Ania Marek i Rafał Cycoń poznali się w październiku 2018 r., a zaręczyli - podczas Światowych Dni Młodzieży w Panamie.
Ania i Rafał właśnie wrócili z Panamy. Tak opowiadają swoją historię.
Rafał: Warto zawierzyć Panu swoje serce. To prosta, ale i trudna prawda. Ania i ja, mamy za sobą doświadczenia wyniesione z poprzednich relacji, ale dopiero gdy byliśmy już całkiem zagubieni, oddaliśmy Bogu nasze serca.
Ania: I mogliśmy się odnaleźć. Teraz jasno widzimy, że musieliśmy sporo przeżyć, by przygotować się na miłość. Tę prawdziwą i jedyną.
Rafał: Poznaliśmy się na Mszy św. o dobrą żonę i dobrego męża w kościele św. Szczepana w Krakowie, na której żadne z nas nie planowało być. Nie wybraliśmy się tam też, by kogokolwiek (przyszłej żony, męża) szukać. Mnie zabrał tam mój przyjaciel, którego "przypadkowo" spotkałem po drodze z pracy. Anię zaprosiła koleżanka, prosząc o modlitwę za jej narzeczeństwo. Ostatecznie ta koleżanka nie mogła przyjść do kościoła, a Ania była na Mszy. Gdy po Eucharystii wszyscy wyszli z kościoła, zostałem z przyjacielem w ławce posłuchać piosenek uwielbienia granych przez scholę. Urzekł mnie śpiew dziewczyny siedzącej za nami. Kiedy schola skończyła śpiewać, odwróciłem się do niej ze słowami "Hej, ale ślicznie śpiewasz".
Ania: Po krótkiej rozmowie okazało się, że oboje byliśmy zaangażowani w organizację ŚDM w Krakowie i staramy się żyć pełnią życia i być blisko Boga.
Rafał: Ania wydawała się być bardzo interesującą osobą, poprosiłem więc o jej numer telefonu. Dostałem. Następnego dnia, 16 października, w dniu 40. rocznicy wyboru Jana Pawła na papieża, poszliśmy na organizowany z tej okazji koncert na Rynku Głównym. Świetnie się bawiliśmy. Po koncercie "przypadkiem" spotkaliśmy abp. Marka Jędraszewskiego, którego poprosiliśmy o błogosławieństwo. W kolejnych dniach spotkaliśmy się jeszcze kilka razy, a prawie każde spotkanie kończyło się tak, że wychodziliśmy z restauracji czy kawiarni, przepraszając obsługę, bo już zamykała lokal. Otrzymałem też kolejny znak z Góry, aby zrobić krok do przodu w swoim życiu. Niebawem, po tygodniu spotykania się z Anią dostałem informację od przyjaciółki, że zwolniły się miejsca do Panamy w grupie Karmelitańskiego Dzieła Miłosierdzia. Dokładnie dwa. Nie zastanawiając się długo, zaproponowałem Ani wyjazd. Najpierw jednak musiałem wytłumaczyć, że nie żartuję. A zaraz potem, dlaczego jej ten wyjazd w ogóle proponuję. Trzeba więc było wyłożyć karty na stół i powiedzieć, że wierzę, że w naszych spotkaniach może być coś więcej…
Decyzję o wyjeździe musieliśmy podjąć następnego dnia, czyli 22 października, w liturgiczne wspomnienie św. Jana Pawła II. Umówiliśmy się na Mszę w kościele oo. karmelitów, gdzie też "przypadkiem" trafiliśmy do kaplicy z obrazem Matki Bożej Jasnogórskiej oraz portretem Jana Pawła II. Zapewniłem Anię o swoich intencjach. Zgodziła się pojechać do Panamy. Od tej pory byliśmy już parą.
Ania: Kolejne miesiące upewniały nas w podjętej decyzji. Na Mikołajki polecieliśmy razem na Sycylię, gdzie koleżanka załatwiła nam nocleg w Centrum Pomocy Rodzinie Kana - rzecz jasna z osobnym pokojem dla mnie i dla Rafała. Okazało się też, że kaplica tego centrum to jedyne na Sycylii sanktuarium miłości małżeńskiej. Na Mszy spotkaliśmy też moją panią profesor z Papieskiego Instytutu Jana Pawła II przy Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie, gdzie studiowałam. Była tam, bo tego dnia odbywała się całodzienna sesja z kursu przedmałżeńskiego. Pani Luisa zapytała, czy jesteśmy małżeństwem. Gdy odpowiedzieliśmy, że nie, zaproponowała, byśmy przyszli na jeden z wykładów. Pomyśleliśmy: Dlaczego nie…