W Kalwarii Zebrzydowskiej odprawiono dziś nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Rozpoczęły je rozważania abp. Marka Jędraszewskiego poświęcone "Piłatowemu sądowi nad dzieckiem nienarodzonym". - "Nie zabijaj!". Kochaj! Broń! Strzeż! Pomagaj! - bo w ten sposób bronisz i strzeżesz również swojego człowieczeństwa - mówił metropolita krakowski.
Przypomniał postać żyjącego w II wieku św. Melitona, biskup Sardes, miasta znajdującego się w Azji Mniejszej.
- Zasłynął jako autor wspaniałej homilii paschalnej, w której wysławiał Jezusa Chrystusa przynoszącego światu nadzieję zwycięstwa nad śmiercią, grzechem i szatanem. "On [bowiem] jest Tym, który nas wywiódł z niewoli na wolność, z ciemności do światła, ze śmierci do życia, spod władzy tyrana do wiecznego królestwa i uczynił nas nowym kapłaństwem oraz ludem wybranym na wieki". On jest Paschą naszego zbawienia". Święty biskup na przykładzie postaci biblijnych pokazał, że Chrystus, "Biorąc ciało podległe cierpieniu, wziął na siebie mękę cierpiącego człowieka. To On w wielu musiał znosić wiele. W Ablu został zabity, w Izaaku związano Mu nogi, w Jakubie przebywał na obczyźnie, w Józefie został sprzedany, w Mojżeszu podrzucony, w baranku paschalnym zabity, w Dawidzie prześladowany, w prorokach zelżony". Cierpi także w nienarodzonych dzieciach stawianych przed współczesnymi Piłatami. - Bez wniknięcia w przebieg sądu Piłata nad Chrystusem nie zrozumiemy też istoty dramatu, jaki ma dzisiaj miejsce, gdy wielcy tego świata sprzysięgli się przeciwko życiu nienarodzonego dziecka - powiedział metropolita.
Opowiedział,językiem biblijnym, jak wyglądałby teraz ów Piłatowy sąd, doprowadzający do śmierci niewinnego, bezbronnego człowieka.
- A gdy nastał ranek nowego dnia ludzkości, kiedy rządy prawa miały osiągnąć jeszcze wyższy niż dotąd poziom, wszystkie tak zwane autorytety i przywódcy ludu zawarli pakt przeciw nienarodzonemu dziecku. Chodziło o to, ażeby kobieta, w której łonie to dziecko już się poczęło i pełne ufności w jej opiekę miało przez dziewięć miesięcy wzrastać aż do dnia swych narodzin, mogła w dowolnej chwili tej opieki odmówić, a dziecko kazać zabić. Sprawę wnieśli przed sąd Namiestnika, który miał moc stanowienia prawa. W tym samym czasie podburzony przez wszechwładne media tłum na ulicach wszystkich większych i mniejszych miast świata wołał: "Aborcja na życzenie! Aborcja na życzenie!". "Jaką skargę wnosicie przeciwko temu dziecku? " - zapytał Namiestnik. "Gdyby nie domagało się opieki ze strony kobiety i innych ludzi, która to opieka ogranicza ich prawo do beztroskiego rozkoszowania się dobrami tego świata, nie wydalibyśmy go tobie" - odpowiedziały zgodnie autorytety i przywódcy ludu. Wobec takiego postawienia sprawy Namiestnik rzekł: "Ja jednak nie znajduję w nim żadnej winy. Nie znalazłem w nim niczego zasługującego na śmierć". Wówczas autorytety odparły: "Stwierdziliśmy, że samym swoim zaistnieniem podburza nasz naród, odwodzi od płacenia podatków na inne, bardziej ważne dla życia naszego społeczeństwa cele, a ponadto podaje siebie za człowieka. A przecież to jest co najwyżej zlepek komórek, zarodek, zygota, płód - a nie człowiek!". Równocześnie wołania tłumu: "Aborcja! Aborcja!" stawały się coraz bardziej głośne i agresywne. „Nie słyszysz, jak wiele zeznają przeciw