Na cmentarzu Rakowickim pochowano dziś prof. Łukasza Plesnara (1951-2019), wybitnego filmoznawcę, wykładowcę Uniwersytetu Jagiellońskiego, niegdyś redaktora i publicystę krakowskich czasopism niezależnych.
Żegnała go rodzina, przedstawiciele UJ, przyjaciele z liceum, Instytutu Sztuk Audiowizualnych a także środowiska dawnej "Arki" i "Czasu Krakowskiego".
Swymi wspomnieniami o zmarłym podzielił się z czytelnikami "Gościa" m.in. Jan Polkowski, poeta, założyciel i pierwszy redaktor "Arki" oraz "Czasu Krakowskiego". - Łukasz był z natury przede wszystkim naukowcem. Praca na uniwersytecie była dla niego bardzo ważna. Działalność w "Arce", "Świecie" i "Czasie". stanowiła jedynie epizod, choć nie najmniej ważny, w jego biografii. Widywaliśmy się w tym czasie bardzo często, nie tylko przy okazji natury zawodowej, lecz także prywatnych. Mieszkał wówczas przy ul. Marchlewskiego (dawniej i obecnie Beliny-Prażmowskiego), więc ode mnie z Chrobrego było tam 5 minut drogi piechotą. Byłem ojcem chrzestnym jego młodszej córki - wspomniał J. Polkowski.
- Potrafił godzić pracę intelektualną nad semiotyką filmu z niewątpliwą pasją polityczna, która wypływała z miłości do Polski, z poczucia, że jest to rodzaj obowiązku wobec Ojczyzny, idei, od której uczciwy człowiek nie może się wyzwolić. Należał do tych członków redakcji, na których mogłem zawsze polegać. Wspominam go jako człowieka bliskiego z okresu heroicznego w moim życiu, w latach 80. i początku 90. ub. wieku. Był wielbicielem Józefa Mackiewicza, pisarza oraz publicysty. Uważał się za jego spadkobiercę, jeżeli chodzi o zasadniczy, fundamentalistyczny antykomunizm. Znalazło to wyraz w tekstach pisanych do "Arki", z jednej strony interpretujących myśl Mackiewicza, z drugiej wyrażających chęć jej kontynuacji. Lubił używać powiedzenia: "Na prawo ode mnie jest tylko ściana". Pod koniec lat 80. Łukasz był zdecydowanym krytykiem gier wokół Okrągłego Stołu. Nie miał żadnych wątpliwości, że nie tylko rozmawiamy z kimś słabym, z kimś, kto już podjął decyzję o rezygnacji z "socjalizmu realnego", jak to się wtedy mówiło. Traktowanie chorego jako siłacza było wg naszego środowiska błędem i Łukasz takie stanowisko formułował bardzo mocno. Był zdania, że nie było tam dwóch stron, lecz wszyscy siedzieli po jednej, negocjując, jak uzgodnić sprawę wobec społeczeństwa. W tym jego zasadniczym antykomunizmie wcale nie było oderwania się od rzeczywistości, pozostania na antypodach życia politycznego. Przeciwnie - był to twardy, logiczny realizm i uwzględnianie faktów, o czym przekonaliśmy się bardzo boleśnie, gdy przez 25 lat owi "uzgadniacze" okrągłostołowi manipulowali państwem i społeczeństwem - dodał przyjaciel zmarłego profesora.
Z dawnych czasów znał go dobrze także prof. Ryszard Legutko, filozof, poseł do Parlamentu Europejskiego. - Stanowiliśmy w "Arce" "wesołą trzódkę", a Łukasz był w niej najweselszy, jowialny w sposobie bycia. Łączył to jednak z zasadniczością, choćby wówczas, gdy deklarował się jako wielki miłośnik Józefa Mackiewicza. Był antykomunistą integralnym. Uważał za Mackiewiczem, że komunizm demoluje i duszę, i ciało człowieka, więc nie ma tu pola na kompromis. Te jego poglądy przedstawiał m.in. w trakcie naszych dyskusji redakcyjnych w "Arce" i w tekstach, które do niej pisywał pod pseudonimem Michał Spis. Zastanawiał się m.in. nad tym, jak może wyglądać sytuacja w Polsce, gdy komunizm upadnie. Wyobrażał sobie ów upadek jako dokonanie się sprawiedliwości, połączone z rozliczeniem. Jak się okazało w rzeczywistości, po upadku komunizmu nastąpiło rozmycie tej sprawiedliwości, co było dla niego niesłychanie rozczarowujące. Bardzośmy go lubili, co wyrażało się w naszych określeniach pod jego adresem - Łukaszek, Plesnarenko - powiedział profesor.
Z Berlina przyjechał na pogrzeb przyjaciela także prof. Andrzej Nowak, wybitny historyk, niegdyś współpracownik, potem redaktor naczelny "Arki" i "Arcanów". - Zapamiętałem Łukasza z czasów "Arki" a potem "Czasu Krakowskiego" pewnie tak jak wielu innych, jako człowieka dowcipnego, z ciętym ironicznym zmysłem sytuacyjnym. Był bardzo życzliwy wobec młodszych osób, które zachęcał do współpracy. Jednocześnie był człowiekiem zasadniczym w swych poglądach, nie tylko na temat komunizmu, lecz także na temat filmu. Pewien pion moralny, który odnajdywał w szlachetnym kinie amerykańskim - klasycznym westernie, służył mu jako układ odniesienia, na którego tle pokazywał zjawiska degeneracji kultury masowej. Niekiedy jego publikacje były bardzo oryginalne. Pisał np historię alternatywną wojny 1920 r. - wspomniał uczony.