Na 50-lecie misji karmelitańskich w Burundi o. Maciej Jaworski OCD buduje domy dla 150 rodzin w wiosce Cani.
W jaki sposób karmelici bosi pomagają Pigmejom?
Po pierwsze, nie chcemy z nich robić inwalidów ani zastępować w walce o życie. Po drugie, to ludzie dobrej woli pomagają, my jesteśmy tylko pomostem. Po trzecie, bez animatorów świeckich niewiele byśmy wskórali. To klucz. Prowadzimy projekty w 4 kategoriach: edukacja, rolnictwo, zdrowie i budowa domów. W edukacji animatorzy pilnują, by nam dzieci nie znikały ze szkoły. Pomagamy również w wyposażeniu – zeszyt, długopis, mundurek. Wynajmujemy ziemię uprawną, by mogli pracować dla siebie i nie byli niesprawiedliwie wykorzystywani. Organizujemy mini spółdzielnie, którym powierzamy kozy, by uczyli się hodowli, a nie od razu chcieli je zjeść. Ruszamy z pierwszymi ulami. Sadzimy drzewa owocowe, szczególnie cenne avocado, by chronić dzieci przed syndromem głodowym.
Co jest dziś największym wyzwaniem?
To nie jest misja stacjonarna. Posługujemy wśród rozsianych wiosek na terenie dwóch diecezji i trzech województw, monitorujemy nasze pigmejskie dzieci w 37 szkołach. Dojeżdżamy z programem „Koza dla Pigmeja” do 10 wiosek. Czasami to są osady po 30 lub 40 rodzin, a czasami większe społeczności, jak ta, w której rozpoczynamy budowę domów w tym roku, gdzie żyje 150 rodzin. To misja ambulans. Nasz Karmel jest w centrum stolicy, skąd dojeżdżamy na peryferie. Mamy kaplicę z wiernymi w mieście, codzienne wystawienie Najświętszego Sakramentu, regularny dyżur spowiedzi. Tu kształcą się klerycy na studiach filozoficznych, a w wolnych chwilach jadą do wiosek. Jednym z kierunków rozwoju ma być angażowanie miejscowych świeckich z miasta do posługi wobec najbiedniejszych.
Od ilu lat Ojciec pracuje wśród Pigmejów?
We wschodniej Afryce posługuję od 16 lat: najpierw 10 lat w Rwandzie, potem 2 lata w Kenii i od 4 lat misja w Burundi. Z Pigmejami jestem od 3 lat. Zacząłem po zakończeniu peregrynacji relikwii św. Teresy, wierząc, że to jest owoc jej błogosławionego pobytu. To nam otworzyło nowe perspektywy misyjne. Dziś, w roku jubileuszowym 50-lecia przybycia polskich karmelitów do Burundi, otwierają się przed nami kolejne i kolejne przestrzenie. Martwi mnie niezrozumienie wśród rodziców wartości elementarnej edukacji u ich dzieci. To rodzice są często hamulcowymi edukacji ich dzieci. To ich musimy przekonywać, że warto, żeby dziecko umiało czytać, pisać i liczyć. Ale to jeszcze długa droga. Chodzi o to, by wzbudzić pozytywną ambicję. Ale gdy jest niedożywienie, to łatwo mi mówić o owocach edukacji za 10 lat u dziecka, gdy tymczasem oni potrzebują rąk do pracy dziś, by wieczorem coś zjeść… Cieszą mnie dwaj studenci, których ściągnąłem do stolicy. Studiują dzięki hojności polskiej rodziny. Cieszą mnie dzieci pokonujące krzywdzące stereotypy o pigmejskiej inteligencji, zajmujące czasami pierwsze miejsca w klasie. Cieszy mnie każde przekroczenie granicy uprzedzenia, cieszy każdy gest budowania braterstwa w lokalnym społeczeństwie.