszczyznach.
Grażyna Kominek, od kilku miesięcy szefowa Akcji Katolickiej Archidiecezji Krakowskiej (w AK działa od 20 lat), kard. Stanisława Dziwisza poznała na długo przed tym, jak objął on naszą diecezję.
- Niedługo po powrocie abp. Dziwisza pod Wawel w 2005 r. spotkaliśmy się ponownie - pamiętam ten piękny letni wieczór, gdy wychodziłam z pracy, z kurii, i zobaczyłam, jak spaceruje on po dziedzińcu Pałacu Arcybiskupów Krakowskich. Ukłoniłam się z daleka i zawahałam, czy podejść bliżej. Gdy jednak abp Dziwisz odkłonił się, poczułam się ośmielona, by się przywitać - wspomina.
G. Kominek podeszła więc i przedstawiła się - wtedy była jeszcze szefową biura AK. Abp Stanisław Dziwisz uśmiechnął się serdecznie i stojąc przy pomniku Jana Pawła II, zaczęli rozmawiać o papieżu Polaku.
- Nieśmiało zapytałam, czy może mi coś o nim opowiedzieć. „A co panią interesuje?” - odparł abp Dziwisz. Odpowiedziałam, że jego odchodzenie do domu Ojca. Gdy abp Dziwisz zaczął mówić, zauważyłam, jak bardzo musiał kochać Jana Pawła II, bowiem mojej uwadze nie umknęło, że zaczęła mu się trząść broda. Tym wzruszeniem powiedział mi więcej niż słowami - opowiada szefowa AK naszej diecezji.
Potem, na terenie kurii, spotykali się jeszcze wiele razy, bo biuro pani Grażyny znajduje się nad biurem kardynała. Kiedyś na przykład wjechała na dziedziniec kurii i zobaczyła, że kardynał właśnie miał gdzieś jechać - auto już czekało na niego. A metropolita zobaczył ją i pomachał jej. Zapytał też, co słychać, oraz co ciekawego dzieje się w AK i dopiero po tej krótkiej rozmowie pojechał.
- Było mi bardzo miło, że tak się interesuje naszą działalnością. Mam świadomość, że zadaniem AK jest bronić Kościoła i promować chrześcijański styl życia, dlatego planując coś - już jako szefowa AK - zawsze pytałam kardynała o zdanie i nigdy nie wyszłam od niego z niejasnością. Po radę chodziłam do niego jak do najlepszego ojca. Wystarczyło mi kilka słów, ciepłe spojrzenie, błogosławieństwo i już czułam, że rosną mi skrzydła potrzebne do robienia szalonych (po Bożemu) rzeczy - mówi G. Kominek, dodając, że zaraz po nominacji na szefową AK uklękła przed kardynałem i poprosiła go o błogosławieństwo, a on zamyślił się i mówiąc po łacinie, udzielił jej tego błogosławieństwa.