Nie bój się Boga i przyjdź do Niego ze wszystkim, co masz - zachęcał ks. Jan Gierlak podczas zakończenia Doby dla Pana na Piaskach Nowych.
Od piątkowego popołudnia do sobotniego wieczora trwała w Krakowie Doba dla Pana zorganizowana w czterech kościołach: Najświętszej Maryi Panny z Lourdes, św. Judy Tadeusza w Czyżynach, bazylice oo. franciszkanów i w kościele Matki Bożej Różańcowej na Piaskach Nowych.
Zakończenie tego wydarzenia dla trzech pierwszych miejsc oraz dla tych, którzy w dobie brali udział, połączone z Jubileuszem Miłosierdzia Studentów, odbyło się w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. (Czytaj: Bp Ryś: Jezus chce stać się naszym grzechem). Osobne, lecz równie owocne duchowo zakończenie akcji 24h dla Pana odbyło się natomiast na Piaskach Nowych.
- Wielu tej doby pełnej cudów nawróceń i naprawy relacji z Bogiem stało się synami marnotrawnymi - zarówno poprzez spowiedź (w tym spowiedź generalną), jak i poprzez to, że spędzili czas klęcząc przez Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Wielu też za Nim zatęskniło. Jest się z czego cieszyć, bo może te godziny nocnej adoracji przybliżyły kogoś do Boga - mówił w kazaniu ks. Ireneusz Okarmus, proboszcz parafii, nawiązując do przypadającego na dziś fragmentu Ewangelii.
Jak przekonywał, starszy syn nie tylko nie potrafił cieszyć się wraz z ojcem z powrotu syna marnotrawnego, ale wręcz wściekł się na niego za dobre przyjęcie brata. Ojciec jednak otwiera mu oczy swoim miłosierdziem mówiąc do niego z czułością: Dziecko moje… - W tym kontekście warto spojrzeć na siebie. Każdy z nas jest bowiem synem marnotrawnym, który powinien powracać do Ojca. Gorzej, jeśli bliżej jest nam do postawy starszego syna, któremu wydaje się, że jest sprawiedliwy, pobożny, rozmodlony, wierny, a tak naprawdę nie robi nic wielkiego i nie ma się czym chwalić. Duchowość chrześcijańska powinna więc polegać na tym, aby wyrzucać z siebie postawę starszego syna, czyli nie zazdrościć, że Bóg komuś przebacza i błogosławi oraz nie odbierać radości tym, którzy mogliby się cieszyć - tłumaczył ks. Okarmus.
Po Eucharystii odbył się koncert uwielbienia Jezusa w Najświętszym Sakramencie prowadzony przez zespół "Matula", połączony z wieczorem świadectw.
- Zostałem wychowany w domu, w którym oddychało się wiarą. Co roku, gdy przychodził maj, ojciec jechał w pole i mówił nam: "Idźcie do kościoła i pomódlcie się też za mnie, bo ja tu muszę pracować, żebyśmy mieli co jeść'. Gdy już byłem w seminarium, na 2. roku, w Wielki Poniedziałek odebrałem telefon z domu. Tata zmarł nagle mając 48 lat. W tym momencie rozsypała się moja pewność, że Bóg nas kocha. Do tej pory wydawało mi się, że w to wierzę, a wtedy wołałem do Niego: "Gdyby tak było, nie zabrałbyś ojca!" - opowiadał ks. Jan Gierlak MS, duchowy opiekun zespołu. Także modlitwa nie miała wtedy dla niego sensu, chciał odejść z seminarium. Postanowił jednak dać Bogu "ostatnią szansę".
- Powiedziałem: "Boże, jeżeli jesteś, to kup mi sandały. Mój ojciec by mi je kupił". Akurat zaczynała się wiosna. Następnego dnia podszedł do mnie współbrat z pytaniem, który mam numer butów. Okazało się, że taki sam, jak on, i że dzień wcześniej dostał paczkę z dwiema parami sandałów. Jedne chciał mi dać. Nogi się pode mną ugięły. Już wiedziałem kto się o mnie troszczy… - wyznawał dodając, że zrozumiał też, iż do tej pory tylko wydawało mu się, że ma wiarę, o której mówił Jezus, ale życie ją zweryfikowało. Była iluzją.
- Wiele osób wchodzi na taki kruchy grunt, który pęka i dopiero nowe doświadczenie pokazuje prawdę. Bóg dając mi buty zaczął na nowo budować moją wiarę i dziś, mając 50 lat, czuję się dzieckiem Bożym. Nie boję się powiedzieć: Tatusiu potrzebuję czegoś, boję się. I wy nie bójcie się powiedzieć do Boga: Tatusiu, nie mam siły, czasem mam dość, nie mam siły żyć. Nie chowajmy się w krzakach, bo nie musimy się bać Boga. Ze wszystkim możemy do Niego przyjść. Mamy się jedynie troszczyć o Królestwo, a wszystko będzie nam dane - przekonywał ks. Gierlak.
Zachęcał też, by każdy, gdy jest mu źle, położył rękę na swojej głowie i poczuł, jak kładzie ją Bóg mówiąc: "Ty jesteś moją córką/ synem umiłowanym, ważniejszym niż wszystkie ptaki na niebie". Przestrzegał również - jako doświadczony egzorcysta - aby nie zapominać, że jest ktoś, kto chce nam tę wiarę zburzyć. To osobowe zło.
Z kolei Michał Grzywacz, akustyk zespołu, podzielił się świadectwem swego uzdrowienia. Niedawno, gdy "Matula" grali koncert kolęd w jedynym z krakowskich kościołów, w którym było zimno, bardzo nie chciało mu się spędzać w świątyni kolejnej godziny. Zaczęła się jednak wtedy modlitwa o uzdrowienie prowadzona przez ks. Jana. - Najpierw powiedział, że uzdrowiony został 52-letni mężczyzna. Byłem sceptyczny. Pomyślałem: co ja tu robię, że to prawie jak sekta. Po chwili usłyszałem, że uzdrowiony został też mężczyzna chorujący na astmę. Pomyślałem: byłaby heca, gdyby chodziło o mnie - wspominał. Od lat chorował bowiem na astmę, a od dłuższego czasu męczyły go też bóle głowy. Tak silne, że wyłączały go z życia.
- Trzy dni później znów pomyślałem, że to chyba jednak o mnie chodziło. Bóle zniknęły bezpowrotnie i wiem, że to uczynił to Bóg. Tamtego dnia moja żona siedziała w domu i rozbierała dach na części wpuszczając Jezusa do mnie. Modlitwą szturmowała niebo. To jej wiara mnie uzdrowiła - zapewnia Michał.
W drugiej części koncertu wszyscy mogli podejść do ks. Jana, który modlił się nad każdym i błogosławił Najświętszym Sakramentem.
Przeczytaj także: