- Piloci śmigłowców wystartowali jeszcze w trakcie burzy. Zaangażowanie całej naszej ekipy lotniczej jest nie do przecenienia - powiedział naczelnik TOPR Jan Krzysztof.
Podkreślił, że działania zostały podjęte w pierwszej możliwej chwili. - Trzeba mieć na uwadze, że pierwsi ratownicy na Giewoncie byli jeszcze w trakcie burzy, więc ryzyko było bardzo duże - powiedział podczas piątkowego briefingu naczelnik TOPR J. Krzysztof.
Ocenił, że koordynacja lotów śmigłowców wyszła bardzo dobrze. - Bez naszego śmigłowca Sokół nic byśmy nie zrobili. Również nieocenione były cztery śmigłowce LPR, w tym jeden, który działał w górach, a trzy pozostałe transportowały poszkodowanych do szpitali w Małopolsce - wyjaśnił naczelnik TOPR. W gotowości do akcji ratunkowej był także policyjny śmigłowiec Black Hawk.
Śmigłowiec Sokół w piątek będzie nadal wykonywał loty w okolicach Giewontu i Tatr Zachodnich, aby ratownicy z jego pokładu mogli sprawdzić, czy jakieś kolejne osoby nie potrzebują pomocy. Loty mają rozpocząć się przed południem.
- Do spenetrowania pozostaje przede wszystkim północna ściana Giewontu, widoczna od strony Zakopanego. Tą ścianę będziemy obserwować z pokładu śmigłowca dosyć precyzyjnie. Mamy informacje, że zaginionych w górach może być od 9 do 16 osób. Trzeba mieć jednak na uwadze, że nie wszyscy poszukiwani faktycznie mogli udać się w góry. W wielu miejscach w Tatrach, również w schroniskach, nie ma zasięgu telefonicznego, dlatego do tych liczb musimy podejść spokojnie - ocenił naczelnik.
Czytaj także: