Znany krakowski poeta i pieśniarz koncertował w Akademii Sztuk Teatralnych. Wspominał przy okazji swego zmarłego przyjaciela - malarza Michała Świdra.
Wczorajszy wieczorny koncert "Wiosna, Duchy, Planty..." w siedzibie AST przy ul. Straszewskiego był połączeniem poezji, muzyki i malarstwa. Leszek Długosz śpiewał wraz z zespołem, jego wiersze recytowała Halina Łabonarska, z portretów spoglądał na nich Michał Świder.
"Jako nauczyciel polskości jest Leszek godnym kontynuatorem dwóch Zygmuntów - Glogera i Nowakowskiego" - napisał w odczytanej laudacji poeta Wojciech Wencel.
Artysta zbliża się do ukończenia 78 lat (urodziny 18 czerwca). Tym koncertem rozpoczął proces powolnego żegnania się z estradą. - Metodą "Piwnicy pod Baranami" ogłaszam, że to pierwsza próba generalna koncertu pożegnalnego. Na pewno będą jednak kolejne - żartował wczoraj L. Długosz. - Moje śpiewanie zbliża się powoli do końca. Nie zaprzestanę jednak na pewno pisania - wierszy i wspomnień - obiecał artysta.
Śpiewał nie tylko teksty swojego autorstwa. Przypomniał także swoje legendarne "piwniczne" przeboje do słów Jerzego Lieberta i Juliana Tuwima - "Jurgowską karczmę" i "Berlin 1913". - Tekst "Jurgowskiej karczmy", wykonywanej w szybkim, karkołomnym tempie, był piekłem dykcyjnym, wielkim wyzwaniem. Byłem jednak wówczas studentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, więc dobrze odrobiłem to zadanie - mówił artysta.
Na sztalugach umieszczonych na estradzie ustawiono 7 nieeksponowanych do tej pory obrazów M. Świdra, zmarłego w lutym w podkrakowskim Czernichowie w wieku 57 lat. - To pierwsze pośmiertne, pozapublicystyczne przywołanie tego oryginalnego, metafizycznego, wyrafinowanego artysty, w Polsce znanego na razie w wąskim kręgu wielbicieli jego talentu, którego dzieła na świecie znajdują się w prestiżowych kolekcjach. Miejmy nadzieję, że ta prezentacja będzie krokiem na pięknym szlaku wiodącym do poznania sztuki Michała i zapewnienia mu należnej, wysokiej pozycji w historii współczesnego malarstwa polskiego - stwierdził L. Długosz.
Poeta znał malarza od kilkunastu lat. - Prócz malarstwa ujmowała mnie w nim pewnego rodzaju wspólnota w ocenie rzeczywistości i wyborze postawy. Był czystym artystą, skupionym na tym, co najistotniejsze. Swoiste pójście przeciw zamętowi świata łączyło się z materią, którą przedstawiał na obrazie z elegancją i wykwintnością kulturową. To, co zostawało na jego obrazach, było skondensowane do jedynie potrzebnych elementów; nie było tam tumultu, hałasu. To była wytworna powściągliwość artystyczna. Istotę jego malarstwa ująłem w wierszu "Na żałobnych tablicach starożytności", opublikowanym potem w tomie "Dusza na ramieniu", na którego okładce znalazł się jeden z obrazów Michała - przypomniał L. Długosz.
Jeden z obrazów - "Kościół w Trzemeśni" - namalowany we wczesnym okresie twórczości M. Świdra przyniósł Jan Kazimierz Kapera z Nowego Jorku, od lat miłośnik i niestrudzony propagator twórczości artysty. - Od dawna uważam, że malarstwo Michała, nowoczesne w formie, lecz przy tym silnie zakorzenione w tradycji, nie szokujące brzydotą i pokracznością, być może zwiastuje nadejście nowej epoki i nowej sztuki, która - jak ktoś celnie zauważył - będzie pogłębiona duchowo - stwierdził J.K. Kapera.
Prezentacji obrazów M. Świdra towarzyszyła zorganizowana przez Zofię Weiss z Fundacji Muzeum Wojciecha Weissa wystawa jego koleżanek i kolegów z pracowni prof. Zbysława Maciejewskiego: Adama Marczukiewicza, Małgorzaty Flis, Anny Fornelskiej, Andrzeja Borowskiego, Tomasza Klimczyka i Marka Piechowskiego.
Pomysłodawczynią i realizatorką tego niezwykłego muzyczno-poetycko-plastycznego przedsięwzięcia, wspartego finansowo przez władze Krakowa i województwa małopolskiego, była Jolanta Janus, znana krakowska animatorka kultury.