tobie?” – pomyślał Namiestnik. Dziecko jednak milczało. W tym momencie żona Namiestnika przysłała mu ostrzeżenie: "Nie miej nic do czynienia z tym nienarodzonym dzieckiem, bo dzisiaj we śnie wiele nacierpiałam się z jego powodu". Namiestnik przypomniał sobie cudowne chwile, kiedy jeszcze tak niedawno wyczuwał swą dłonią, jak w jej łonie porusza się ich dziecko i kiedy kilka miesięcy później przyszedł na świat ukochany synek. Od tego czasu żona stała się nieprzejednanym wrogiem aborcji, a zagrożenie życia każdego dziecka przeżywała tak głęboko, jakby chodziło o jej synka. Przypomniał sobie również, co objaśniali mu przedstawiciele nauk biologicznych, zwłaszcza genetyki i embriologii, że życie człowieka rozpoczyna się w chwili poczęcia i że taka właśnie jest naukowa prawda. Ale że bał się posądzenia o słabość, szybko stłumił w sobie to wspomnienie. "Cóż to jest prawda?" - pomyślał, z satysfakcją przy tym zauważając, że sceptycyzm jest najlepszym lekarstwem na wszelkie prawdy, w tym również naukowe. Jego wahanie bezbłędnie wyczuli przywódcy ludu. "Jeżeli ten zbiór komórek uznasz za człowieka i przyznasz mu prawo do życia, nie jesteś przyjacielem władców tego świata. Co więcej, stajesz się wrogiem «mainstreamowych» mediów. Każdy, kto tak czyni, sprzeciwia się wolności i postępowi" - opowiadał arcybiskup. - Mimo wszystko Namiestnik podjął jeszcze jedną próbę ocalenia życia nienarodzonego dziecka. "Jest u was zwyczaj - powiedział - że na święta dokonuję wyboru zgodnego z waszą wolą. Czy chcecie zatem, abym obdarował prawem do życia to całkowicie niewinne i bezbronne dziecko, czy też abym ułaskawił znanego wam wszystkim zbrodniarza?". Był to człowiek wtrącony do więzienia za rozruch powstały w mieście i za zabójstwo. Jednakże oni odpowiedzieli wielkim wrzaskiem, domagając się, aby wprowadził aborcję na życzenie, a zbrodniarzowi okazał swą łaskę. Słysząc coraz bardziej natarczywe krzyki tłumu: "Aborcja! Aborcja!", Namiestnik zasiadł na trybunale, aby ogłosić wyrok. Widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce, mówiąc: "Nie jestem winny krwi tego dziecka". Zgodnie z zasadami nowoczesnej tolerancji, która pozwala czynić każdemu to, co uważa on za stosowne, dodał jeszcze: "To wasza rzecz", a nienarodzone dziecko zdał na ich wolę - kontynuował swą opowieść metropolita.
Opisał drogę nienarodzonego dziecka na współczesną Golgotę. - W ten sposób rozpoczęła się droga dziecka w stronę kliniki aborcyjnej. Po jakimś czasie wzniósł się do nieba jego przejmujący, niemy krzyk. Otrzymawszy stosowne o tym informacje, Namiestnik wysłał swe służby, aby sprawdziły, czy wszystko odbyło się zgodnie z procedurami: czy tak zwany "zabieg usunięcia ciąży" został skutecznie dokonany, to znaczy, czy dziecko na pewno zostało zabite, czy protestujący aktywiści ruchów "pro life" zostali zatrzymani i czy, zgodnie z doktryną o rozdziale Kościoła od państwa, odpowiednio skutecznie zneutralizowano głosy duchownych katolickich, domagających się poszanowania każdego ludzkiego życia od chwili jego poczęcia aż do momentu naturalnej śmierci. Upewniwszy się, że zamierzony cel został osiągnięty ku pełnej satysfakcji tłumu, Namiestnik nakazał sprawę wpisać do odpowiednich rejestrów, aby mogła stać się prawem obowiązującym dla wszystkich - zakończył swą opowieść abp. Jędraszewski.