- W USA od zwolenników aborcji nie usłyszy się, że płód to jeszcze nie dziecko, nie człowiek. Oni wiedzą, że nauka udowadnia, że to jest człowiek - mówiła Rebecca Kiessling podczas spotkania na UPJPII.
Jak dodała, zaskoczyło ją, że w Polsce tzw. feministki używają takich właśnie argumentów, które są sprzeczne z nauką i medycyną. Zaskoczyły ją również protesty, z jakimi spotkała się po wylądowaniu w naszym kraju.
- Do tej pory jeszcze nigdzie i nigdy nie zdarzyło się, aby moje wykłady na publicznych uniwersytetach były odwoływane. Powinnam chyba jednak wysłać tym, którzy do tego doprowadzili, bukiet kwiatów, bowiem dzięki ich protestom moja misja dotrze do dużo większej liczby osób - mówiła znana na całym świecie działaczka pro life i prawniczka, która występowała m.in. na uniwersytetach w różnych częściach USA, a także w Kanadzie, Niemczech, Irlandii czy Wielkiej Brytanii. Jak dodała, protesty dziwią ją tym bardziej, że słyszała, iż w Polsce chroni się życie, a społeczeństwo jest pro life.
Spotkanie z Rebeccą w Krakowie pierwotnie miało się odbyć w Collegium Novum UJ, jednak po protestach środowisk feministycznych i lewicowych rektor najstarszej polskiej uczelni odwołał jej wykład. Ostatecznie 15 marca pojawiła się ona w gościnnych progach Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, a jej wystąpienia wysłuchało ok. 200 osób. Zebranych zaskoczyła wyznaniem, że ma związki z Polską - jej adopcyjni dziadkowie mieszkali przed wojną w Galicji.
R. Kiessling podziękowała też wicepremierowi i ministrowi nauki i szkolnictwa Jarosławowi Gowinowi za wsparcie wydarzenia - wydał on dziś bowiem oświadczenie krytykujące władze uczelni, które odmówiły zgody na spotkanie z działaczką antyaborcyjną.
Jak opowiadała, na jej postawę pro life mocno wpłynęła babcia, która - gdy Rebecca miała 14 lat - opowiedziała jej, że gdy była w drugiej ciąży, mąż naciskał na aborcję. Ona jednak się na to nie zgodziła, bo nie wyobrażała sobie, jak można zabić niewinne dziecko, i od tego momentu... nie potrafiła już kochać swojego męża.
- Już wtedy aborcja miała dla mnie konkretną twarz mojej cioci, ale nie przyszło mi do głowy, że aborcja miała wpływ także na moje życie. Myślałam, że mama oddała mnie do adopcji, bo po prostu nie radziła sobie w życiu. Dopiero gdy skończyłam 18 lat, dostałam pismo z sądu, z którego dowiedziałam się, że zostałam poczęta w wyniku gwałtu. Wtedy poczułam na sobie stygmat, bo nieraz słyszałam, że dzieci takie jak ja trzeba usuwać. Od tego momentu czułam też, że muszę usprawiedliwiać swoje istnienie i udowadniać swoją wartość, a także to, że decyzja o tym, bym żyła, to był dobry wybór - mówiła.
Tę wartość udowadniała sobie na różne sposoby, także zmieniając poglądy swojego adopcyjnego ojca, który - jak się przekonała - do tej pory był za prawem kobiety do wyboru w kwestii aborcji.
- Niektórzy zarzucają mi, że mój sposób rozumowania jest dziwny, bo mówię, że gdyby aborcja nie była zakazana, to by mnie nie było na świecie. Odpowiadają na to, że przecież gdyby mama nie została zgwałcona, to też by mnie nie było. Ale to nie o to chodzi! Chodzi o moje życie, które już wtedy istniało i mogło zostać zakończone. I choć dziś nie wyglądam tak, jak wyglądałam w brzuchu mamy, to nie mam wątpliwości, że to byłam ja, że już wtedy byłam człowiekiem - przekonywała, dodając, że jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, to powinien zobaczyć zdjęcie USG wykonane podczas ciąży.
- Może któraś z kobiet, idąc na takie USG, powinna wziąć ze sobą starsze dziecko, żeby zobaczyło obraz USG? Ono zrozumie, co widzi i potem powie do siostry albo brata: "Widziałam cię, jak byłeś w brzuchu mamy!". Mam takie zdjęcia USG moich 3 córek i wiem, że to są one, a nie zlepek komórek. Zwolennicy aborcji mówią jednak, że na tym zdjęciu wcale nie ma człowieka. To intelektualna nieuczciwość - tłumaczyła Rebecca.
Gdy dowiedziała się, że poczęła się z gwałtu, pomyślała najpierw, że przecież jej mama musi jej nienawidzić i dlatego oddała ją do adopcji. Wierzyła jednak, że wcale nie chciała jej usuwać. Bała się tego piętna. Postanowiła więc odnaleźć mamę - nie było to łatwe, ale ostatecznie udało się. Gdy zadzwoniła do niej, dowiedziała się, jak doszło do gwałtu i że był on bardzo brutalny.
