Dla 120 tys. pątników, którzy w Wielki Piątek przyjechali do Kalwarii Zebrzydowskiej, udział w misterium był dotknięciem najważniejszych tajemnic wiary.
Wiele osób w Chwalebnym Misterium Męki Pańskiej uczestniczyło przez wszystkie dni, gdy wystawiane były jego kolejne sceny, jednak kulminacja wydarzeń trwających w sanktuarium pasyjno-maryjnym w Kalwarii Zebrzydowskiej przypada właśnie na Wielki Piątek. Piękna, wiosenna pogoda sprawiła, że tym roku w polskiej Jerozolimie modliło się prawdziwe morze pątników, którzy do Kalwarii zmierzali, gdy jeszcze było ciemno, i których prowadziły tutaj gorąca wiara w sercach oraz chęć przeżycia wydarzeń znanych z kart Ewangelii tak, jakby działy się one tu i teraz.
- Dla mnie nie ma drugiego takiego miejsca, jak Kalwaria. Nie zawsze mogę uczestniczyć w misterium, bo czasem różne obowiązki uniemożliwiają mi przyjazd, dlatego cieszę się za każdym razem, gdy znów mogę poczuć ten klimat i wyobrazić sobie, że jestem częścią tego wszystkiego, co stało się ponad 2 tys. lat temu. Patrząc na aktora, który wciela się w Jezusa, mam wrażenie, jakby to był On, żywy i tutaj obecny, doświadczający prawdziwej męki. Staram się więc o maksymalne skupienie, gdy razem z nim idę na Golgotę - przyznaje Justyna, a Iza zauważa, że pewnie każdy, kto zdecydował się iść tutaj za Jezusem, przyniósł w sercu jakąś intencję.
- Ja zawsze proszę o zdrowie dla moich bliskich, o Bożą opiekę dla nas - mówi Janek i dodaje, że w tym roku całą drogę pokonuje się wyjątkowo łatwo i bez takiego wysiłku, który towarzyszy pątnikom gdy pada deszcz lub śnieg, lub gdy pod nogami jest takie błoto, jak chociażby rok temu, kiedy trzeba było uważać na każdy krok. - Wtedy człowiek modli się kilka razy goręcej - zapewnia.
Pierwsze sceny wielkopiątkowego misterium rozgrywają się już od godz. 6 rano (poranny sąd "U Kajfasza"), a śpiew pielgrzymów słychać tutaj było jeszcze wcześniej. Z każdą godziną przybierał on na sile, podobnie jak i emocje towarzyszące uczestnikom wydarzeń. Na ich twarzach widać skupienie, zatopienie wręcz w modlitwie, także wtedy, gdy głoszone są krótkie homilie i gdy później rozważane są kolejne stacje Drogi Krzyżowej. Zanim ona jednak się rozpocznie, Jezus od Kajfasza prowadzony jest na sąd do Heroda, bo kierowani gniewem faryzeusze chcą wymóc już na nim skazujący wyrok na Tego, którego oskarżają o bluźnierstwo. Herod uznaje jednak, że nie chce mieć z tą sprawą nic wspólnego i odsyła uczonych w piśmie do Piłata. Rozmodlony tłum idzie więc dalej, a widok zakutego w łańcuchy Jezusa powoduje, że co jakiś czas osoby będące najbliżej mówią: "Jezu, spójrz i na mnie…". A Jezus idzie w milczeniu, popychany przez otaczających go żołnierzy.
W końcu, przy ratuszu "U Piłata" dokonuje się to, co stać się musiało: choć i Piłat kilka razy powtarza, że nie znajduje w Nim żadnej winy, to jednak zaszantażowany przez faryzeuszy wydaje wyrok skazujący - najpierw na ubiczowanie, a potem na śmierć. Uwalnia natomiast Barabasza, który najpierw triumfalnie unosi ręce, a potem zastyga na moment, gdy jego wzrok spotyka się ze wzrokiem Jezusa. Na twarzach faryzeuszy widać zaś prawdziwą nienawiść, gdy krzyczą: "Ukrzyżuj Go!". I nie ma już nikogo, kto stałby tutaj obojętnie, zwłaszcza wtedy, gdy skazaniec znika w pretorium, skąd dobiegają krzyki i dźwięki kolejnych uderzeń bicza. Narrator opowiada z kolei, jak Jezus stoi już w kałuży krwi, czekając resztkami sił aż żołnierze skończą. Kończą, ale zanim Piłat wyda Jezusa na ukrzyżowanie, i zanim rozpocznie się Jego Droga Krzyżowa, zebrani w Kalwarii słyszą jeszcze tradycyjną homilię abp. Marka Jędraszewskiego, który mówi o tym, że i dziś trwa sąd nad Polską i nad światem, a sądzone i skazywane na śmierć są dzieci, zabijane jeszcze przed narodzeniem.
Po chwili widzimy już ubiczowanego Jezusa, którego żołnierze muszą już podtrzymywać, by nie upadł. Przejmująco brzmią też słowa Jezusa, mówiącego do Piłata, że ten nie miałby żadnej władzy nad Nim, gdyby jej nie dostał od Ojca. W końcu żołnierze wyprowadzają Chrystusa tam, gdzie rozpoczyna się droga na wzgórze Golgoty. Rozmodlony tłum idzie dalej i z przejęciem patrzy, jak Jezus upada pod krzyżem - raz, drugi i trzeci, jak spotyka płaczące niewiasty, i jak jest przybijany do krzyża, by zbawić cały świat.
Całej homilii abp. Marka Jędraszewskiego można posłuchać TUTAJ.