O tym, jak Łagiewniki stały się stolicą kultu miłosierdzia Bożego po zawierzeniu świata Bożemu miłosierdziu przez Jana Pawła II, opowiada s. Elżbieta Siepak, rzeczniczka Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia.
Monika Łącka: Dzień 17 sierpnia 2002 r. na pewno był dla Siostry wyjątkowy. Co najbardziej zapadło w Siostry pamięć i serce?
S. Elżbieta Siepak ZMBM: Nic nie zapowiadało tak niezwykłego wydarzenia, jakim było zawierzenie świata Bożemu Miłosierdziu. Nikt się tego nie spodziewał, nie pisały o tym media, nie było żadnego przygotowania wiernych, ale w sercach ludzkich na pewno było to pragnienie, skoro wypowiedzenie tego aktu przez Jana Pawła II spotkało się z tak entuzjastycznym przyjęciem i stało się modlitwą dla milionów ludzi na całym świecie. Nim Jan Paweł II wypowiedział ów akt, podał przyczynę, która go do tego skłoniła. Jeszcze raz nakreślił sytuację świata, który z głębin ludzkiego cierpienia na wszystkich kontynentach woła o miłosierdzie Boga. Najbardziej poruszyły mnie słowa, w których papież, nawiązując do słów Pana Jezusa zapisanych w "Dzienniczku" św. Faustyny, powiedział: "Niech się spełni ta zobowiązująca obietnica Jezusa, że stąd wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje". Nikt wcześniej w nauczaniu Kościoła nie odniósł się do słów Jezusa, mówiących, że właśnie to orędzie miłosierdzia, które wyszło z Polski, z łagiewnickiego sanktuarium, ma przygotować świat na powtórne przyjście Chrystusa na ziemię. W kontekście tych słów lepiej widać, jak wielkie znaczenie ma misja św. Faustyny głoszenia światu orędzia Miłosierdzia.
Modląc się o Boże Miłosierdzie, chcemy, by Bóg przebaczył nam grzechy, ochronił nas od zła, od potępienia. Może jednak powinniśmy dostrzegać głębszy wymiar tego wołania o miłosierdzie?
Wołanie o miłosierdzie Boga powinno najpierw dotyczyć spraw duchowych, bo one decydują o naszym szczęśliwym życiu na ziemi i w wieczności. Gdy sparaliżowanego człowieka przyniesiono do Jezusa, On najpierw odpuścił mu grzechy. A gdy faryzeusze myśleli, że Jezus bluźni, bo tylko Bóg może odpuszczać grzechy, wówczas uzdrowił również jego ciało. My najczęściej myślimy odwrotnie, dlatego najpierw modlimy się o to, co jest potrzebne do życia ziemskiego, a potem myślimy o sprawach duchowych. Moim zdaniem kluczowe jest poznanie Boga w tajemnicy Jego miłosierdzia, bo to kształtuje relacje nie tylko z Bogiem, ale także z innymi ludźmi, oraz spojrzenie na samego siebie. Święta s. Faustyna zapisała w "Dzienniczku" słowa Jezusa: "Jestem miłością i miłosierdziem samym". Poznanie i doświadczenie miłosiernej miłości Boga rodzi i rozwija w nas postawę zaufania wobec Niego i miłosierdzia względem bliźnich. Wtedy wiemy, że Bóg jest blisko, że troszczy się o wszystkie nasze sprawy - duchowe i te, które związane są z naszą egzystencją na ziemi - i daje nam, zanim Go o to poprosimy. Miłosierdzie Boga - co widać w obietnicach, jakie Jezus związał z formami kultu przekazanymi św. s. Faustynie - obejmuje wszystkie sprawy człowieka, nie tylko te, które dotyczą odpuszczenia grzechów czy łaski nawrócenia. Jezus mówi: "Uprosisz wszystko, co jest zgodne z Moją wolą", czyli dobre dla nas teraz i w wieczności. Ale najwięcej mówi o modlitwie za grzeszników: "Najmilsza Mi modlitwa to modlitwa za nawrócenie dusz grzesznych; wiedz, córko Moja, że ta modlitwa zawsze jest wysłuchana". Prosił o modlitwę za konających, którzy w chwili, gdy są najsłabsi i atakowani przez złego ducha, dokonują najważniejszego wyboru, który decyduje o wieczności: "Módl się, ile możesz, za konających, wypraszaj im ufność w Moje miłosierdzie, bo oni najwięcej potrzebują ufności, a najmniej jej mają". Jezus prosił też o modlitwę za kapłanów i osoby konsekrowane, bo oni są na pierwszej linii frontu w walce o zbawienie dusz i dlatego potrzebują logistycznego zaplecza w postaci modlitwy, za dusze cierpiące w czyśćcu, bo one mogą liczyć tylko na naszą pomoc, i za cały świat, który swą biedą moralną woła o miłosierdzie.