- Poczułam się wtedy jak bezwartościowy śmieć, jednak umówiłam się z mamą, że spotkamy się w jej 51. urodziny. Chcę teraz powiedzieć wszystkim tchórzliwym dziennikarzom, którzy, pisząc o mnie, używają dziwnych słów, iż twierdzę, że zostałam poczęta w wyniku gwałtu: jak możecie postępować w ten sposób!? Czy wiecie, jak trudno jest kobiecie przyznać się, że pochodzi z gwałtu? Ja nie czerpię przyjemności z opowiadania mojej historii, jednak wiem, że mogę w ten sposób pomóc innym - mówiła Rebecca, popierając te słowa mocnymi danymi.
W USA rocznie notuje się 32 tys. ciąż będących wynikiem gwałtu. Ok. 15-20 proc. zostaje przerwanych, czyli rodzi się 27 tys. dzieci, które mają ojca gwałciciela. W Polsce rocznie dochodzi do ok. 30 tys. gwałtów, a w ciążę zachodzi ok. 1500 kobiet, czyli ok. 5 proc.
- W Polsce aborcja dziecka z gwałtu jest legalna, jednak w ub. roku wykonano tylko 3 takie legalne aborcje. Pozostałe dzieci prawdopodobnie dostały szansę na życie, ale ich mam nie słychać, bo to nie jest łatwe, a zła postawa dziennikarzy sprawia, że jest im jeszcze trudniej - podkreślała R. Kiessling.
Opowiadała też, że nim spotkała się z mamą, wiele wyjaśniły sobie listownie. - O to, czy chciała mnie zabić, odważyłam się jednak zapytać dużo później, już po spotkaniu. Byłam w szoku, gdy powiedziała, że gdyby aborcja była wtedy legalna, to by mnie zabiła. Była na to zdecydowana i zdeterminowana. Dwa razy była tego już bardzo bliska, jednak ostatecznie wycofała się. Mimo tego wyznania chciałam podtrzymać tę relację, bo to była moja mama. Byłam bardzo szczęśliwa, gdy 6 lat później zmieniła swoje nastawienie w sprawie aborcji - wspominała.
Doceniając to, że mimo wszystko dostała szansę na życie, Rebecca zadała też mocne pytanie: co z milionem dzieci rocznie, które z różnych powodów są abortowane?
- Mówiąc o takich liczbach, nie zapominajmy, że mówimy o konkretnych ludziach, którzy nigdy nie pojawili się na świecie. Oni nie są metafizyczni ani nie są bezwartościowymi obiektami. Są ludźmi! Niektórzy mówią, że miałam szczęście, iż się urodziłam. Nie mówcie mi jednak, że ci, którzy zostali zabici, mieli pecha, bo to kwestia naszych decyzji i rozwiązań prawnych. Czy odkąd w USA aborcja została zalegalizowana, to aż 57 mln dzieci miało pecha?! Moja mama skazała mnie na śmierć, ale żyję, bo obroniło mnie prawo. To stan Michigan i prawo są moimi bohaterami. Dziś wiem, że aborcja miała kosztować moją mamę 500 dolarów. Tyle dla abortera było warte moje życie - wyznała Rebecca.
Amerykanka nie kryje też, że często tłumaczy studentom i innym uczestnikom swoich wykładów, że jeśli kiedykolwiek mówią o sobie "pro-choice" albo uznają dopuszczalność aborcji w przypadku gwałtu, to zachowują się tak, jakby stanęli przed nią, spojrzeli jej w oczy i powiedzieli: "Uważam, że twoja matka powinna była móc cię usunąć".
- Zdarza się, że niektórzy mówią, iż nie mają problemu z tym, by mi to powiedzieć, bo prawo kobiety do wyboru powinno istnieć dla jej dobra. A ja odpowiadam, by nadali aborcji konkretną twarz, moją twarz, bo co mi z praw kobiet, jeśli nie dostałabym prawa do życia? Wiele kobiet, które znam, i które dokonały aborcji po gwałcie, mówi, że aborcja była o wiele, wiele gorsza od gwałtu. Szybciej też wybaczyły gwałcicielowi niż sobie, że zabiły dziecko - przekonywała.
Na pytanie, czy wybaczyła swojej mamie, że ta chciała ją dwa razy zabić, Rebecca odpowiedziała, że tak, choć nie przyszło jej to łatwo. - Dziś mamy jednak dobrą relację, moja mama jest też przecież babcią moich dzieci, a najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałam, powiedziała mi właśnie ona. Brzmiały tak: "Rebecco, jestem taka szczęśliwa, że cię mam" - wyznała R. Kiessling.
Przeczytaj także:
Rebecca Kiessling w Lublinie
Konrad Łakomy