Już za nieco ponad dwa tygodnie wyruszy 44. Piesza Pielgrzymka Krakowska

Wśród pątników nie brakuje osób, których życiowa historia jest namacalnym dowodem, że Częstochowska Pani ratuje i pomaga rozwiązywać problemy.

Swoje pierwsze spotkanie z Maryją Piotr wspomina, jako… nieudane, pełne złości i goryczy. Poczuł się nawet przez Nią odrzucony. Nie przypuszczał, że mimo to Matka Boża będzie nad nim czuwać i kiedyś przemieni jego życie.

40-letni Marek, człowiek po przejściach, przekonuje z kolei, że historia jego dzieciństwa i młodości jest tak bardzo mroczna, że aż przerażająca. - Dziś moje życie to chodzenie w cudownym blasku Bożego światła - mówi, nie kryjąc wzruszenia,

Również Ania i Kuba nie mają wątpliwości, że uratowała ich Jasnogórska Pani. Dziś są szczęśliwym małżeństwem, mają troje dzieci. Kiedyś jednak stanęli nad przepaścią rozwodu, bo rodzice Kuby robili wszystko, by rozbić ten związek, niszcząc przy okazji zdrowie Ani.

O tym, w jaki sposób ukojenie zostało wymodlone na Jasnej Górze, także Adam mógłby opowiadać godzinami. - Gdy jednak z perspektywy czasu parzę na moje małżeństwo, zastanawiam się, dlaczego to wszystko mnie spotkało? Dlaczego Bóg nakreślił właśnie taką ścieżkę mojego życia? - zamyśla się mężczyzna.

Warto poznać te świadectwa.

Na Jasną Górę Piotr po raz pierwszy pojechał z katechetą, który po Pierwszej Komunii zabrał na pielgrzymkę do Częstochowy ponad 50 dzieci i ich rodziców. - Mówił, że jedziemy do wyjątkowego miejsca, do Maryi, naszej Matki, i że stanie się tam coś niezwykłego. Opowiadał również, że szczególnie bliscy są Jej ci, którzy są samotni i nieszczęśliwi, a ja za takiego właśnie się uważałem - wspomina. Miał 9 lat i od jakiegoś czasu mieszkał w domu dziecka. Jego rodzice zginęli tragicznie w wypadku samochodowym, z którego on wyszedł bez większych obrażeń. Czuł się tam źle, ale nie dlatego, że ktoś mu robił krzywdę. - Po prostu byłem samotny i tęskniłem za rodzicami - wzrusza się Piotr. Na Jasnej Górze wcale nie zauważył, by wydarzyło się coś wyjątkowego. Przeciwnie, czuł się raczej rozczarowany i odtrącony przez Matkę, której chciał się pożalić na zły los.

Drugie spotkanie z Maryją Jasnogórską też do udanych nie należało, ale Piotr jeszcze nie wiedział, że choć on był na duchowej pustyni, to Matka Boża usłyszała jego wołanie i nie zamierzała zostawiać go samemu sobie. Dawała dyskretne znaki. Tym najważniejszym znakiem okazała się Marta, dziewczyna, w której Piotr zakochał się bez pamięci, i która… co roku chodziła w Pieszej Pielgrzymce Krakowskiej na Jasną Górę. To właśnie jej religijność, która do niczego nie przymuszała, ale pokazywała, czym są miłość i wiara w Boga sprawiły, że skorupa otaczająca serce Piotra zaczęła pękać. Z całą pewnością nie było więc przypadku w tym, że Marta i Piotr ślub brali w kościele noszącym wezwanie Matki Bożej  Częstochowskiej, że w prezencie ślubnym dostali m.in. jasnogórską ikonę i że Piotr oświadczył, iż od jakiegoś czasu idzie już drogą poznawania Ewangelii.


Dzieciństwo Marka było biedne i smutne, a co najgorsze - pozbawione miłości. Wiele razy płakał skulony z bólu, bo ojciec, uzależniony od alkoholu, bił swoje dzieci. Im częściej się to powtarzało, tym większa nienawiść w stosunku do ojca rosła w sercu Marka. Nic dziwnego, że mając takie doświadczenia już jako nastolatek trafił do ulicznego gangu, a gdy zaczął trenować sztuki walki, myślał tylko o jednym: by kiedyś zemścić się na ojcu za wszystkie doznane krzywdy. By ten już nigdy nie podniósł ręki ani na niego, ani na mamę Marka, ani na jego rodzeństwo. Niestety, taki moment w końcu nastąpił. Niestety, bo pewnego dnia Marek wrócił do domu w momencie, gdy ojciec bił matkę kijem od szczotki. Ciosy, które zadał mu Marek, były tak mocne, że nieprzytomny ojciec trafił do szpitala, a Marka aresztowała policja. W poprawczaku Marek przeżył szok, ponieważ okazało się, ze kapelanem jest ksiądz, którego pamiętał ze szkoły. Ten sam, który przed laty dał mu obrazek z Matką Bożą Częstochowską. Wtedy jednak było to dla Marka bez znaczenia. Teraz kapłan dał mu go po raz drugi, mówiąc ważne słowa: „Marku, codziennie modliłem się za ciebie. Może to Ona ciebie ocaliła, byś nie zabił ojca? Bo wtedy byłbyś mordercą…”.

- Chciało mi się krzyczeć ze wzruszenia. Zrozumiałem, że komuś na mnie naprawdę zależy - przyznaje Marek. Kilka miesięcy później, gdy Marek miał wyjść z poprawczaka, odbyli jeszcze jedną rozmowę, która sporo miała zmienić w jego życiu. Prawdziwy przełom nastąpił zaś, gdy ks. Jan, jakiś czas później, zaprosił Marka na pielgrzymkę do Częstochowy, gdzie poznał Anię, kuzynkę kapłana. Od pierwszego wymienionego spojrzenia Marek wiedział, że dzieje się właśnie coś wyjątkowego. Gdy otworzył się przed nią, opowiadając swoje życie, Ania zaprowadziła go do kaplicy Cudownego Obrazu i zapewniła Marka, że Maryja go teraz poprowadzi. Poprowadziła ich oboje, bo sześć lat później ks. Jan błogosławił ich ślub.

« 1 2 »