Nowa Huta. 60 lat temu bronili krzyża

27 kwietnia 1960 r. mieszkańcy Nowej Huty, dowodzeni przez odważne kobiety, obronili krzyż, który chciały usunąć władze komunistyczne. Pamięta się tam o tym do dziś.

Reżyser Bogusław Godfrejów kręci - na zlecenie krakowskiego oddziału IPN - film na ten temat, Wojciech Paduchowski napisał zaś zawierającą nowe informacje książkę "»Karły« pod Krzyżem. Nowohucki protest w kwietniu 1960 r.", która ukaże się wkrótce.

W rocznicę pamiętnej obrony o godz. 18 w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa na os. Teatralnym w nowohuckich Bieńczycach (ul. Ludźmierska 2), znajdującym w pobliżu miejsca, gdzie stał historyczny krzyż, zostanie dziś odprawiona Msza św. pod przewodnictwem bp. Jana Zająca. Według nowych przepisów epidemicznych, będzie mogło w niej wziąć udział 27 wiernych. - Pamiętamy zawsze o tej rocznicy i o dzielnych obrońcach krzyża. 5 lat temu w obchodach rocznicowych wzięły udział m.in. panie: Janina Drąg, Janina Kantorowicz, Zofia Stanek i Anna Wasyl. Pani Janina zmarła w kwietniu, niedługo przed dzisiejszą rocznicą - przypomniał ks. Stanisław Puzyniak, proboszcz parafii pw. NSPJ.

"Bez obrony krzyża nie byłoby nowohuckich kościołów. Gdyby zaś teraz miała powtórzyć się podobna sytuacja, to również poszłabym bronić krzyża, podpierając się mymi dwiema laskami" - mówiła w 2015 r. J. Drąg, która w 1960 r., mimo że była wówczas matką dwójki małych dzieci, nie wahała się stanąć do konfrontacji z tymi, którzy chcieli usunąć krzyż.

27 kwietnia 1960 r. na nowohuckim os. Teatralnym doszło do krwawych starć. Przysłani przez władze robotnicy usiłowali wówczas wykopać wysoki, 8-metrowy drewniany krzyż, który stanął 3 lata wcześniej u zbiegu ówczesnych ulic Marksa i Majakowskiego (obecnie Ludźmierska i Obrońców Krzyża), w pobliżu Teatru Ludowego. W tym miejscu miał stanąć kościół, ale władze zmieniły decyzję i postanowiły zbudować tu szkołę.

Mieszkańcy Nowej Huty, przede wszystkim kobiety i robotnicy z kombinatu, obronili jednak krzyż. Doszło przy tym do starć ze sprowadzonymi oddziałami milicji, wiele osób zostało poranionych i aresztowanych. "Idąc rano do sklepu, zauważyłam, że pod krzyżem kobiety sprzeczają się z robotnikami, którzy mówili, że będą robić wykopy pod szkołę i mają usunąć krzyż. Zaczęła się awantura. Robotników odepchnięto od krzyża, pod którym natychmiast pojawiły się świece i kwiaty. Szybko zawiadomiłam siostrę i pobiegłam do szwagra, który przepisał punkt z Konstytucji PRL mówiący o wolności wyznania. Kartkę z tym cytatem powiesiłam na krzyżu. Później przybyła milicja, szczując nas psami" - wspominała J. Drąg.

W obronie krzyża nowohuckiego brał udział m.in. Adam Macedoński, Honorowy Obywatel Miasta Krakowa, wówczas młody plastyk i poeta. - Gdyśmy podeszli nieco bliżej krzyża otoczonego przez milicjantów, spotkaliśmy się z grupą robotników. Szybko zdecydowaliśmy, że trzeba atakować. Wziąłem kilka kawałków gruzu, którego było pełno na jezdni. Ruszyliśmy szybko w kierunku krzyża, wołając: "Won spod krzyża, won spod krzyża!" - wspomina A. Macedoński.

Po spacyfikowaniu protestu milicja przeszukiwała klatki schodowe domów i strychy, nie zapomniano także o hotelach robotniczych. Aresztowano wpierw 147 osób, potem zatrzymano kolejnych 200. Do identyfikacji uczestników obrony krzyża wykorzystano m.in. 900 zdjęć wykonanych przez agentów i funkcjonariuszy SB. Wszczęto 170 dochodzeń sądowych, w wyniku których zapadły wyroki od 6 miesięcy do 5 lat. Skierowano także 166 wniosków do kolegiów ds. wykroczeń. - Kary więzienia były z reguły obniżane w II instancji. Trzeba przy tym zaznaczyć, że część z nich otrzymali zwykli chuligani, którzy skorzystali z okazji, by porozrabiać. Z drugiej strony wymierzane przez kolegia grzywny przekraczały niekiedy kilkakrotność zarobków miesięcznych. Średni zarobek w 1960 r. wynosił 1560 zł. Nie pisano jednak do tej pory, że jedną z form represji miały być... wysiedlenia z Nowej Huty. Groził tym Władysław Gomułka, który 14 maja przyjechał do Nowej Huty na uroczystości Dnia Hutnika. Powstała specjalna grupa milicyjna, która typowała osoby do karnych wysiedleń z Nowej Huty. Doszło do nich prawdopodobnie w przypadku tych spośród wytypowanych osób, które mieszkały w hotelach robotniczych. W ramach represji wyrzucano też z pracy - powiedział W. Paduchowski.

Historyk postawił hipotezę dotyczącą prawdopodobnych przyczyn próby usunięcia krzyża w tym właśnie terminie. - Od końca lat 50. znów "dokręcano śrubę" Kościołowi, m.in. cofając zgody na budowę nowych świątyń. Pretekstem była w tym przypadku budowa szkoły "tysiąclatki". W 1960 r., przy okazji obchodów 10-lecia Huty im. Lenina i dorocznych Dni Hutnika. miały się odbyć uroczystości wmurowania kamienia węgielnego pod budowę tej szkoły, z udziałem W. Gomułki, I sekretarza KC PZPR. Przypuszczam, że nie chciano dopuścić do tego, by Gomułka wmurowywał ów kamień w cieniu wielkiego, ośmiometrowego krzyża - powiedział uczony. - Motywy próby usunięcia krzyża były więc ideologiczne. Czytałem pisma do Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych, która zarządzała tym terenem, z pytaniem, czy krzyż przeszkadza w budowie szkoły. Odpisano, że nie. Co ciekawe, a nie było znane do tej pory, dwie brygady robotników odmówiły wykonania tego zadania. Kolejna została sformowana z partyjnych, którzy otrzymali polecenie nie służbowe, lecz partyjne, by wziąć w tym udział - dodał W. Paduchowski.

Negocjacje z władzami dotyczące uspokojenia sytuacji prowadził bp Karol Wojtyła. Widać w dokumentach, że już 28 kwietnia rozmawiał z władzami miejskimi. Odrzucił ich sugestie o winie strony kościelnej za zaistniałą sytuację. "Przyczyna wypadków nie leży w wystąpieniu ks. Satory [proboszcza bieńczyckiego, który poinformował wiernych o zamiarach usunięcia krzyża], ale w tym, że nie zrealizowano dla ludności przyrzeczeń władz. Ludność wystąpiła w obronie rozpoczętych prac pod budowę kościoła i w obronie krzyża, który jest dla nich synonimem tego, w co wierzą" - stwierdził bp Wojtyła w odezwie do wiernych parafii Bieńczyce, wydanej kilka dni po obronie krzyża.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..